Minister Antoni Macierewicz miał wczoraj bardzo napięty grafik. Około południa uczestniczył w uroczystościach pogrzebowych gen. Janusza Brochwicz-Lewińskiego "Gryfa". O godz. 16 pojawił się na sympozjum "Oblicza dumy Polaków" w szkole o. Tadeusza Rydzyka w Toruniu. A już na 19:30 wrócił do Warszawy, by wziąć udział w gali "wSieci", na której prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu przyznano nagrodę "Człowiek Wolności 2016".
Po drodze kolumna aut Żandarmerii Wojskowej z ministrem uczestniczyła w karambolu. Dwa samochody ŻW zostały uszkodzone, ale minister przesiadł się do trzeciego i zdążył wrócić do Warszawy. Wg wstępnych ustaleń prokuratury jedno z aut "straciło przyczepność". Jednak świadkowie mówią, że samochody jechały zbyt szybko.
Prześledziliśmy trasę i godziny przejazdu ministra. Wynika z nich, że w jedną i drugą stronę samochody ŻW jechały bardzo, bardzo szybko.
Przejazd kolumny szefa MON Grafika: Marta Kondrusik/Gazeta.pl
Samochód z Antonim Macierewiczem pokonał trasę z Warszawy do Torunia w ok. godzinę i czterdzieści minut. Droga powrotna - z miejsca kolizji w Lubiczu Dolnym do Filharmonii Narodowej w centrum Warszawy - zajęła najwyżej godzinę i czterdzieści pięć minut (przy założeniu, że minister od razu po wypadku przesiadł się do innego auta i odjechał).
Kolumna miała do wybory dwie trasy - autostradami A2 i A1 lub trasą DK10. W pierwszym przypadku to 260 km, w drugim - 210 km (w tym przez tereny zabudowane). Oznacza to, że kolumna - jeżeli jechała autostradą - miała średnią prędkość ponad 150 km/h lub - jeśli poruszała się drogą krajową - średnią prędkość 120 km/h. W MON i ŻW nie dowiedzieliśmy się, którą trasą jechał minister.
Trawa Warszawa - Toruń Maps.google.com
Biorąc pod uwagę utrudnienia, bramki na autostradzie czy miejscowości z terenem zabudowanym na DK10, samochody ŻW musiały momentami jechać z dużo większą prędkością.
O tym, że tuż przed momentem wypadku kolumna ministra jechała bardzo szybko, mówili też świadkowie. - Auta osobowe stały na czerwonym świetle. Rządowa limuzyna, pędząca z dużą prędkością, nie wyhamowała i uderzyła w te stojące samochody - mówił świadek w rozmowie z "Faktem".
Podobną wersję przedstawiają świadkowie, z którymi rozmawiała telewizja TVN24. Wg ich relacji kolumna jechała na sygnale, ale "nie mieli szans", żeby jej ustąpić. - Ci panowie z górki lecieli ponad 130 km/h, na nic nie zważali. Nawet straż i pogotowie zwalnia na czerwonym, a Ci nie zwalniali - mówił świadek.
Tuż przed miejscem wypadku stoi znak informujący o wjeździe na teren zabudowany, a więc obowiązuje tam ograniczenie do 50 km/h.
Sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Poznaniu Wydział ds. wojskowych. Według jej wstępnych ustaleń, jeden z samochodów w kolumnie "z uwagi na trudne warunki drogowe stracił przyczepność z nawierzchnią".