Chora psychicznie matka zabiła syna. "Wyszła po trzech latach"

Hanna Dobrowolska
Zbrodnie dokonane przez osoby niepoczytalne są brutalne i wyjątkowo krwawe. W ostrej psychozie zabijają własne dzieci, żony, mężów, czasem też przypadkowych przechodniów. Ale sprawca kary ponieść nie może, bo winny nie jest człowiek, tylko choroba - wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl prof. Janusz Heitzman, psychiatra, który od lat bada poczytalność sprawców na potrzeby procesów i śledztw.

Hanna Dobrowolska: Co właściwie znaczy być "uznanym za niepoczytalnego"? Niepoczytalny, czyli... chory psychicznie? 

Prof. Janusz Heitzman*: Niepoczytalność nie jest terminem medycznym, diagnozą. To jest konstrukt prawny, od którego zależy odpowiedzialność karna. Stan niepoczytalności to taki stan umysłu, który sprawia, że sprawcy przestępstwa nie można przypisać winy, chociaż faktycznie jest on sprawcą np. zbrodni. Człowiek niepoczytalny nie jest zdolny do rozpoznania znaczenia swojego czynu i nie ma możliwości pokierowania swoim postępowaniem. Warunki te nie muszą istnieć w sposób łączny. Może tak być, że podejrzany wie, że zabijać nie wolno, ale jest niepoczytalny dlatego, że nie potrafi zapanować nad sobą, bo jego mózg nie działa właściwie. Zagadnienie niepoczytalności jest trudne do zrozumienia dla laika. Najprościej jednak wyjaśnić to w ten sposób: winny nie jest człowiek, który popełnia przestępstwo, a winna jest jego choroba. 

Zobacz wideo Czy można oszukać wariograf? Biegły sądowy rozwiewa wątpliwości

A choroby nie można pociągnąć do odpowiedzialności. Co dalej? 

Niepoczytalny nie popełnia przestępstwa, ale podlega regulacjom prawnym, które mają chronić społeczeństwo, żeby po raz kolejny nie dokonał czynu, za który później nie odpowie karnie. Sądy stosują tzw. środki zabezpieczające, które polegają na izolacji połączonej z leczeniem, kontrolowanym przez sąd. Może się oczywiście okazać, że osoba jest niepodatna na leczenie. Nie wyleczy się na przykład trwałego uszkodzenia mózgu czy upośledzenia umysłowego. Nie określa się też z góry czasu izolacji sprawcy, tak jak to robi sąd w przypadku kary więzienia. Izolacja jest stosowana tak długo, jak długo istnieje zagrożenie. Może trwać nawet do końca życia. 

Domyślam się, że taki sprawca nie powie wprost: zabiłem i będę zabijać, jak tylko wyjdę. Skąd wiadomo, że ma takie predyspozycje? 

Osobę podejrzaną o popełnienie jakiegoś przestępstwa bada powołany do sprawy zespół co najmniej dwóch biegłych lekarzy psychiatrów, którzy formując opinię korzystają z opinii pomocniczych sporządzonych przez innych biegłych: psychologicznej, seksuologicznej, a także badań neuroobrazowych, czyli tomografii mózgowej, rezonansu magnetycznego, badań toksykologicznych i innych. Z osobą, której poczytalność podana jest w wątpliwość, prowadzi się szeroki wywiad, ocenia stan psychiczny, świadomość, orientację w miejscu, w czasie, co do siebie samego, ocenia się jakość myślenia, związek z rzeczywistością, poziom krytycyzmu. Biegli stawiają pytania, które badają motywację, możliwość regulowania silnych emocji, oceniają poziom intelektualny, moralny, poczucie winy i odpowiedzialności oraz rozumienie tego, co zrobił. Na tej podstawie da się ocenić, czy chory stanowi zagrożenie i mógłby na wolności znów stracić kontrolę nad swoimi reakcjami. 

Da się udawać chorego psychicznie? Albo zdrowego? 

