Prokurator Barbara Kijanko przed komisją ds. Amber Gold. Było nerwowo. "Pan chlapie błotem!"

Prokurator Barbara Kijanko, która w latach 2009-2012 prowadziła sprawę Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, stawiła się przed sejmową komisją śledczą. Przyznała, że sprawa ją przerosła. Posiedzenie zakończyło się scysją między posłem PO a przedstawicielami PiS.

Prok. Kijanko wcześniej dwukrotnie nie stawiła się przed komisją. Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała czy świadek obawiała się zeznań. Kijanko powiedziała, że powodem był stan zdrowia, a w drugim przypadku zbyt późno przekazane wezwanie, które - jak twierdzi - otrzymała już po posiedzeniu komisji.

Pełnomocnik chciał zwolnienia z tajemnicy

Pełnomocnik prok. Kijanko, mecenas Marcin Kradziecki złożył wniosek o zwolnienie jej z obowiązku zachowania tajemnicy służbowej. Przekonywał, że "przyjechali zeznawać, a nie zasłaniać się tajemnicą". Wyjaśnił, że zwolnienie z tajemnicy miałoby na celu zabezpieczenie toczącego się nadal postępowania karnego.

Przewodnicząca komisji oświadczyła, że prokurator nie może się zasłaniać tajemnicą zawodową.

Prokurator Barbara Kijanko zasłania się niepamięcią

Prok. Kijanko na wiele pytań nie udzieliła odpowiedzi. Zasłaniała się niepamięcią, twierdziła, że "nie jest w stanie odtworzyć swojego toku myślenia z roku 2010", oraz że "bardziej pamięta przekazy medialne po sierpniu 2012 roku".

Pierwsza prokurator prowadząca sprawę Amber Gold nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego pełnomocnikowi założyciela firmy Marcina P. udostępniła kopię postanowienia sądu. Jak mówiła Wassermann, dokumenty wydano tydzień przed przesłuchaniem Marcina P.

Wassermann zwróciła uwagę, że w udostępnionym postanowieniu sąd pisał m.in. o słabych punktach, o tym, co należy sprawdzić, a także w którym momencie Marcin P. może nie mówić prawdy.

Kijanko nie potrafiła uzasadnić tamtej decyzji. Argumentowała, że "przepisy postępowania karnego nie zabraniają wydawania również osób trzecim materiału ze sprawy".

Wassermann pytała, na jakiej podstawie Kijanko odmówiła wszczęcia postępowania ws. Amber Gold. - Widocznie takie miałam wtedy ustalenia i taką decyzję podjęłam - oznajmia Kijanko. 

Sprawa ją przerosła

Pytana czy prokurator kiedykolwiek miała wrażenie, że ta sprawa przekracza możliwości jej i prokuratury rejonowej, Kijanko odbiegała od tematu. W końcu przyznała:

Z perspektywy czasu stwierdzam, że ta sprawa przerosła zarówno moje możliwości, jako szeregowego funkcjonariusza prokuratury, oraz prokuratury rejonowej

- Czy pani w ogóle czytała akta przed umorzeniem postępowania? - zapytała Małgorzata Wassermann. - Jestem tylko człowiekiem. Jeśli popełniłam jakieś błędy, to to jest po prostu fakt - powiedziała zrezygnowana Kijanko.

Wassermann grozi konsekwencjami

Gdy Kijanko odmówiła składania zeznań nt. przebiegu śledztwa, zasłaniając się tajemnicą zawodową, Wassermann zagroziła, że jeżeli się z tego nie wycofa, to zostaną wyciągnięte konsekwencje.

- Nie puścimy pani do domu choćby przez trzy dni, jeśli nie skończymy - ostrzegła w pewnym momencie świadka szefowa komisji.

Marek Suski (PiS) zauważył, że na 205 spraw, które prowadziła prokurator Kijanko, tylko 16 doczekało się aktu oskarżenia. - Może to było powodem przyznania pani tej sprawy - zasugerował.

Pytania daremne

Po tym jak kolejne pytania pozostawały bez odpowiedzi, poseł Witold Zembaczyński (Nowoczesna) powiedział: - Te pytania są daremne, a odpowiedzi godne pożałowania.

W końcu szefowa komisji przyznała, że szkoda czasu i zakończyła przesłuchanie.

Gorące zakończenie

Atmosfera zrobiła się gorąca pod koniec posiedzenia. Poseł Suski zażądał przeprosin od Krzysztofa Brejzy (PO) za - jak mówił - kłamstwo w czasie przesłuchania Marcina P. Chodzi o imprezę stowarzyszenia Pomoc 2002 (miało brać pieniądze od Marcina P.), w której rzekomo miał brać udział Suski.

- Przytoczyłem fakty. Faktem jest, że w styczniu 2006 roku pan wiceprzewodniczący Suski brał udział w pracach tego stowarzyszenia - odpowiedział Brejza. Suski dalej utrzymywał, że to kłamstwo.

Pan chlapie błotem, przychylne panu media to powielają i narusza pan dobre imię wielu osób!

- zarzuciła Brejzie Wassermann. 

Suski powiedział dziennikarzom, że będzie chciał wyciągnięcia konsekwencji wobec  Brejzy, nie wykluczając, że go pozwie. 

- Pan Brejza mówi, że ja bawiłem się na imprezie finansowanej przez Amber Gold. Ale Amber Gold wtedy nie istniało, pan Marcin P. miał wtedy inne nazwisko i miał 16 lat - mówił poseł PiS. Brejza przekonywał na posiedzeniu, że jego tezy są oparte na faktach. - Komisja dysponuje zapisem korespondencji pana Marcina P. z osobą związaną z tym stowarzyszeniem, gdzie występuje informacja o przelewaniu środków finansowych - powiedział.

Czym była afera Amber Gold?

Amber Gold to założona w 2009 r. przez biznesmena Marcina P. spółka, która miała zajmować się inwestycjami m.in. w złoto. Oferowała klientom lokaty o wysokim w porównaniu do bankowych produktów oprocentowaniu - nawet do 16,5 procent w skali roku.

Amber Gold była także głównym udziałowcem tanich linii lotniczych OLT Express. Już w 2009 r. Komisja Nadzoru Finansowego alarmowała, że Amber Gold nie ma zezwolenia na wykonywanie czynności bankowych. W 2012 r. spółka została zlikwidowana.

Jakie straty ponieśli klienci Amber Gold?

Jak oceniają śledczy, poszkodowanych mogło zostać 19 tys. osób, które nie odzyskały swoich pieniędzy. Straty szacuje się na ok. 850 mln złotych. Marcin P. trafił do aresztu w sierpniu 2012 r., Katarzyna P. - w kwietniu 2013 r. W marcu 2016 r. przed gdańskim sądem rozpoczął się proces. Obojgu małżonkom grozi 15 lat więzienia.

Małżeństwo P. jest oskarżone m.in. o oszustwo i pranie brudnych pieniędzy. Oboje nie przyznają się do winy.

Więcej o: