W piątek w nocy po wielogodzinnych protestach opozycji w Sejmie i ludzi zebranych na zewnątrz, posłowie PiS zaczęli opuszczać budynek parlamentu. Doszło do przepychanek z policją, która siłą usuwała protestujących, w tym osoby, które własnym ciałem postanowiły zablokować wyjazd posłom z budynku Sejmu.
W pewnym momencie ktoś rzucił świecę dymną. Drogą przeszło kilkudziesięciu policjantów. Wtedy jeden z uczestników protestu wyszedł na ulice i położył się. Jednak po chwili podniósł się i odszedł. Nagranie ze scenką pojawiło się na Twitterze, a publiczne media szybko zwietrzyły w mężczyźnie prowokatora, który udawał rannego.
W sobotę naczelny "wSieci" mówił specjalnie dla "Wiadomości": Udaje rannego, chce żeby te obrazki poszły w świat. Jakaś Opatrzność Boża sprawiła, że ta scena została nagrana w całości, i chyba nikt już się nie nabierze - przekonywał Jacek Karnowski.
Dziś głos zabrał bohater sobotniego materiału w "Wiadomościach". To Wojciech Diduszko, który zamieścił oświadczenie na swoim profilu na Facebooku. Opisał w nim, jak naprawdę wyglądało sfilmowane zajście.
"Oświadczam, że nie udawałem w nocy z 16 na 17 grudnia 2016 podczas demonstracji pod Sejmem ani zmarłego ani rannego. Manipulacja rozpowszechniona przez TVP.INFO i inne prawicowe media służy tylko jednemu: odwróceniu uwagi publicznej od sedna sprawy to znaczy od faktu, że Prawo i Sprawiedliwość postanowiło podczas ostatniego tegorocznego posiedzenia Sejmu dokonać i przypieczętować kolejne zmiany w prawie, które niszczą polską demokrację" - napisał.
Z relacji Diduszki wynika, że ok. godziny 3 poszedł zobaczyć jak wygląda protest przy głównym wejściu de Sejmu. Samochody z posłami PiS wyjeżdżały z budynku, a policja spychała ludzi z drogi, by umożliwić im wyjazd:
"Wraz z innymi osobami próbowałem zablokować wyjazd samochodów, uznaliśmy, że posłowie PiS nie powinni opuszczać Sejmu przed osiągnięciem rozwiązania konfliktu. Policji udało się skutecznie utorować drogę dla posła Kaczyńskiego i innych, którzy odjechali. Wtedy ponownie wyszedłem na drogę i położyłem się na trasie przejazdu samochodów, żeby zablokować ewentualne kolejne auta. Ponieważ następne auta nie wyjechały, po chwili wstałem. Gdy leżałem na ziemi, podbiegło do mnie kilka osób, pytając się, czy trzeba mi udzielić pomocy na co zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że absolutnie nic mi nie jest."
Jak przypomniał mężczyzna, siadanie lub kładzenie się na ulicy to typowe narzędzia pokojowego protestu. "Takie działanie pozwala po prostu zablokować działania strony przeciwnej bez agresji i użycia przemocy" - przeczytaliśmy na jego FB.
Na koniec Wojciech Diduszko wytknął prawicowym mediom cyniczną manipulację. Przekonywał, że historia z „udawaniem rannego” i nazywanie tysięcy protestujących „ubekami” to próba skompromitowania społeczeństwa obywatelskiego, które nie zgadza się na niszczenie demokracji w Polsce przez PiS.