Wypadek na A1 z udziałem BMW. Jest wniosek o list żelazny dla Sebastiana Majtczaka

Jest wniosek o list żelazny dla Sebastiana Majtczaka, kierowcy BMW, który miał spowodować tragiczny wypadek na autostradzie A1 - dowiedziało się RMF FM. Wystąpił o niego obrońca mężczyzny.

Wniosek o list żelazny dla Sebastiana Majtczaka miał zostać złożony w sądzie w Piotrkowie Trybunalskim - przekazał RMF FM adwokat poszukiwanego Bartosz Tiutiunik.

Zobacz wideo 36-latek jadący obwodnicą Góry Kalwarii na liczniku miał 203 km/h

List żelazny jest specjalnym dokumentem, który daje gwarancję dla oskarżonego na pozostanie na wolności do czasu prawomocnego zakończenia procedury karnej. W zamian dana osoba zobowiązuje się odpowiadać w procesie z tak zwanej wolnej stopy - czyli przebywa na wolności i na rozprawy udaje się sama - nie jest doprowadzana z aresztu.

Oświadczenie adwokata Majtczaka. "Obawia się, że postępowanie w stosunku do niego nie będzie obiektywne, sprawiedliwe i uczciwe"

Wcześniej Bartosz Tiutiunik wydał inne oświadczenie w sprawie. Z pisma wynika, że 32-latek opuścił Polskę po tym, jak w charakterze świadka brał udział w innych czynnościach procesowych. "Jego wyjazd nie miał żadnego związku z toczącym się postępowaniem karnym. Sebastian Majtczak nie miał zakazu opuszczania kraju ani obowiązku informowania o zmianie miejsca zamieszkania" - napisał adwokat.

Według prawnika kierowca BMW miał dowiedzieć się z mediów, że że zostaną mu postawione zarzuty w sprawie wypadku na A1. "Przebywał wówczas legalnie za granicą. Już następnego dnia okazało się, że jest poszukiwany listem gończym, a prokurator nie tylko wystąpił z wnioskiem o tymczasowy areszt i europejski nakaz aresztowania, ale tego samego dnia, to jest piątek 29 września, takie decyzje wydały sądy. W ten sposób uniemożliwiono mu stawiennictwo w prokuraturze, zanim zapadły decyzje o pozbawieniu go wolności. Stało się to bez jego wiedzy i udziału" - stwierdził Bartosz Tiutiunik.

Obrońca 32-latka dodał, że jego klient nie chce uciekać przed wymiarem sprawiedliwości. "Natomiast z uwagi na treść publicznych wypowiedzi Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego oraz często nieprawdziwe informacje podawane w mediach społecznościowych na temat przebiegu zdarzenia drogowego, oraz jego rodziny - Sebastian Majtczak obawia się, że postępowanie w stosunku do niego nie będzie obiektywne, sprawiedliwe i uczciwe" - napisał.

Miał spowodować wypadek i uciec z kraju. "Śledczy mają związane ręce"

Do tragicznego wypadku na A1 doszło 16 września w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Zginęła wówczas cała rodzina: Martyna, Patryk i ich pięcioletni syn Oliwier. Początkowo policja nie ujawniała, że w zdarzeniu mógł brać udział inny pojazd. Dopiero internauci, którzy w mediach społecznościowych masowo udostępniali filmy świadków zdarzenia, skłonili służby do zabrania głosu w sprawie.

W efekcie po dwóch tygodniach od wypadku policja wydała list gończy za Sebastianem Majtczakiem, który miał 16 września jechać z prędkością co najmniej 253 km/h i przyczynić się do wypadku na A1. Wcześniej poinformowano natomiast, że 32-latkowi postawiono zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Nieoficjalnie media przekazały, że mężczyzny już wtedy mogło nie być w kraju.

Z najnowszych ustaleń "Faktu" wynika, że policja ma wiedzieć, gdzie znajduje się Sebastian Majtczak. Tak, jak informowaliśmy wcześniej w Gazeta.pl, mężczyzna prawdopodobnie przebywa w Dominikanie. To państwo, które nie ma z naszym krajem umowy ekstradycyjnej. "Śledczy, wiedząc nawet z dokładnością co budynku, gdzie jest ten mężczyzna, mają związane ręce. Jeżeli umowa o ekstradycji nie jest podpisana, to nie ma żadnej siły, która może zmusić dane państwo do wydania kogokolwiek" - przypomina "Fakt''. 

We wtorek rodzina ofiar tragicznego wypadku na A1 złożyła do prokuratury wniosek o zmianę kwalifikacji prawnej czynu, za który ścigany jest Sebastian Majtczak. Śledczy podejrzewają kierowcę BMW o spowodowanie wypadku. Bliscy zmarłych chcą, by czyn popełniony przez 32-latka uznać za zabójstwo.

***

Więcej o: