Ulicami Gdańska przeszedł marsz KOD. Manifestowano sprzeciw wobec agresywnych ataków na członków KOD-u podczas uroczystości pogrzebowych Danuty "Inki" Siedzikówny oraz Feliksa "Zagończyka" Selmanowicza 28 sierpnia w Gdańsku.
Przed bazyliką Mariacką grupa działaczy KOD, z Mateuszem Kijowskim i Radomirem Szumełdą na czele, została obelżywie zwyzywana i poszarpana przez agresywnych mężczyzn.
- Po tych wydarzeniach (incydencie w czasie pogrzebu działaczy AK) spodziewaliśmy się właściwej reakcji przedstawicieli państwa polskiego, tymczasem dowiedzieliśmy się od pani premier Szydło i od ministra Błaszczaka, że to my byliśmy winni, ponieważ mieliśmy czelność przyjść na uroczystości państwowe - mówił Szumełda.
Dodał, że incydentowi, do którego doszło są winne osoby, które były przed Bazyliką, "ale tak naprawdę odpowiedzialność za wszystko, co dzisiaj się w Polsce, za łamanie prawa, za demontaż demokratycznych instytucji, za łamanie konstytucji i za tą agresję, odpowiada jeden człowiek, - Jarosław Kaczyński". - I z tej odpowiedzialności jego rozliczymy - powiedział też Szumełda dodając, że w kryminologii istnieje pojęcie "sprawstwa kierowniczego".
- Władza, która napuszcza jednych na drugich, to władza prymitywna to władza, która pcha nas w stronę państwa totalnego - zaznaczył Szumełda pytając retorycznie o to, dlaczego po niedzielnym incydencie głosu nie zabrali przedstawiciele Kościoła, choć do zdarzenia doszło pod drzwiami świątyni podczas nabożeństwa.
- Jestem z wami, aby zamanifestować przeciwko użyciu siły - powiedział z kolei Borusewicz zaznaczając, że rzeczą niedopuszczalną jest, by władza państwowa przyglądała się biernie fizycznej agresji. Dodał, że władza państwowa ma obowiązek chronienia nie tylko "swoich zwolenników i klakierów", ale też tych, "którzy w decyzjach tej władzy widzą niebezpieczeństwo dla Polski, polskiej praworządności i demokracji".
Prof. Hartman zaznaczył, że nie sądził, iż po 1989 roku konieczne będą manifestacje na placu Solidarności pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców w obronie wolności. - Skoro jednak tak się stało, jest to widomy dowód na to, że zrobiliśmy historyczną pętlę, że zrobiliśmy wielki krok wstecz - mówił Hartman dodając, że "wszyscy jesteśmy współwinni temu" i zwracając się z apelem o działanie, o "nie stanie z założonymi rękami". - Bądźcie mądrzy aktywnością - mówił filozof apelując do polskiej elity, by zapisywała się do KOD-u i tworzyła jego komórki w każdym "mieście, miasteczku, powiecie". - Niech duch solidarności powróci - zakończył swoje wystąpienie Hartman.
Z kolei Olga Krzyżanowska zaznaczyła, że "konieczne jest rozmawianie z ludźmi, którzy myślą inaczej, którzy nam się nie podobają".
Podzielić Polskę jest łatwo. Zbudować Polskę, przyzwoitą, mądrą jest naprawdę trudno
- mówiła.
W opinii premier Beaty Szydło KOD na pogrzebie "Inki" i "Zagończyka" chciał zamanifestować swoją działalność polityczną. - Źle się stało, że doszło do takiego zamieszania - oceniła premier. Według niej - "to była prowokacja".
Również zdaniem ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka działacze KOD-u mieli intencje zakłócenia uroczystości. Szef resortu nazwał ich działania prowokacją polityczną.
Początek manifestacji zaplanowano na godz. 14. Manifestujący zebrali się przed Urzędem Wojewódzkim przy ul. Okopowej 21/27 w Gdańsku. Kilka minut przed godz. 14 na miejscu było ok. 500 osób. Kilkanaście minut później uczestników było już ok. 1000. Tłum krzyczał: "Jarosław, Polskę zostaw". O godz. 14.25 marsz ruszył spod urzędu. Według policji na miejscu było 1,5 tys. manifestujących. KOD podaje, że uczestników było ok. 3 tys.
Więcej w trójmiejskiej "Gazecie Wyborczej".