Wstają skoro świt, zakładają specjalne stroje i jadą do lasu. Myśliwi? Wręcz przeciwnie - tak coraz częściej działają obrońcy praw zwierząt, którzy blokują polowania. Udają się tam, gdzie zaplanowane jest danego dnia strzelanie i spacerują w okolicy. To skutecznie uniemożliwia polowanie, bo stwarza zagrożenie przypadkowego postrzelenia.
Na początku miesiąca tak zablokowano polowanie we Wrocławiu. Podobne akcje zdarzają się coraz częściej, o czym pisał "Newsweek". To może jednak skończyć się lub zostać poważnie ograniczone w przyszłym roku, wraz z nowelizacją prawa łowieckiego.
Ustawa, przygotowana przez resort ministra Jana Szyszki, do listy zakazów - m.in. niszczenia nor czy polowania bez dokumentów - dodaje "zakaz utrudniania lub uniemożliwiania wykonywania polowania". Takie działanie będzie zagrożone karą grzywny. Projekt jest już w Sejmie, 9 stycznia zajmie się nim specjalna podkomisja.
Aktywiści szkodzą realizacji planów łowieckich?
Rząd przyjął ustawę we wrześniu. Wiceminister środowiska Andrzej Konieczny, argumentował wtedy, że "realizacja planów łowieckich jest szczególnie ważna w dobie występowania wirusa ASF", podaje Polskie Radio. Chodzi o afrykański pomór świń, który dotyka dzików, szczególnie we wschodniej Polsce.
- Mamy do czynienia z grupami aktywistów, którzy zagrażając swojemu bezpieczeństwu, wkraczają do lasu i tworzą sytuacje, które mogą powodować zagrożenie ich zdrowia lub życia. Racją tych przepisów nie jest ograniczenie dostępu do lasu dla społeczeństwa. Las był jest i będzie otwarty - mówił w radiu Konieczny, powołując się na ustawę o lasach.
Podobne uzasadnienie znajdziemy w samej ustawie. Autorzy podkreślają, że "wykonywanie polowań jest działalnością legalną", której celem jest "redukcja liczebności zwierząt łownych", by m.in. "ograniczać wyrządzane przez nie szkody".
"Celowe utrudnianie (polowań - red.) z powodów choćby ideologicznych może prowadzić do wzrostu liczebności tych gatunków, do stanów wykraczających poza możliwości wyżywieniowe obszarów ich występowania" - czytamy w uzasadnieniu. Autorzy zwracają też uwagę na niebezpieczeństwo dla osób postronnych.
Zmiany popierają niektórzy myśliwi. Na internetowym forum łowieckim można przeczytać apele, by "w końcu wprowadzić możliwość karania takich czubków mandatami za utrudnianie polowania" i oceny, że "ekoterroryzm jest w Polsce wciąż bezkarny".
Czym właściwie jest "utrudnianie" polowania?
Przeciwnicy takiej zmiany ustawy zwracają uwagę na inne jej aspekty. Po pierwsze, określenie "utrudnianie polowania" jest bardzo nieprecyzyjne. W teorii chodzi o aktywistów, który celowo uniemożliwiają polowanie.
Ale co, jeśli myśliwi uznają, że utrudniają je grzybiarze, rolnicy na własnym terenie, fotografowie czy zwykli spacerujący? Adam Wajrak z "Gazety Wyborczej" pisząc o ustawie przypominał historię ornitologa z Hajnówki, który przypadkowo spotkał w lesie myśliwego i leśnika. Kilka miesięcy później dostał wezwanie na policję - zarzucano mu "płoszenie zwierzyny". Wtedy przepis o "utrudnianiu polowania" nie obowiązywał, więc ornitolog nie został ukarany.
Druga kwestia dotyczy ograniczenia dostępu do lasu. Tak, jak mówił sam minister Konieczny, ustawa o lasach gwarantuje możliwość przebywania na ich terenie. Zakazem wstępu obejmuje się specjalnie obszary (jak np. uprawy leśne czy ostoje zwierząt) oraz przypadki zagrożenia pożarowego czy prac gospodarczych. O polowaniach nie ma mowy.
Możliwe zatem, że karanie mandatem osób, które przebywają w lesie, gdzie akurat odbywa się polowanie, oznaczałoby, że jedna grupa - myśliwi - ma większe prawa dostępu do lasów, niż reszta społeczeństwa.
Strzały 100 metrów od zabudowań i z dziećmi
Karanie grzywną za "utrudnianie polowań" to najpoważniejsza zmiana w proponowanym prawie łowieckim. Jednak aktywiści zwracają uwagę na wiele przepisów, które się nie zmienią, a są przez nich, a także ekspertów i opinię publiczną oceniane jako szkodliwe.
Ustawa podtrzymuje prawo do polowania w odległości 100 m od zabudowań, możliwość udziału dzieci w polowaniach (czemu sprzeciwia się 78 proc. badanych w niedawnym sondażu, organizacje pozarządowe i naukowcy) oraz nie ogranicza polowań zbiorowych, które zdaniem aktywistów są szczególnie szkodliwe dla ekosystemów.
Jednym z celów ustawy jest też dostosowanie prawa do wyroku TK, zgodnie z którym niezgodne z konstytucją jest to, że prywatną nieruchomość można włączyć do obwodu łowieckiego bez zgody właściciela.
Rzeczywiście, ustawa tworzy furtkę, która umożliwia właścicielowi nieruchomości uzyskanie zakazu polowania na jego prywatnym terenie. Nie będzie to jednak sprawa prosta - właściciel będzie musiał o taki zakaz wystąpić do sądu. Przed sądem będzie musiał udowodnić, że polowanie jest sprzeczne z jego "przekonaniami religijnymi lub zasadami moralnymi".
Takie pomysły pojawiały się już wcześniej. Wtedy zwracaliśmy uwagę, że może to naruszać konstytucję:
Art. 53 - "Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych".
Pod petycją przeciwko takiej ustawie podpisało się ponad 46 tys. osób. W kampanii wyborczej Andrzej Duda zapowiadał, że "nie podpisze żadnej ustawy, która pogarsza los zwierząt". "Trudno mi zrozumieć Bronisława Komorowskiego, który z zabijania zwierząt uczynił swoje hobby" - pisał obecny prezydent.