Dziennikarz Radia ZET Andrzej Stankiewicz pytał swoich gości o Marsz Miliona Serc, który został zorganizowany 1 października w Warszawie przez Koalicję Obywatelską. Przedstawicielka tego ugrupowania, Izabela Leszczyna, została poproszona o komentarz do tego, dlaczego organizatorzy nie zaprosili na to wydarzenie pani Joanny z Krakowa. Historia kobiety, której policjanci kazali rozebrać się do naga i wykonywać przysiady, oburzyła całą Polskę. To właśnie z powodu pani Joanny Donald Tusk ogłosił w lipcu, że 1 października w Warszawie odbędzie się Marsz.
- Nie wysłaliśmy do nikogo imiennego zaproszenia. Kobiet, które zostały potraktowane przez PiS taki sposób, jak pani Joanna, jest niestety w Polsce bardzo wiele. Oczywiście, że te dwie rzeczy zbiegły się, oczywiście, że to, co zrobili tej kobiecie było jakimś impulsem, ale musielibyśmy naprawdę zaprosić dziewczynę, której policja połamała ręce, rodziny młodych kobiet, które umarły w szpitalach, bo lekarze byli sparaliżowani wyrokiem trybunału Julii Przyłębskiej - powiedziała Izabela Leszczyna.
Na odpowiedź dziennikarza, że "może trzeba było je zaprosić", polityczka odpowiedziała, że wtedy "zawsze się kogoś pominie". - Premier Tusk powiedział bardzo wyraźnie: zapraszam wszystkich, ten marsz jest nasz - odparła posłanka KO.
Posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska powiedziała z kolei, że dzień przed Marszem Miliona Serc, spotkała się z Joanną na manifie w Warszawie. - Ona jest rozgoryczona. Jednak wykorzystywanie polityczne zwykłych ludzi, którzy nie są przyzwyczajeni do obecności mediów, może być obciążające psychicznie. Tak bym myślała o tym, żeby w przyszłości z dystansem odnosić się do takich spraw. Mówić o sprawach, a nie konkretnych ludziach - zaapelowała polityczka.