Czarne skrzynki z Tupolewa były fałszowane - twierdził MON. Ale prokuratura... nie chce wszcząć śledztwa

Nie ruszyło śledztwo ws. rzekomego sfałszowania czarnych skrzynek - donosi Onet.pl. Powód? Prokuratura już dwukrotnie prosiła podkomisję smoleńską o uzupełnienie danych. Jak na razie bez skutku.

Prokuratura Krajowa nie chce wszcząć śledztwa w sprawie sfałszowania czarnych skrzynek tupolewa - donosi Onet.pl. Domaga się od podkomisji smoleńskiej dodatkowych informacji uwiarygadniających rzekome fałszerstwo. 

Chodzi o doniesienie do prokuratury, które złożyli we wrześniu eksperci Antoniego Macierewicza - 15 września poinformował o tym sam szef MON. Jego eksperci stwierdzili tego dnia na konferencji prasowej, że z polskiej czarnej skrzynki "wycięte zostały ok. 3 sekundy (nagrania - red.), a z rosyjskiej ok. 5 sekund".

- Są znamiona fałszowania materiału dowodowego - oznajmił Macierewicz i przekazał, że w tej sprawie "zostało skierowane zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa". Więcej pisaliśmy o tym TUTAJ

"To są techniczne rzeczy"

Prokuratura Krajowa potwierdziła dziennikarzowi Onetu.pl, że dwukrotnie zwróciła się do podkomisji smoleńskiej z prośbą o uzupełnienie danych:

W związku z zawiadomieniem skierowanym przez Podkomisję Do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego, dotyczącym rzekomego zastąpienia oryginalnych nagrań polskiego rejestratora ATM, zapisami z rejestratora rosyjskiego MŁP-14-5, prokurator zwrócił się dwukrotnie z pismem do Podkomisji o uzupełnienie danych zawartych w zawiadomieniu. Do tej pory Prokuratura nie otrzymała odpowiedzi, która jest niezbędna do nadania właściwego biegu zawiadomieniu - napisała prokurator Ewa Bialik z PK. 

Dlaczego podkomisja nie odpowiada? - Jesteśmy w trakcie prac nad tym - tłumaczy w rozmowie z Gazeta.pl dr Kazimierz Nowaczyk, zastępca przewodniczącego Podkomisji MON ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego. - Uzupełnienie zostanie wysłane w tym tygodniu.

Na nasze pytanie, co się w nim znajdzie, odpowiedział: - Będzie ono oparte na dowodach. Więcej nie mogę powiedzieć. Po prostu to są techniczne rzeczy, których wyjaśnienie niewiele da - dodał. 

Brak danych, a nie "znikające sekundy"

Sprawę "znikających sekund" wyjaśnił w rozmowie z Gazeta.pl inż. Edward Łojek, członek komisji Millera. - Polski rejestrator [rejestrator parametrów lotu ATM QAR - red.] jest urządzeniem cyfrowym, a działa w ten sposób, że tzw. ramki danych zbierane są w buforze, w takiej podręcznej pamięci, i co 1,5 sekundy są przekazywane do pamięci stałej rejestratora - mówi.

- Jasne jest, że w momencie kiedy doszło do katastrofy samolotu, dane z bufora nie zostały przepisane do pamięci urządzenia. W związku z tym, tych danych tam nie było - wyjaśniał ekspert. - Dlatego postanowiono, żeby brakujące dane (sekundy - red.) zastąpić zapisem z rosyjskiego rejestratora, który też był na pokładzie tupolewa, i generalnie zapisał to samo, ale z większymi zakłóceniami - oceniał Łojek.