Ostatnim zwrotem akcji w środowych obradach Sejmu było przerwanie posiedzenia bez możliwości zadawania pytań. Taką decyzję, po około 1,5 godziny debaty ws. zaostrzenia prawa aborcyjnego, podjął wicemarszałek Stanisław Tyszka z klubu Kukiz'15.
- Państwo posłowie z Platformy i Nowoczesnej robią cyrk z tej izby. Ja tego dłużej tolerować nie będę. Zarządzam przerwę w posiedzeniu - powiedział. Później, jak relacjonowała Ewa Kopacz, miał też nazwać parlamentarzystów "wściekłymi małpami".
O tę ostatnią wypowiedź Tyszkę na antenie TVP Info pytała Danuta Holecka.
- Miałem krótką rozmowę z posłem Meysztowiczem i posłem Rutnickim. Kontynuując tę metaforę cyrku, prosiłem, sugerowałem, żeby nie zachowywali się jak małpy w cyrku. Natomiast po paru dniach refleksji, jeżeli miałbym kogoś przepraszać, to przeprosiłbym raczej te małpy, które mogły się poczuć obrażone takim porównaniem - mówił w programie "Dziś wieczorem".
Tyszka tłumaczył też, dlaczego przerwał obrady. - Na podstawie artykułu 132 mogłem nie dopuścić posłów do głosu. Uprzedzałem, że tak zrobię, jeżeli nadal będą się zachowywali w sposób nielicujący z powagą Sejmu. Nie dopuściłem posłów z PO i Nowoczesnej do robienia cyrku z obrad, to jest mój obowiązek - podkreślił.
- Tam było pełno wrzasku, agresji, nienawiści, a rozmawialiśmy o życiu ludzkim. O nim należy rozmawiać z szacunkiem i miłością, a nie wrzaskiem i nienawiścią - zazmnaczył. Wicemarszałek przekonywał też, że gdyby chodziło o posłów PiS, zachowałby się tak samo.