Znani podsumowują rok w polityce. "2016 pokazał, że jeżeli ktoś myślał, że nie może być gorzej, to się mylił"

- Ta władza po raz pierwszy strzeliła sobie nie tyle w stopę, ale w obie stopy i w oba kolana - twierdzi Karolina Korwin-Piotrowska w rozmowie z Gazeta.pl. Spytaliśmy kilka znanych osób o to, jak podsumowaliby 2016 r.

Poprosiliśmy o bilans mijającego roku kilka postaci związanych mniej lub bardziej z polityką, choć niebędących politykami. Na nasze pytania odpowiedzieli socjolog Jadwiga Staniszkis, prawnik Marek Chmaj, językoznawca Jerzy Bralczyk, ksiądz Kazimierz Sowa i dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska. Oto co nam powiedzieli, odnosząc się do sytuacji politycznej w Polsce i na świecie.

Jerzy Bralczyk

- Dwa zdarzenia wybijają się na pierwszy plan: wybór Trumpa i Brexit - mówi językoznawca prof. Jerzy Bralczyk. - To rzeczy, które będą skutkowały - nie do końca wiemy jak - dodaje. Jego zdaniem, „ta niepewność jest elementem charakterystycznym” ostatnich czasów.

Kolejnym ważnym wydarzeniem jest, według Bralczyka, „pojawienie się pojęcia ‘postprawda’”. - Zwłaszcza na Zachodzie. Pokazuje, że mamy inny stosunek do rzeczywistości - podkreśla profesor. - Rzeczywistość wykreowana funkcjonuje coraz bardziej jako zastępstwo rzeczywistości empirycznie stwierdzanej - mówi.

A 2016 r. w Polsce? - Utrwalenie się fałszywego pojęcia, które jest wytłumaczeniem dla wielu działań - pojęcia suwerena - mówi Bralczyk. - To interesujące, ale niebezpieczne. Zastąpił słowa, które kiedyś tłumaczyły bardzo wiele zachowań, np. postęp - dodaje. Dzisiaj taką rolę odgrywa trudna do sprawdzenia wola suwerena.

- Suweren jest uosobieniem, wyobrażamy sobie go jako postać, podczas kiedy chodzi o społeczeństwo, o pewien rodzaj bardzo zróżnicowanego zbioru - tłumaczy językoznawca. - Suweren zakłada jednomyślność, a jednomyślność zawsze jest zagrażająca i niebezpieczna - zaznacza Bralczyk.

Karolina Korwin-Piotrowska

- I u nas, i za granicą jesteśmy świadkami wielkiego przełomu - twierdzi Karolina Korwin-Piotrowska, dziennikarka TVN Style. - Do głosu dochodzą ludzie, nie tyle dotychczas niezauważani, ale tacy, którzy nie mieli wyraźnego głosu, byli spychani na margines - podkreśla. - Żyjemy w czasach rewolucyjnych. Póki ta rewolucja jest bezkrwawa, póty to jest po prostu ciekawe, nawet fascynujące - mówi.

Jednak, jak zaznacza, „cały czas czuje się podskórnie strach, żeby nie skończyło się czymś mocniejszym”. - Żeby do głosu nie doszły ogromne emocje wywołane przez mijający rok, podkręcane jeszcze przez media społecznościowe, gdzie każdy czuje się ideologiem, wyznawcą, orędownikiem jednej ze stron. Wydaje się, jakby wszyscy byli w permanentnym konflikcie - podkreśla. I nie chodzi tylko o Polskę.

- Mam znajomych we Francji, Anglii, USA, którzy mówią dokładnie to samo - są dwa, trzy zwalczające się obozy - twierdzi dziennikarka. - Wieloletnią wbijaną nam do głowy opowieść o tym, że jesteśmy jedną wioską, jedną Europą, jedną istotą i jest jakaś wspólnota, można między bajki włożyć. To jedynie pobożne życzenie - podkreśla.

- To nie tylko społeczna, ale też medialna rewolucja. Jeszcze parę lat temu było nie do pomyślenia, że jednym tweetem można zmienić bieg historii - mówi Korwin-Piotrowska. Z drugiej strony, dodaje, "jesteśmy zalewani całą masą nieprawdziwych fałszywych newsów, których nikomu się nie chce sprawdzać. Przy okazji głupiejemy na potęgę".

