Wypadek na A1. Przyjaciele ofiar komentują śmierć bliskich. "Ten wypadek zabił trzy rodziny"

Przyjaciele rodziny, która zginęła w wyniku wypadku na autostradzie A1, komentowali tragedię w czwartkowym programie "Uwaga!" TVN. - Nie wierzyłam w to. Miałam wrażenie, że to jest jakiś głupi żart, jakaś pomyłka. Zginęła cała rodzina. Został tylko pies - mówiła przyjaciółka ofiar wypadku. - Ten wypadek zabił trzy rodziny. Ci rodzice nie będą mieli już normalnego życia. Umarły ich dzieci i jedyny wnuczek.

Do śmiertelnego wypadku doszło na autostradzie A1 w Sierosławiu, niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego w województwie łódzkim. W sobotę 16 września około godziny 19.30 sportowe bmw, pędzące ponad 250 km/h miało uderzyć w samochód marki kia, który w wyniku zderzenia zajął się ogniem. W aucie zginęły trzy osoby, dwoje dorosłych oraz ich pięcioletni syn. W czwartkowym (28 września) programie "Uwaga!" TVN tragiczne zdarzenie opisali przyjaciele zmarłych.

Zobacz wideo Nagranie wypadku na trasie S12. Cztery osoby trafiły do szpitala

Wypadek na autostradzie A1. Przyjaciele zmarłych:Tego się nie da odzobaczyć, tego się nie da opisać

Podczas rozmowy z dziennikarzem programu pani Małgorzata opowiadała, że zaprzyjaźniona z nią rodzina wracała znad morza. - Czekali na te wakacje, cieszyli się, że jest piękna pogoda we wrześniu - wspominała. Kobieta przyznała, że gdy usłyszała o tragedii nie mogła w nią uwierzyć. - Miałam wrażenie, że za chwilę podjedzie zielona kia i wysiądzie z niej Patryk. Że to jest jakiś głupi żart, jakaś pomyłka. Zginęła cała rodzina. Został tylko pies. To straszny, niewyobrażalny dramat. Tego się nie da odzobaczyć, tego się nie da opisać.

Pani Małgorzata wyraziła również współczucie dla rodziców zmarłych. - Dla mnie ten wypadek zabił trzy rodziny. Ci rodzice nie będą mieli już normalnego życia, nad tym nie przechodzi się do porządku dziennego. Umarły ich dzieci i jedyny wnuczek. To jest dramat, tego nie da się opisać.

Przyjaciel zmarłej rodziny o piratach drogowych. "Bawią się w swoich śmiercionośnych zabawkach"

Według ustaleń biegłego, które 27 września ujawnił prokurator generalny Zbigniew Ziobro, kierowca bmw, które uczestniczyło w wypadku jechał z prędkością co najmniej 253 km/h. W czwartek dowiedzieliśmy się, że 31-letniemu mężczyźnie, który prowadził samochód zostały postawione zarzuty z art. 177 par. 2 Kodeksu karnego.

- Kto normalny pędzi z prędkością 300 km/h? Nie można tego człowieka nazwać normalnym. To jest szaleniec - komentował pan Przemysław, przyjaciel ofiar wypadku. - Są to szaleńcy, którzy bawią się w swoich śmiercionośnych zabawkach. A na ich drodze stają niewinni ludzie. Takie są finały tych niebezpiecznych wyścigów - dopowiadał. - Wszyscy uspokoją się dopiero po doprowadzeniu czynności do końca, gdy sprawca zostanie ukarany - odpowiedział na pytanie o opinię na temat postępów w śledztwie.

Udział kierowcy bmw w zderzeniu na autostradzie A1 został potwierdzony przez prokuraturę dopiero we wtorek 26 września, 10 dni po śmiertelnym wypadku. Pierwsze komunikaty policji o sytuacji informowały, że kia z "niewyjaśnionych przyczyn" uderzyła w bariery energochłonne i zajęła się ogniem. Śledczy nie odnosili się do drugiego samochodu, chociaż nagrania przedstawiające jego udział w zdarzeniu wyciekły do sieci już następnego dnia po wypadku.

- Filmy są weryfikowane przez referenta tego postępowania. Nie mogą być wykorzystane jako dowód, ponieważ nie wiadomo od kogo pochodzą, czy to są faktycznie nagrania z tego zdarzenia - odpowiadała Magdalena Czołnowska z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim na pytania dziennikarza TVN.

Zainteresowani sprawą internauci spekulowali, że przemilczenie udziału drugiego samochodu w zderzeniu była próbą zatuszowania informacji o wypadku. Przypuszczenia te skomentował doktor Paweł Moczydłowski w rozmowie z Gazeta.pl - Brak informacji powoduje, że podejrzenia opinii publicznej są uzasadnione. Te podejrzenia dotyczą tego, że do katastrofy mogło dojść z winy osób, które w jakikolwiek sposób mają przełożenie na władzę i organy ścigania, i którym zależy na tym, aby sprawę wyciszyć - mówił kryminolog. - Możemy mówić o dziwnym, mającym charakter kryminalny, zachowaniu służb. Widać przerażenie przed tym, że nie udało ukryć się wypadku przed opinią publiczną i ktoś może ponieść za to konsekwencje - zauważał dr Moczydłowski.

Do opieszałości prokuratury krytycznie odniósł się również profesor Brunon Hołyst. - Reakcja prokuratury powinna być szybsza. Oni już muszą wiedzieć, kto przyczynił się do tego wypadku, bo mają szkic, nagrania z kamer i przesłuchali świadków. Ze względu na ogromne zainteresowanie społeczeństwa tą sprawą, to powinni udostępnić więcej informacji. Taka nadmierna wstrzemięźliwość prokuratury nie jest tutaj potrzebna - komentował kryminolog. Zauważał jednocześnie, ze reakcja mogłaby być jeszcze wolniejsza, gdyby nie zaangażowanie internautów w sprawę.

Więcej o: