Takich słów z ust wicepremiera się nie spodziewaliśmy. Jarosław Gowin otwarcie przyznał, że obniżenie wieku emerytalnego "jest nie do udźwignięcia przez gospodarkę", a z powodu wprowadzanych przez PiS reform "w ciągu kilku lat z rynku pracy może odejść półtora miliona Polaków". Podczas rozmowy z Konradem Piaseckim w Radiu ZET powiedział też, że nawet jego dzieci nie wierzą, że dostaną emerytury. Ale to już, zdaniem ministra, wina "dysfunkcjonalnego systemu", a nie reform obecnej władzy:
To jest osobna sprawa, niepowiązana z kwestią wieku emerytalnego. Uważam, że na dłuższą metę obecny system emerytalny jest dysfunkcjonalny. Ja mam trójkę dwudziestoparoletnich dzieci i żadne z nich nie wierzy w to, że kiedyś będzie dostawało emeryturę z ZUS.
Gowin zapowiada więc zmianę systemu, ale tylko, gdy w kolejnych wyborach znów wygrywać będzie PiS. - Trzeba będzie w przyszłości, nie w tej kadencji, być może nie w następnej, ale w ciągu najbliższej dekady przejść na system emerytur obywatelskich. A na razie zachęca, by Polacy ze zmian wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość... nie korzystali. - Trzeba zbudować szczegółowe rozwiązania, które zachęcą Polaków do tego, żeby pracowali dłużej - stwierdził.
Nie da się jednocześnie obniżyć wieku emerytalnego, realizować 500+ i wprowadzać dla wszystkich kwotę wolną w wysokości 8 tys. Musimy przyspieszyć tempo rozwoju gospodarczego
- przekonywał wicepremier.
Gowin tłumaczył, że sam był sceptyczny wobec prezydenckiego projektu, który zakładał obniżenie wieku emerytalnego. Poparł go jednak "w zamian za poparcie PiS dla poszerzenia wolności gospodarczej". - Polityka to nie jest sfera marzeń, tylko to jest sfera realiów i granice manewru są tutaj ograniczone - stwierdził.
A TERAZ ZOBACZ: Chwilę po głosowaniu poseł Kaczyński robi ten gest