W Sejmie było dziś naprawdę gorąco. Wszystko za sprawą rządowego projektu nowelizacji, która zakłada, że antykoncepcja awaryjna będzie dostępna tylko na receptę. Posłowie opozycji zarzucali rządowi, że chce ograniczyć prawa kobiet i "cofnąć Polskę do średniowiecza", podczas gdy członkowie PiS argumentowali, że nowelizacja jest Polsce potrzebna.
Debacie miały się przysłuchiwać członkinie Koalicji Mam Prawo, które zostały zgłoszone jako publiczność przez Platformę Obywatelską. Na miejscu okazało się jednak, że drzwi są dla nich zamknięte.
Czytaj też: Gorący dzień w Sejmie. Dyskusja o pigułce "dzień po". Zniknął wpis o sądach
Rozmawialiśmy z pełnomocniczką regionalną Kongresu Kobiet w Szczecinie Bogną Czałczyńską, która wraz z innymi działaczkami bezskutecznie próbowała dostać się do Sejmu. - Dostałyśmy informację, że nie ma dla nas przepustek - powiedziała portalowi Gazeta.pl. W ich sprawie mieli interweniować posłowie PO, m.in. Bartosz Arłukowicz i Magdalena Kochan.
- Nikt nie potrafił nam podać podstawy prawnej tej decyzji - relacjonowała. - Nawet strażnicy wydawali się zmieszani. Mówili tylko, że jakiś minister wydał zakaz i osoby na liczącej trzy strony liście, nie mogą wejść do Sejmu - wyjaśniała. Później posłanka Kochan miała jej doprecyzować, że o zakazie zadecydowała szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska.
Czałczyńskiej udało się ostatecznie wejść do Sejmu po tym, jak została indywidualnie zgłoszona przez Bartosza Arłukowicza. Jednak nawet wtedy nie zobaczyła tego, po co tam przyjechała.
- Zostałam wpuszczona, ale nie do galerii, tylko do sekretariatu Komisji Zdrowia, która była w innym budynku. Miałam obserwować obrady na żywo, a zamiast tego mogłam co najwyżej zjeść obiad - mówi gorzko działaczka.
Zapytana, czy czuła oburzenie, czy bezradność, odpowiedziała ostro:
To już nawet nie jest oburzenie. Czy powinnyśmy się obawiać, na jakich jeszcze znajdziemy się listach? Jesteśmy już chyba państwem policyjnym.
Sprawa wygląda jeszcze bardziej kuriozalnie z perspektywy posłanki PO Moniki Wielichowskiej, która wraz z posłanką Kochan oraz posłem Arłukowiczem próbowała wyjaśnić sprawę. Wielichowska podkreśliła, że choć Platforma zgłosiła dzień wcześniej 43 osoby, tak naprawdę na wejście czekało tylko osiem kobiet. Dlaczego tak mało?
- Pierwotnie harmonogram zakładał, że interesujący je punkt będzie omawiany o godz. 13. W ostatniej chwili zmieniono porządek obrad i przełożono go na 11 - opowiedziała nam posłanka. - Kilka osób było blisko Sejmu i chciało skorzystać z przepustek. Okazało się jednak, że nie ma dla nich przepustek.
Kiedy Wielichowska zakończyła swoje oświadczenie, udała się wraz z Kochan, Janecką i Arłukowiczem do szefowej Kancelarii Sejmu.Ta poinformowała ich, że lista gości została zgłoszona zbyt późno. Posłowie postanowili więc wprowadzić ich w inny sposób. - Zgodnie z regulaminem, każdy poseł może na własną odpowiedzialność wprowadzić pięciu gości. Tych kobiet była tylko ósemka, więc nie powinno być problemu. Usłyszeliśmy jednak odmowę. Bez podania podstawy prawnej - opowiada Wielichowska.
W końcu taka zgoda została wydana, ale tylko Arłukowiczowi. - To dlatego, że różnią się państwo płcią - usłyszała wyjaśnienie. W końcu otrzymała telefon, że wszyscy mogą wejść. Ale już nie było po co. Dyskusja na temat antykoncepcji awaryjnej już się skończyła.
- Zobaczymy, co się będzie działo jutro - mówi Wielichowska. - Lista 40 osób jest zgłoszona - podkreśla. Ale nie ma wielkich nadziei. - PiS nienawidzi kobiet i chce ograniczać ich prawa za zamkniętymi drzwiami - westchnęła.
Poprosiliśmy CIS Kancelarii Sejmu o wyjaśnienie tej sprawy. Otrzymaliśmy poniższe oświadczenie:
W interesującej Panią sprawie część delegacji (7 osób) została wpuszczona na teren Sejmu i osobom tym umożliwiono przysłuchiwanie się obradom. Zwracamy uwagę, że stało się tak pomimo faktu, że zgłaszające delegację posłanki Platformy Obywatelskiej uczyniły to dopiero dzisiaj, podczas gdy obowiązujące na terenie parlamentu przepisy porządkowe zobowiązują do dopełniania tego rodzaju formalności co najmniej na 24 godziny przed planowanym wstępem.