"Nareszcie. Po prawie półtora roku nadszedł czas realizacji pierwszej obietnicy światopoglądowej Prawa i Sprawiedliwości" - zaczyna swój felieton w "Gazecie Polskiej Codziennie" Tomasz Terlikowski, odnosząc się do decyzji posłów, żeby "pigułka po" była dostępna wyłącznie na receptę.
Prawicowy publicysta, do niedawna związany z portalem Fronda, opisał "wczesnoporonne" właściwości pigułki ellaOne (mit wielokrotnie obalany przez lekarzy ginekologów) i podkreślił, że wśród zwolenników partii rządzącej jest "wielu obrońców życia". Tym argumentem miał przekonać polityków PiS, żeby przypadkiem nie ustąpili przeciwnikom ograniczania dostępu do antykoncepcji awaryjnej.
Trzeba trzymać palce na paciorkach różańca i modlić się, by władza nie ustąpiła przed histerią feministek. "Czarnomarszyści" będą dymili, ale tu nie wolno ustąpić
- twardo oświadczył Terlikowski.
Zdaniem PiS wspomniane pigułki mają działanie "wczesnoporonne". Tymczasem ellaOne hamuje lub opóźnia owulację i w ten sposób zapobiega zapłodnieniu. Stąd, zdaniem ginekologów, nie ma w tym przypadku mowy o "poronieniu". Według części lekarzy ograniczenie dostępu do tzw. antykoncepcji awaryjnej przez rząd jest podyktowane wyłącznie względami światopoglądowymi, a nie medycznymi.
RPO: Pigułka "dzień po" powinna być bez recepty. 7 punktów >>>
Innym uzasadnieniem Ministerstwa Zdrowia jest to, że po tabletki te rzekomo najczęściej sięgają nastoletnie dziewczyny. Takie stanowisko nie ma jednak odzwierciedlenia w statystykach, które jasno pokazują, że pigułki "dzień po" kupują przede wszystkimi dorosłe kobiety.