Oczywiście, że się da! Niejeden próbował. Sprawcy udają szalonych albo przechwalają się zbrodniami, których mogli wcale nie popełnić. Ale uważam, że nie da się tego robić skutecznie. Doświadczony biegły tę symulację rozpozna zawsze, czasami trwa to dłużej, wymaga obserwacji. Opinii nie wydaje się po jednorazowym spotkaniu. W sprawach zabójstw badania sprawców są wielogodzinne, wielodniowe. Jeśli takie spotkania są niewystarczające, by wydać opinię, podejrzanego kieruje się na oddział, na obserwację psychiatryczną, która może trwać do czterech tygodni. Biegli spotykają się z taką osobą i eksplorują jej życie, oceniają stan psychiczny i proces motywacyjny czynu. Naszym zadaniem nie jest odpowiedzenie na pytanie czy ktoś coś zrobił, ale dlaczego to zrobił, dlaczego wybrał takie, a nie inne ofiary, dlaczego się nie powstrzymał. Szukamy przyczyny w psychice, w mózgu, ale czynniki, które prowadzą do zbrodni mogą być różne. Najczęściej jest ich kilka i nie zawsze jest to choroba. Może być to związane z nieprawidłową osobowością, która chorobą nie jest, ale wymaga terapii. 

I na czym taka terapia polega? 

Pracuje się z chorym, by po wyleczeniu z ostrych objawów psychozy, zobowiązać go do stałego leczenia farmakologicznego. Daje się sprawcy narzędzia chroniące go przed tym, by nie utracił nad sobą ponownie kontroli. Czasem pacjenta chronią relacje emocjonalne z rodziną, czasem powrót do religii i wiary, różne rzeczy motywują do bycia lepszym człowiekiem. Ważne, by wyjść z zaklętego kręgu, który skazuje sprawcę zbrodni na przypięcie sobie łatki "jestem zły, nie ma dla mnie ratunku". Pokazujemy choremu, że ratunek jest, że sam może siebie uratować. Chcemy, by te osoby mogły sobie same powiedzieć: byłem zły, ale mogę być lepszy. Wzmacniamy poczucie współodpowiedzialności i sprawczości w życiu. To bardzo ważne w procesie zdrowienia. 

I po leczeniu zabójcy faktycznie odzyskują wolność? 

Tak, ale nie od razu. Przepisy dotyczące stosowania środków zabezpieczających obligują zespół terapeutyczny do wydawania tzw. opinii okresowych, w których ocenia się czy dalej istnieje konieczność izolacji i zabezpieczania społeczeństwa przed sprawcą, nie tylko brak objawów choroby jest ważny. Co pół roku taka opinia trafia do sądu, który przedłuża stosowanie środka. Jeżeli lekarze dojdą do wniosku, że osoba nie zagraża, to istnieje obligatoryjna konieczność zwolnienia jej niezwłocznie. Ale to sąd musi wydać stosowne postanowienie. 

Nie dochodzi do pomyłek? 

System stosowania środków zabezpieczających jest kaskadowy. Najbardziej niebezpieczni sprawcy zabójstw trafiają do oddziałów o maksymalnym poziomie zabezpieczenia. Jest tam więcej pracowników ochrony i monitoringu by zapewnić bezpieczeństwo innym pacjentom i personelowi. Jeżeli nie ma ataków agresji, prób ucieczek, niebezpieczeństwo jest coraz mniejsze, a chory bierze współodpowiedzialność za swoje leczenie, to może być przeniesiony do systemu o niższym, wzmocnionym poziomie zabezpieczenia. Stamtąd, po co najmniej sześciu miesiącach jest obligatoryjnie opiniowany, może trafić na poziom podstawowy, ale też pozostawać na tym samym poziomie zabezpieczenia przez kilka lat. 

I z poziomu podstawowego już prosta droga do domu? 

Teoretycznie tak. Załóżmy, że ktoś dokonał w stanie ostrej psychozy zbrodni zabójstwa, jego leczenie było szybkie i skuteczne, to może po dwóch latach wyjść na wolność. Jest to oczywiście optymistyczny scenariusz. Znam przypadek matki, która będąc chorą psychicznie zabiła swojego syna, została wyleczona na tyle, że można było ją skierować do leczenia ambulatoryjnego, nie trzeba było jej dalej izolować, nie stwarzała zagrożenia. Wyszła właśnie po około trzech latach. 

Pracuje pan w oddziale o wzmocnionym zabezpieczeniu. Co zrobili ludzie, którzy tu trafili? 

Najczęściej są to sprawcy, którzy stwarzali zagrożenie dla czyjegoś zdrowia lub życia, usiłowali odebrać komuś życie. Jest też dużo osób, których poczytalność została zniesiona dlatego, że stosowali środki psychoaktywne, czyli narkotyki, nierzadko łączone z alkoholem. Takie długotrwałe odurzanie się powoduje, że u osób predysponowanych do zaburzeń psychicznych ujawnia się stan psychozy, a wtedy często dochodzi do tragedii. 

Czym jest psychoza? 

To zaburzenia psychiczne, które tradycyjnie określa się jako chorobę psychiczną. Dochodzi do zerwania kontaktu z rzeczywistością, zaburzenia znaczeń, zaburzenia poczucia własnej tożsamości, chory ma urojenia, w które wierzy i je realizuje. Gdy pacjent ma urojenia prześladowcze, wierzy, że coś mu zagraża i musi się bronić, bardzo często dochodzi do zabójstwa. To są te osoby, które w drastyczny sposób zabijają swoich najbliższych, bo widzą w nich diabły, potwory, a nie ukochanych krewnych. W psychozie świat postrzegany jest w sposób nierzeczywisty. 

To stan, który mija? 

Samoistnie bardzo rzadko. W wyniku leczenia, tak. Psychoza to nie jest coś, co ogarnia człowieka w momencie. Najczęściej rozwija się powoli, są sygnały, które można zaobserwować. Jest to na przykład narastający lęk, trudności w komunikacji, narastające problemy w rozumieniu tego, co się dookoła dzieje, nieświadomość prawna. Choremu włącza się jakiś osąd realizujący, że musi on dokonać czegoś, czego nie rozpatruje ani w kategoriach prawnych ani moralnych i dla osoby z zewnątrz zrozumienie tego stanu jest bardzo trudne. Chory nie czuje, że jest chory. Charakterystyczny w psychozie jest brak krytycyzmu, połączony też z omamami, kiedy doznania płynące ze strony zmysłów są zafałszowane. Taka osoba słyszy głos mówiący "weź siekierę, zabij", choć nikt tych słów do niej nie wypowiada. 

Skąd się taka choroba bierze? 

Biologicznie rzecz ujmując źródło psychozy jest związane z patologią kory mózgowej, do której impulsy zaczynają płynąć z głębszych struktur mózgowych, odpowiadających za zniesienie samokontroli, za działania popędowe. Patologiczne myślenie jest związane z zaburzeniami o charakterze molekularnym, układy komunikacji biochemicznej w mózgu nie działają poprawnie. Na uaktywnienie się choroby mogą mieć wpływ geny, silne przeżycia, stres, ale też zatrucia narkotykami, alkoholem. Przyjmowanie narkotyków przez osoby chorujące na schizofrenię, aż 15-krotnie zwiększa ryzyko zachowań niebezpiecznych. 

To częsty przypadek, że zabójca trafia do szpitala, a nie do więzienia? 

Gdyby zliczyć wszystkie przypadki, w których zachodziły wątpliwości co do poczytalności sprawcy czynu zabronionego, nie tylko zabójstwa, to okazuje się, że w około 80 proc. te wątpliwości się nie potwierdzają. Statystyki pokazują, że ok. 10 proc. badanych przez biegłych na potrzeby postępowań karnych, ma poczytalność znacznie ograniczoną, a tylko 1-2 proc. całkowicie zniesioną, czyli nie może odpowiadać przed sądem i wymaga leczenia. 

A to, z jakiej rodziny się pochodzi, ma wpływ na nasze predyspozycje do zbrodni? 

Z całą pewnością mogę stwierdzić, że przyczyną zabójstwa u osoby z zaburzeniami psychicznymi nie jest złe wychowanie, tylko patologia mózgu. Natomiast w wychowaniu może być podłoże do zachowań agresywnych. Warto jednak pamiętać, że nie każdy, kto podejmuje takie zachowania, jest od razu niepoczytalny. Nieprawidłowa osobowość, będąca wynikiem niesprzyjających warunków wychowawczo-rozwojowych, może być czynnikiem pomniejszającym poczytalność i mieć wpływ na wymiar zasądzonej kary. Nawet silne emocje, z którymi sprawca nie może sobie poradzić, i dokonuje na przykład zabójstwa, nie zawsze znoszą poczytalność. Często takie spiętrzenie afektu tylko poczytalność ogranicza, nawet w sposób znaczny. 

Nierzadko po zbrodni opinia publiczna szuka przyczyny w domu rodzinnym sprawcy. Największe zdziwienie jest, gdy ten, który zabił, pochodzi z "dobrego domu", czyli dobrze sytuowanej rodziny, wykształconej. Pana też to zaskakuje? 

Jeżeli ktoś jest z dobrego domu, to łatwiej może opowiedzieć o tym, co zrobił, dobierając słowa, używając lepszego języka, czasem sam znajdując argumentacje, żeby samemu określić swoje motywacje. Ale dla biegłego to nie są dane wiążące. Warto mieć na uwadze, że w każdym tak zwanym "dobrym domu" może być tak zła atmosfera i taki poziom zaburzonej komunikacji, że dziecko kształtuje się w systemie wartości, w którym życie nie ma żadnego znaczenia. Ważny jest pieniądz, ważna jest kariera, patologiczna rywalizacja "po trupach do celu". Wnikliwość biegłego, który bada sprawcę przestępstwa, musi pozwolić na ocenę warunków wychowawczych i tego, co stanowi podłoże antyspołecznych zachowań, jak bezpośredni atak w trudnej sytuacji czy predyspozycje do chorób psychicznych. Wynikiem wychowania jest na przykład to, czy umiemy się zatrzymać przed podjęciem decyzji, być empatyczni, a nie od razu atakować. I niestety, wysoki poziom materialny nie gwarantuje takich umiejętności. Bywa, że "dobrych domach" ten obszar może zupełnie leżeć, bo skupieni na karierze rodzice nie dbają o wspieranie emocjonalne dzieci, o pozytywne wzorce. A nikt z zewnątrz o tym nie wie, stąd potem takie zdziwienie społeczne, że "taka spokojna, porządna rodzina, a tu coś takiego". 

A jak to możliwe, że w niektórych przypadkach sprawcy na wniosek prokuratury czy sądu są badani dwa lub więcej razy, i za każdym razem ich poczytalność jest widziana zupełnie inaczej? 

Zdarza się tak, że opinie biegłych w kwestii poczytalności różnią się od siebie. Dużo zależy od sposobu, w jaki ta poczytalność jest oceniana. Ja, wydając opinię, zadaję sobie też pytanie czy istnieją dowody na to, że dana osoba jest w pełni zdrowa. Psychika człowieka ma wiele tajemnic. Pod pozorami normalności mogą skrywać się też okrutne żądze. Bo dowody na to, że ktoś jest chory, znaleźć jest dużo łatwiej. W pracy nie zależy mi na podtrzymywaniu własnych tez, ale na znalezieniu argumentów na obalenie tezy przeciwnej. Jeżeli je znajduję, to je eksponuję. Często nie wystarczy sam wywiad. Dowodów szukam w aktach sprawy, zeznaniach świadków, dokumentacji medycznej. Badanie poczytalności musi być osadzone w kontekście. Sprawdzam, czy jest powiązanie skutku w postaci zbrodni z jakimkolwiek czynnikiem biologii, psychologii, środowiska, moralnością oraz emocjami, które same w sobie są tylko jakąś osobniczą cechą, ale u konkretnego człowieka we wzajemnych zależnościach urastają do rangi sprawstwa.

Janusz Heitzman - biegły sądowy z zakresu psychiatrii, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, członek Komitetu Zdrowia Publicznego PAN.

OSKARŻAM - cykl kryminalny Gazeta.plOSKARŻAM - cykl kryminalny Gazeta.pl Grafika: Marta Kondrusik

Więcej o: