Do zdarzenia doszło w maju ubiegłego roku w rejonie Mikołajówka w okolicy Łasku (woj. łódzkie). To tam 18-letnia Weronika w drodze na przystanek autobusowy została zaatakowana przez sforę kilkunastu agresywnych psów, które poszarpały jej ciało. Nastolatkę z ponad setką ran znalazł w rowie przypadkowy przechodzień. Mężczyzna wezwał pogotowie, które przetransportowało dziewczynę do specjalistycznej kliniki Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Po ponad roku od tragicznego zdarzenia, kiedy nastolatka wciąż potrzebuje leczenia oraz rehabilitacji i kolejnych operacji plastycznych, właściciel zwierząt usłyszał zarzuty.
W sprawie ataku sfory agresywnych psów na nastolatkę śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa w Łasku. Ustalono wówczas właściciela zwierząt. Podejrzany Stanisław D. zeznał jednak, że to nie jego psy pogryzły dziewczynę. Mimo tych zapewnień ze strony mężczyzny, jak przekazało 2 października Radio Zet, powołując się na "Dziennik łódzki", właściciel psów usłyszał zarzut niezachowania ostrożności przy chowaniu zwierząt i wypuszczenia ich bez możliwości kontroli poza teren posesji.
- W ten sposób Stanisław D. doprowadził do nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pokrzywdzonej - powiedziała Jolanta Szkilnik, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Sieradzu. - Podejrzany nie przyznał się do zarzuconego mu czynu i złożył wyjaśnienia, w których zaprzeczył temu, aby to jego psy miały pogryźć pokrzywdzoną - dodała Szkilnik. Śledztwo prowadzone przez prokuraturę nadal jest w toku. Podejrzanemu mężczyźnie grozi do 3 lat pozbawienia wolności.
Niedługo po otrzymaniu zgłoszenia o pogryzionej nastolatce służby przystąpiły do obławy na watahę psów. Brali w niej udział policjanci, strażacy z OSP, a także żandarmeria wojskowa. Po kilku dniach, z pomocą wyspecjalizowanych w odławianiu zwierząt pracowników służb udało się schwytać łącznie około 20 psów. Trafiły do lokalnego schroniska.
Według informacji przekazanych przez portal tvn24.pl to nie był pierwszy atak psów na ludzi w okolicach Łasku. Burmistrz Gabriel Szkudlarek, twierdził jednak, że nie otrzymywał wcześniej żadnych sygnałów o tym, że na terenie gminy mogą biegać agresywne psy. - Jestem trochę zaskoczony, bo niektórzy wiedzieli o tym, że taka wataha jest, ale nie sygnalizowali tego. U jednej z mieszkanek psy zagryzły trzy kozy, kobieta o tym fakcie poinformowała nas dopiero, kiedy dowiedziała się o pogryzieniu dziewczyny - twierdził Szkudlarek.