- W Polsce narasta gniew. Ludzie się wkurzyli. Ta władza po raz pierwszy strzeliła sobie nie tyle w stopę, ale w obie stopy i w oba kolana - uważa Korwin-Piotrowska. - Do tej pory żyli w bajce, ułudzie, że ten mityczny suweren ich wybrał, miał być roześmiany, uśmiechnięty, szczęśliwy, dostał 500+ i zadowolony, a teraz się okazuje, że ludziom się wiele rzeczy nie podoba - mówi.

Jej zdaniem niewpuszczenie dziennikarzy do Sejmu i okupacja sali plenarnej przez opozycję to „rzeczy, z którymi ta władza będzie musiała się zmierzyć”. - Oni oczywiście będą mówili, że to jest pucz, zaczną znowu mówić, że to jakiś gorszy sort, ubecy. Ja pod Sejmem nie widziałam ubeków, widziałam całą masę moich znajomych, których do tej pory kijami by na żadną manifestację nie wygonił, a jednak się ruszyli - twierdzi dziennikarka.

- Myślę, że ludzie wyjdą na ulice. Byłam na Czarnym Proteście i zobaczyłam coś, czego w Polsce dawno nie widziałam: kobiety zjednoczyły się ponad podziałami ideologicznymi i pokoleniowymi. Widziałam koleżanki z zajadłej prawicy i zajadłej lewicy - opowiada. - Jeśli ktoś chce zabrać opiekę lekarską, prawo do decydowania o moim ciele, to myślę, że jest ponadideologiczna łączność ludzka w tym kraju. Stąd jest ten gniew. 500+ i parę innych niegłupich rzeczy, robionych przez ten rząd, tego nie załatwi - podkreśla Korwin-Piotrowska.

- Oni mają całkiem niezłe pomysły, tylko fatalny język. Jedyną ich reakcją jest słowo „pucz” i „ciamajdan”. Ludzie to natychmiast obśmieją. Ten rząd jest gotowym memem, każdy z jego członków jest gotowym memem. Oni są wobec tego bezradni - twierdzi.

- Polak to taki ciekawy rodzaj człowieka: im bardziej się czegoś mu zabrania, tym bardziej on się wkurza i mówi „ale dlaczego?”. Ta władza niestety tego nie rozumie i to będzie jej problem na najbliższe lata - podsumowuje dziennikarka.

Jadwiga Staniszkis

- Rozpoczęły się na razie mało spektakularne procesy, które mogą zdestabilizować proces globalizacji i dotychczasowy porządek międzynarodowy - uważa socjolog prof. Jadwiga Staniszkis. Chodzi o "świadome posunięcie Trumpa jeszcze jako elekta". - Zapowiedział działania, mogące destabilizować relacje Chiny-Tajwan. On chce sprowokować Chiny, żeby zastosować wobec nich sankcje i odwrócić procesy globalne, które szkodzą także Stanom. To jest skrajna nieodpowiedzialność, która może zdestabilizować całą Azję Południowo-Wschodnią, to bardzo groźne procesy - podkreśla.

Jest także "bezradność jeśli chodzi o sprawę Syrii”. - To przekroczenie pewnego progu - kryzys właściwie wszystkich instytucji międzynarodowych, które okazały się bezsilne - mówi Staniszkis. W połączeniu z Rosją, która „przygotowuje się do walk z Państwem Islamskim na swoim terytorium” stwarza to w jej przekonaniu „możliwość nieprzewidzianej gwałtownej eskalacji napięcia”.

- W Polsce porażająca jest nie tylko dewastacja demokracji, ale odwracanie czy negowanie tego, co nazywamy nowoczesnością - ocenia socjolog. - Jeżeli 10 grudnia prezes Kaczyński mówi, że nie prawo, ale cel decyduje o legalności, to jest typowa formuła neotradycjonalna - dodaje.

- Jeżeli ludzie z kolei uważają, że arogancja i arbitralność władzy decydują o jej sile, jeżeli uważa się, że należy zlikwidować podział władz, to jest to tradycyjna, nie tylko już bolszewicka, ale głęboko zakorzeniona w innej niż zachodnia kulturze formuła porządku - mówi Staniszkis.

- To wszystko jest przykładem głębokiej obcości cywilizacyjnej i demoralizacji, surrealistycznym odwracaniem czasu - ciągnie. - W UE jesteśmy postrzegani jako kraj rządzony przez głęboko nieracjonalną partię. To szok ucieczki od pewnych standardów, które wydawały się nienaruszalne i kryteriów rozumu, które wydawały się oczywiste - ocenia rządy PiS Staniszkis.

Marek Chmaj

- Ten rok był trudny nas pod względem szacunku dla państwa i tworzonego przez nie prawa - ocenia prawnik prof. Marek Chmaj, specjalista od prawa konstytucyjnego i administracyjnego. To jego zdaniem m.in. "działania większości parlamentarnej osłabiające zasady trójpodziału władz, szereg ustaw naprawczych i konfliktów politycznych wokół Trybunału Konstytucyjnego czy propozycje skrócenia konstytucyjnej kadencji wybranych członków Krajowej Rady Sądownictwa".

- Podporządkowano prokuraturę ministrowi sprawiedliwości - zniknął niezależny prokurator generalny wybierany przez prezydenta. Mieliśmy ustawę medialną, na podstawie której powołano Radę Mediów Narodowych, która podporządkowała publiczne programy radiowe i telewizyjne, mieliśmy spadek zaufania do programów publicznych - wymienia prawnik.

- Mieliśmy ustawę podsłuchową pozwalającą służbom i policji na dokonywanie podsłuchów bez należytej kontroli sądowej. Mieliśmy nowelizację prawa o zgromadzeniach, która tak naprawdę ograniczała wolność zgromadzeń - dodaje Chmaj.

- Mieliśmy też zainteresowanie naszym krajem ze strony instytucji europejskich i ponadeuropejskich: Komisji Weneckiej, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej - mówi. - To wszystko rzutuje na postrzeganie praworządności, szacunek do państwa i tworzonego przez nie prawa. Budzi niepokój nie tylko obywateli, ale też duży niepokój inwestorów - ocenia Chmaj. - Inwestorzy nie będą angażować się kapitałowo w kraju, w którym ich inwestycja nie będzie bezpieczna - ostrzega.

- Mieliśmy duży problem z migracjami, uchodźcami - dodaje konstytucjonalista. Jak podkreśla, ważne w tej kwestii jest "rozwiązanie przyczyny, a nie skutków powstawania fali uchodźców". - Przed tym rokiem jest bardzo wiele wyzwań - przewiduje.

Kazimierz Sowa

- Najważniejsze dwa wydarzenia w polityce światowej, które się w pewnym sensie łączą ze sobą, to Brexit i triumf Trumpa - mówi ksiądz Kazimierz Sowa. - Łączy je ogromny populizm. On spowodował, że zwyciężyły argumenty, które w normalnej debacie publicznej byłyby ośmieszone, działałyby na niekorzyść tych, którzy je głosili - dodaje.

- Zarówno populiści spod znaku Nigela Farage’a i brexitowców, z otoczenia Trumpa, jak i oczywiście sam bóg populizmu, czyli Trump, pokazali, że ludziom można wcisnąć dowolną bzdurę, pod warunkiem, że jest ona wypowiadana z ogromnym przekonaniem i nie spotyka się z reakcją innych - podkreśla Sowa.

Jego zdaniem "to widać też na innych polach". - Po fali ogromnego hejtu - wręcz nienawiści - który zyskał rangę doktryny politycznej wobec uchodźców, imigrantów. Można uczynić z nienawiści do drugiego człowieka doktrynę polityczną i, co więcej, na tym wygrywać - ocenia publicysta. - To zjawisko, najbardziej niekorzystne minionego roku, niestety nie skończy się 31 grudnia - dodaje Sowa, podkreślając, że będzie miało ogromne znaczenie w 2017 r., kiedy to prawie 70 proc. obywateli UE pójdzie do wyborów.

- Na tym tle są co najmniej dwie postacie, które bronią się w swojej doktrynie i praktyką przed tymi zjawiskami, idą pod prąd - mówi Sowa. - To papież Franciszek ze swoją - w wymiarze społecznym - lewicową wrażliwością. I Angela Merkel - dodaje. - Oni zachowali twarz w minionym roku, nie poddali się temu, co się dzieje na całym świecie, szczególnie w Europie - podkreśla dziennikarz.

A Polska? - Ten rok pokazał, że jeżeli ktoś myślał, że nie może być gorzej, to się mylił - ucina duchowny.

Więcej o: