"Władza wymyśliła sobie, że Odra będzie jak Ren. Mrzonki". Miejscami ma 30 cm

Dominik Szczepański
- Nigdy nie widzieliśmy tak wielkich ryb jak te, które umierały na brzegu. Wszystko uciekło znad rzeki. Zamilkły ptaki, przestało wiać, zapanowała cisza. Tak brzmi śmierć - wspomina Tomasz Włoch, założyciel Przystani Tu w Cigacicach.

4 września podróżnik i zdobywca bieguna południowego Mateusz Waligóra oraz dziennikarz Gazeta.pl Dominik Szczepański wyruszyli od źródeł Odry. W ciągu kilkudziesięciu dni wędrówki chcą dojść do jej ujścia. Waligóra sprawdzi, co rok po katastrofie ekologicznej mówią mieszkający nad nią ludzie. Szczepański będzie dodatkowo pytał, co myślą przed jesiennymi wyborami. Co tydzień na Gazeta.pl publikujemy wywiady z naukowcami, archeologami, pisarzami, aktywistami i badaczami odrzańskiej kultury.

Pamiętasz, co robiłeś na początku sierpnia 2022 r.?

Tomasz Włoch, założyciel Przystani Tu w Cigacicach: Wdychałem azot. Dużo się mówi o soli, która płynęła wtedy Odrą, ale zanim pojawiła się martwa ryba, śmierdziało azotem. Zresztą u nas to normalne w tym okresie, bo kiedy ludzie idą na urlopy, Bumar [Zakłady Mechaniczne Bumar - Łabędy] i Azoty [Grupa Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn] czyszczą zbiorniki.

Zobacz wideo Czy jest ryzyko, że Odra znowu obumrze? Ozdoba: Tak

Jesteś pewny, że na początku sierpnia Odrą płynęło więcej azotu niż zwykle?

To zapach mojego dzieciństwa, dziadek był rolnikiem. Azot gryzie w gardło. Poza tym wodą z Odry podlewamy trawę pod knajpą. W tamtych dniach rosła jak wściekła. Potem śląskie kopalnie wrzuciły solankę, ale fala rozrzedziła się przed Wrocławiem. Ale następnie swoją sól puściło KGHM. Obstawiam, że to właśnie dobiło rzekę.

Jak to wyglądało z Cigacic?

Nigdy nie widzieliśmy tak wielkich ryb jak te, które umierały na brzegu. Wszystko uciekło znad rzeki. Zamilkły ptaki, przestało wiać, zapanowała cisza. Tak brzmi śmierć. Ptaki wróciły chmarami i zaczęły zjadać martwe ryby. Mój ojciec jest bosmanem, opowiadał, jak w 1956 r. wpuszczono do Odry mazut. Rolnicy wyciągali z wody wielkie sumy, rzucali po podwórkach, zjadały je kury.

Przed rokiem musiałem się mocno tego wszystko nawdychać, bo trafiłem pod kroplówkę.

Jak katastrofa ekologiczna wpłynęła na wasze życie?

Początki po katastrofie były stresujące. Myśleliśmy, że będziemy musieli się zwijać. W weekend mamy po 500 gości, a w pierwsze cztery tygodnie po zatruciu rzeki sprzedaliśmy cztery kawy. Potem się unormowało. Na początku sierpnia tego roku chcieliśmy przypomnieć ludziom o tym, co tu się działo. Zorganizowaliśmy panel ekspertów, przyjechali naukowcy z różnych uniwersytetów, wśród nich prof. Bogdan Wziątek. Powiedział, że Odra ma u nas ustaloną przewodność na poziomie 850 mikrosimensów [μS/cm to jednostka przewodności, miara zdolności wody do przewodzenia prądu, zależy od ilości soli w wodzie]. Przed rokiem mieliśmy tu 2700 mikrosimensów, w tej chwili jest podobnie. Odrą wciąż płynie słona woda, więc nic się nie zmieniło.

Na początku sierpnia mieliśmy w planach manifestować na moście w Cigagicach. W przeszłości zamykaliśmy go już trzy razy, dzięki temu udawało nam się wymóc na władzach remont i most się nie zawalił. Przyjechał Greenpeace, powiesił na moście transparent, aż dziwne, że jeszcze nikt go nie ściągnął.

Most na OdrzeMost na Odrze Karolina Karasinska

Wędrujemy wzdłuż Odry od prawie miesiąca, a nic podobnego jeszcze nie widzieliśmy. Na transparencie jest napis: "Odra umiera. Sól, beton, ścieki, z daleka od rzeki".

To tylko początek. Skoro rząd wprowadził specustawę, to odebrał nam prawo do obrony rzeki. Nie zamierzamy się jednak poddać. Ryby sobie jakoś poradzą, gorzej ze skorupiakami. Zniknęło 90 proc. szczeżui, które są najważniejszym filtrem Odry.

W jaki sposób jesteś związany z tą rzeką?

Wychowałem się nad nią, choć wciągnęła mnie na dobre dopiero 25 lat temu.

Ta historia zaczyna się w 1997 roku od powodzi tysiąclecia. Rzeka przeszła wtedy swoje katharsis, dosłownie się oczyściła. W wielu miejscach wydarzyła się tragedia. Ale nie u nas - Cigacice to mądrze zbudowana wieś. Po powodzi pojawiła się inna woda, wszystkie brudy spłynęły do morza. Wtedy zaczęliśmy częściej przychodzić nad Odrę, ale dopiero w 2010 r., po kolejnej wielkiej powodzi, weszliśmy do niej i popływaliśmy.

W czasach powodzi tysiąclecia kształtowała się też historia Flisu Odrzańskiego. Idea dotarła tu z Ulanowa na Podkarpaciu. Całe to miejsce i tradycja flisu stała się niematerialnym dziedzictwem kultury UNESCO. To właśnie flisacy z Ulanowa postanowili, że będą na Odrze budować tratwę i spławiać ją z Oławy do Szczecina. Tradycja przetrwała 25 lat. Przyglądaliśmy się jej, aż na początku lat 2000. zdecydowaliśmy w Cigacicach, że zbudujemy swoją tratwę i się do nich przyłączymy.

Jak było?

Według mnie ten flis stał się najważniejszym powojennym wydarzeniem w historii Cigacic. Pamiętam doskonale, jak przypłynęła tu 120-metrowa tratwa ważąca 180 ton. Przytroczyliśmy się do niej i popłynęliśmy z flisakami na tydzień. Po tym tygodniu na rzece nic już nie było takie same. Nie mogliśmy się od Odry oderwać.

Rok później znów popłynęliśmy z flisakami. Spływem kierował kapitan żeglugi wielkiej Włodzimierz Grycner. Pod Szczecinem, przy wódeczce, rzucił: "Jeżeli w Cigacicach nie zaczniecie budować galarów i wozić nimi po Odrze ludzi, to cała idea flisu nie ma żadnego sensu. Ktoś musi zacząć to robić". Z tą wiadomością wróciliśmy do Cigacic. Przekazałem to mojemu ojcu Romanowi, który jest bosmanem w tutejszym porcie. I stało się tak, że kiedy ze Szczecina po flisie wracały w górę rzeki drewniane łodzie, ojciec zatrzymał jedną z nich. To był płynący do Nowej Soli galar. Wydzierżawił go i zaraz w gazetach ogłoszono, że w Cigacicach pojawiła się łódź, która wozi ludzi.

Miał klientów?

Przez dwa miesiące przewiózł nią 9000 osób. Pływał od 9 rano do 21. Okazało się, że to ma sens. Potem brat kupił drewnianego galara, a drugą łódkę zbudował już sam. Ludzie zaczęli przyjeżdżać nad rzekę, ale nie mieli gdzie się podziać. Na początku stały tu cztery metalowe ławki i kontener. Wróciłem z emigracji i wymyśliłem, że skoro są ludzie, to postawię bar. Miała być tylko kawa, herbata i piwo. A skończyło się na knajpie z włoską kuchnią, która w weekendy obsługuje po 500 osób. Ludzie przyjeżdżają do nas z Sulechowa i z Zielonej Góry. Byli u nas Robert Makłowicz, Janusz Gajos i inni znani.

Tomasz Włoch (po prawej), Damian Danak (po lewej), CigaciceTomasz Włoch (po prawej), Damian Danak (po lewej), Cigacice Karolina Krasinska @karokrasinska

Na bar nie miałem pieniędzy. Wracałem do Polski po długiej chorobie z 16 funtami w kieszeni. Materiały brałem z recyklingu. Projekt powstał w mojej głowie, kiedy w Barcelonie zobaczyłem muzeum Joana Miró. Zafascynowała mnie jego sztuka funkcjonalna, która bywała przez władze tego miasta reprodukowana w dużej skali i umieszczana na ulicach. Kiedy stanął bar, to zaczęliśmy przy ludziach wchodzić do rzeki i pokazywać, że można się w niej kąpać. Niestety okazje do tego mieliśmy niezłe.

Niestety?

Zdarzały się lata suszy, gdy w Odrze było 60 centymetrów wody. Przed wojną istniała tu miejska plaża. Wędrowano do niej na piechotę Zielonej Góry, przyjeżdżano z okolicy końmi. Żeby jeszcze bardziej zbliżyć ludzi do rzeki, zorganizowaliśmy serię koncertów. Przyjechało 40 muzyków z Wrocławia i Poznania i zaczęli improwizować na zadany temat, np. "rzeka" lub "trzcina". Zdarzyło się i tak, że muzycy - łącznie z kontrabasistą - po prostu weszli do rzeki. Stali w nurcie i grali, a ludzie kłębili się na plaży. W przystani organizowaliśmy koncerty, dancingi, przedstawienia teatralne. Jedno z nich, "Gusła", przygotowane przez Teatr Lubuski, zdobyło ostatnio nagrodę w Edynburgu. W pamięci mieliśmy też zdjęcia sprzed wojny.

W Cigacicach znajdował się kurort z 30 restauracjami i fabryką czekolady. Berlińczycy dojeżdżali do nas pociągami. Mieszczanie z Zielonej Góry kupili łęgi i stworzyli w nich miejsca wypoczynku. Powstawały tu domy wczasowe, spędzano w nich weekendy i święta. W naszej przystani od kilku lat cumuje Statek Kultury.

Co to takiego?

To dzieło Szymona Mizery i Stowarzyszenia Kod_Krowa z Poznania. Kiedyś wynajmowali łodzie i robili na nich warsztaty z filmu dokumentalnego. Aż znaleźli w Gorzowie Wielkopolskim starą koszarkę z 1963 r. Niegdyś mieściła się w niej restauracja, ale potem ją zlikwidowano. Statek stał przegniły, zalany szambem. Kupili go. Kiedy znalazł się na wodzie, widok był niewiarygodny. Jak z "Mad Maksa". Po prostu płynący złom. Dwie trzecie dennicy miało grubość zaledwie dwóch milimetrów. Odremontowali ją dzięki funduszom norweskim, stworzyli na jej pokładzie Rzeczny Uniwersytet Ludowy, uzbroili w dwa piękne silniki, naprawili kajuty. A potem Szymon przeniósł się do Czerwieńska, niedaleko nas. Statek Kultury co roku wypływa w miesięczny rejs, kursuje między małymi i większymi miejscowościami, na jego pokładzie odbywają się warsztaty filmowe i kino rzeczne na wodzie.

Damian Danak, etnograf, muzealnik, Stowarzyszenie Inicjatyw Proludzkich Entropia: Cigacice to był kiedyś wielki świat. Rzeką płynął cukier. Pod koniec XIX wieku w porcie postawiono ogromną, ceglaną halę. Kunsztownie wykonana drewniana konstrukcja w jej środku przywodzi na myśl industrialną katedrę. Skoro był cukier, to zbudowano fabrykę czekolady. W mauretańskim stylu. Przypływały do nas banany i kawa, składowano je tu i sprzedawano do Grünbergu. Zresztą, nie tylko towary wędrowały daleko. Na granicy z Wielkopolską stoi wieś Klępsk. Mieszkali w niej protestanci, ale byli uciskani, więc spakowali się, dotarli do Cigacic i stąd - Odrą - ruszyli w wielką podróż, która zakończyła się w Australii. Wzięli ze sobą szczepy winogron, które do dziś są tam uprawiane. Potem cukier stracił na wartości.

Coś go zastąpiło?

Damian Danak: Węgiel. Dzięki powstaniu Kanału Gliwickiego docierał do nas na ogromną skalę. A kiedy i on zniknął, zaczęliśmy szukać dla Cigacic nowego otwarcia.

Czym mogłoby być?

Damian Danak: Upatrujemy go w przywróceniu temu miejscu dawnego charakteru. Budujemy drugą w Polsce saunę na wodzie, a że jesteśmy zielarzami, to wymyśliliśmy, że będziemy w niej prowadzić kurację z wykorzystaniem różnych roślin. Sam przyjechałem tutaj z Podkarpacia i minęło trochę czasu, zanim zakochałem się w Odrze. Nie przypomina górskich rzek, które znam z dzieciństwa, ale są miejsca, gdzie przyroda jest nad nią wspaniała. Żeby w pełni zrozumieć tę okolicę, trzeba użyć wyobraźni. Na przykład uświadomić sobie, że przed wojną było tu 180 hektarów winnic. Potem wszystko zniknęło, ale powoli tamten świat się odradza.

Jakiej Odry byście w tym nowym świecie chcieli?

Tomasz Włoch: Moi rodzice pamiętają, jak z tą rzeką pracowano w latach 60. i 70. Była pławna, pełna barek. Skanalizował ją Fryderyk II i genialnie wymyślił regulujące nurt ostrogi. Odra to dwie rzeki - rzeka wody i rzeka żwiru. Odkładający się żwir najczęściej wpływał w pola międzyostrogowe. Przez lata były czyszczone, wydobywano z nich żwir, dzięki temu pogłębiając główny nurt. A potem zaprzestano tej pracy, rzeka zaczęła się przepłycać, pod Słubicami potrafi mieć czasem 30 centymetrów. Pola międzyostrogowe są zamulone. Wszyscy boją się to ruszyć, bo nie wiedzą, co z tym mułem zrobić. Gdyby robili to na bieżąco, mieliby żwir budowlany, a tej chwili najpierw trzeba się pozbyć mułu.

Dobrze rozumiem, że chcecie powrotu żeglugi?

Tomasz Włoch: W 1819 r. w Księdze Odry zapisano, że rzeka ma pławność 120 centymetrów. Statki budowano z myślą o takim właśnie zanurzeniu. Natomiast obecna władza wymyśliła sobie, że Odra będzie jak Ren, a statki mają zanurzać się na głębokość 280 centymetrów. Mrzonki. Żeby to osiągnąć, chcą wrzucić szmal z Banku Światowego i zbudować system śluz i grodzi. Specustawa, która de facto omija prawo, zniszczy tę rzekę do końca. Ale, jak widać, nie ma to znaczenia ani dla Wód Polskich, ani dla obecnie rządzących. Tu nie chodzi o żeglugę. Tu chodzi o to, żeby gdzieś przepalić kasę. Na ekologii nie da się zarobić, trzeba w nią włożyć pieniądze, efekty zobaczymy za wiele lat. Zarobić da się za to na betonowaniu i śluzach. Tam jest szmal, który można podjąć i bokami sobie wsadzać w kieszeń.

Czego więc chcecie dla Odry?

Oczywiście chciałbym, żeby społeczeństwo uwierzyło w inicjatywę przyznania Odrze osobowości prawnej, ale wydaje mi się, że to zbyt grube jak na społeczeństwo, jakim dziś jesteśmy. Niech więc władza robi sobie te główki, to nie jest problem. Na przedwojennych zdjęciach widać, jak to wyglądało - jedna główka jest zupełnie wyczyszczona z roślin, ale cztery następne są kompletnie zielone. Cudowny kompromis. Wierzę, że można połączyć interesy przyrody i wodniaków. Nie wolno natomiast przeobrażać Odry pod statki. Zamiast tego statki trzeba budować pod Odrę.

Jak zamierzacie do tego doprowadzić?

W trakcie ostatniego panelu, który organizowaliśmy w naszej przystani, naukowcy uświadomili nas, że żyjemy w bańce. Może mamy i grupę ludzi mocno zaangażowanych w mówienie o Odrze, ale od roku się nie powiększyliśmy. I to trzeba zmienić. Chcemy skupić się wokół normy przewodności wody - tych 850 mikrosimensów. Odra po prostu nie może być bardziej słona, bo to ją wykończy. Jeśli Wody Polskie nie pójdą po rozum do głowy i specustawa ruszy, to będziemy próbowali to mocno oprotestowywać. Spróbujemy zamykać mosty w Głogowie, we Wrocławiu i w innych miejscach. Mamy w tym doświadczenie. Chcemy wpłynąć przede wszystkim na KGHM. To wielka międzynarodowa firma, która w końcu musi zacząć dbać o swój PR. Dla niej wydać 300 mln na odsalanie swoich wód kopalnianych to jak splunąć. Musimy ich do tego zmusić. Kanadyjczycy odsalają swoje solanki i sprzedają je potem jako wodę mineralną. Dlaczego u nas nie mogłoby być podobnie? Tylko presja społeczna ludzi znad rzek ma sens.

Upatrujecie szansy na zmianę w wyborach?

Nie wierzymy, że obecna władza zmieni poglądy. Obawiam się, że dalej będzie kontynuować mordercze dla rzek prace, które wszystkich nas kosztują dziesiątki milionów złotych. Prowadzimy jedyną taką knajpę nad Odrą, do której można wejść bezpośrednio z łódki czy kajaku, usiąść na plaży, posłuchać koncertu, obejrzeć przedstawienie i jakoś tak się stało, że zaczęli się u nas pojawiać politycy wszystkich opcji. Ostatnio był Donald Tusk. Złożył pewne deklaracje dotyczące Odry i jeśli wygra wybory, to będziemy go z tych obietnic rozliczać.

Wyprawę wzdłuż Odry można śledzić codziennie w mediach społecznościowych Mateusza Waligóry.

Więcej o: