Gdzie lewicowy polityk spędza lato? "Stara chałupa, wodę wyciągam wiadrem" [URLOP OD POLITYKI]

- Znajomi mają starą, wiejską chałupę, wodę wyciąga się ze studni wiadrem. Na szczęście studnia jest dość blisko - wspomina swoje wakacje Adrian Zandberg, jeden z liderów partii Razem.

- Gdyby pan zadzwonił parę lat wcześniej, pewnie miałbym ciekawsze historie z wakacji, z Kurdystanu czy z Tybetu. Mógłby pan też zadzwonić za kilka lat, bo jak dzieci trochę podrosną, zamierzamy wrócić do podróży z plecakiem - mówi mi Adrian Zandberg, najbardziej rozpoznawalny działacz lewicowej partii Razem.

Nie odpuszczam jednak i pytam, gdzie polityk spędza w tym roku wakacje. Okazuje się, że lubi jeździć na Podlasie. W czerwcu spędził tam kilka dni z żoną i dziećmi - sześcioletnią Olgą i dwuletnim Olafem.

- Na Podlasiu w wyborach wygrywa PiS. Dochodzi do politycznych dyskusji z mieszkańcami? - pytam. - Najczęściej bywam na południowo-wschodnim Podlasiu, a ten region PiS-u nie kocha, wręcz przeciwnie. To wielokulturowy teren, mieszka tam sporo ludności prawosławnej. Tradycyjnie głosowało się tam na lewicę - tłumaczy Zandberg.

Sprawdzam - rzeczywiście, w okręgu hajnowskim w wyborach parlamentarnych w 2015 roku pierwsze miejsce zajęła Platforma Obywatelska, drugie miejsce - Zjednoczona Lewica. Partia Razem dostała w tym okręgu ok. 3,4 proc. głosów. W pozostałych okręgach na Podlasiu zwyciężył PiS.

Adrian Zandberg z rodziną, 2015 r.Adrian Zandberg z rodziną, 2015 r. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Wyborcza.pl .

 - Ludzi na Podlasiu bardzo niepokoi wybielanie przez prawicowych polityków postaci pokroju "Burego". Ten człowiek był odpowiedzialny za czystki etniczne! Robienie z niego bohatera to skandal. Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają, do jakich tragedii wtedy dochodziło, jak brat występował przeciwko bratu - mówi lider Razem.

Zastanawiam się, czy dyskusje o "Burym" i innych trudnych tematach podczas urlopu z rodziną nie są czymś, czego stara się unikać. Zandberg wyjaśnia, że nie ma z tym problemu. - Są politycy, którzy podchodzą do rozmowy z ludźmi jak do znienawidzonego obowiązku. Ja to lubię. Działam politycznie, bo wierzę w to, co mówię i chcę przekonać do tego innych - mówi.

Zandberg ceni to, że na Podlasiu bywa "spartańsko". - U znajomych, którzy mają starą, wiejską chałupę, nie ma bieżącej wody. Wyciąga się ją ze studni wiadrem. Ma to swój urok, a studnia szczęśliwie jest dość blisko domu - opowiada polityk. Córka w trakcie leśnych spacerów podgląda ptaki i chrząszcze, a Adrian Zandberg oddaje się serowym ucztom. Ostatnio próbował nadbużańskiego sera czosnkowego - i zachęca, bym też go skosztował, jeśli będę miał okazję.

Chcę wiedzieć, czy wakacje w lewicowej polityce to sezon ogórkowy. - Wręcz przeciwnie. Zaraz ruszamy ze zbiórką podpisów pod projektem złagodzenia ustawy antyaborcyjnej. Organizujemy spotkania w lipcu i sierpniu, działamy też w sprawach pracowniczych. Czy organizujemy mniej spotkań? Niech zerknę do kalendarza... Częstotliwość spotkań mam w lipcu podobną jak w maju czy w czerwcu. Jak pan widzi nie wygaszamy latem działalności - mówi.

Adrian Zandberg na warszawskiej Manifie, 05.03.2017 r.Adrian Zandberg na warszawskiej Manifie, 05.03.2017 r. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

W wakacje Zandberg, który z zawodu jest programistą, zamierza też (choć zaznacza, że pewnie nie będzie miał na to za dużo czasu) oddać się swojemu hobby, czyli przerabianiu domowych urządzeń elektronicznych.

- Ostatnio dostosowałem sobie ekspres do kawy tak, żeby dało się go uruchomić przy pomocy telefonu, bez wstawania z łóżka. Napisanie prostej aplikacji i podłączenie sterowania przez internet nie było szczególnie skomplikowane - mówi.

- Na ekspres stracił pan już wobec tego gwarancję - zauważam. Przyznaje mi rację, ale stwierdza, że efekt był tego wart. W głowie ma kilka nowych projektów, ale nie chce zdradzić, jakich.

Kluzik-Rostkowska: Do trzeciej w nocy miasto tętniło życiem. Później nagle opustoszało i pojawiły się watahy psów [URLOP OD POLITYKI]>>>

W sierpniu druga część wakacji: Węgry. - Nigdy jeszcze nie byliśmy na węgierskiej wsi, więc postanowiliśmy ją sobie obejrzeć - mówi. Na Węgry jadą pociągiem. Miłość do kolei pozostała Zandbergowi ze wspólnych wypraw z żoną po Azji. Pytam wobec tego, czy tęsknią za podróżami z plecakiem. - Jeszcze 2-3 lata, dzieciaki będą wystarczająco duże i będzie można do takich eskapad wrócić - odpowiada.

A kilka lat temu Zandberg rzeczywiście sporo podróżował - Irak, Chiny, Kaukaz, Kurdystan... - Azja to jeden z tańszych kierunków. Lubię podróże pociągami, autobusami - można zobaczyć w ten sposób trochę więcej codziennego życia. To ciekawsze od przelatywania nad głowami ludzi - mówi.

Adrian Zandberg na warszawskiej Manifie, 05.03.2017 r.fot. arch. prywatne

Najbardziej chciałby powtórzyć podróż sprzed lat do Kurdystanu. - Kurdowie to dzielny, bardzo paskudnie potraktowany przez historię naród. Są otwarci,  tolerancyjni, podchodzą z szacunkiem do kobiet. Widać to nawet teraz, w realiach wojny. Kurdyjska partyzantka, która walczy przeciwko Państwu Islamskiemu, jest mocno lewicowa. Istotną rolę odgrywają w niej oddziały kobiece.

Dziś, kiedy trwa wojna, wyjazd tam nie jest możliwy. Ale parę lat temu, kiedy było spokojniej, los żyjących pod turecką czy syryjską okupacją też był nie do pozazdroszczenia.

- Do dziś pamiętam scenę, która uświadomiła mi, co to znaczy żyć pod uciskiem. Jechaliśmy rozklekotanym busem, gdzieś pod turecko-syryjską granicą. Nagle busa zatrzymał uzbrojony po zęby oddział tureckiej armii. Nas odstawili na bok, a Kurdów – włącznie ze staruszkami i dziećmi – zaczęli brutalnie przeszukiwać. Pewnie i tak byli umiarkowani, bo mitygowała ich nasza obecność, więc skończyło się na krzykach, szturchaniu i wywalaniu bagażu na drogę. Oczywiście żołnierze niczego nie znaleźli, to
byli cywile, nie żadni partyzanci. Ale nigdy nie zapomnę strachu, który widziałem w oczach Kurdyjek. Z jednej strony była broń i przemoc, z drugiej – upokorzenie i bezsilność.

Za oknem coraz cieplej. Co jednak robić, jeśli przesadzimy ze słońcem?