Do tragicznego wypadku na A1 doszło 16 września w Sierosławiu w powiecie piotrkowskim, w województwie łódzkim. Samochód osobowy na skutek, jak informowała policja, "niewyjaśnionych przyczyn" uderzył w bariery energochłonne i stanął w ogniu. Dwójka dorosłych: Martyna i Patryk oraz ich pięcioletni syn Oliwier zginęli na miejscu. Kolejnego dnia internauci opublikowali nagrania, z których miało wynikać, że w wypadku mógł brać udział jeszcze jeden pojazd - marki BMW. W kolejnych dniach pojawiło się więcej materiałów, które skierowały uwagę Polaków na mężczyznę, który mógł siedzieć za kierownicą drugiego pojazdu widocznego na nagraniach i zapoczątkowały próby ustalenia jego tożsamości. W środę prokuratorka Magdalena Czołnowska-Musioł przekazała, że najnowsza hipoteza prokuratury zakłada, że doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki Kia i uderzenia w bariery. Bmw prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód. To oświadczenie nie rozwiało wątpliwości na temat działania służb w tej sprawie, a presja na wyjaśnienie okoliczności tragicznego wypadku rośnie. - Mgła tajemnicy roztacza się nad nieudolnością organów władzy w wyjaśnianiu tej sprawy - przyznaje w rozmowie z Gazeta.pl kryminolog, socjolog dr Paweł Moczydłowski.
- Na "oko" widać, że ktoś przekroczył prędkość i mamy do czynienia z katastrofą w ruchu lądowym. Zaniedbania w tej sprawie są uderzające, a braki, którymi wykazuje się prokuratura, są wręcz irytujące. Powinno być odwrotnie: takie wypadki organy ścigania powinny nagłaśniać i wskazywać liczbę przepisów, które złamano po to, żeby odstraszać użytkowników ruchu drogowego od dopuszczania się podobnej brawury - mówi nasz rozmówca. Według dra Pawła Moczydłowskiego w tej chwili już dwie sprawy wymagają gruntownego wyjaśnienia: - Sam wypadek i jego okoliczności oraz zachowanie organów ścigania w kwestii informowania opinii publicznej w sprawie zagrożeń, które dotyczą nas wszystkich, czyli użytkowników ruchu drogowego - mówi w rozmowie z nami.
Brak informacji powoduje, że podejrzenia opinii publicznej są uzasadnione. Te podejrzenia dotyczą tego, że do katastrofy mogło dojść z winy osób, które w jakikolwiek sposób mają przełożenie na władzę i organy ścigania, i którym - przynajmniej w najbliższym czasie - zależy na tym, aby sprawę wyciszyć. Unika się nawet poinformowania o liczbie uczestników wypadku
- wskazuje dr Moczydłowski. Były Dyrektor Generalny Służby Więziennej tłumaczy również, na czym polega ewentualny "charakter kryminogenny" działania służb. - Możemy mówić o dziwnym, mającym charakter kryminalny, zachowaniu służb. Widać przerażenie przed tym, że nie udało ukryć się wypadku przed opinią publiczną i ktoś może ponieść za to konsekwencje. Strach przed tym jest otępiający i powoduje, że zachowują się nieudolnie - ocenia nasz rozmówca.
Brak różnych hipotez i opieszałość prokuratury jest tym bardziej zastanawiająca dla Moczydłowskiego, że zwykle takie przypadki są nagłaśniane przed samą policję i prokuraturę. Z interpelacją poselską w sprawie śmiertelnego wypadku w Łódzkiem wystąpiła posłanka KO Hanna Gill-Piątek. Polityczka skierowała do szefa MSWiA pytania między innymi o to, czy prokuratura postawiła zarzuty kierowcy bmw i czy przeprowadzono "analizę prawną w kierunku możliwości postawienia zarzutu zabójstwa z zamiarem ewentualnym". O taki scenariusz pytamy kryminologa. - Jest taka interpretacja, że bmw się rozpędzało, aby uderzyć w kię i tam przeprowadzono jakąś akcję. Nie wiemy też, co się działo w samym bmw, może jakaś sytuacja kryminalna czy bandycka, którą się próbuje tuszować. Nie wiemy, mamy same hipotezy, a jedna jest gorsza od drugiej. Jest tu ukryta jakaś tajemnica, a w tej sprawie nic się nie dzieje - zastrzega Moczydłowski.
Zachowanie prokuratury jest w tej sprawie podejrzanie nieprzemyślane. Czuć, że to ma związek z lękiem o wpływ na zachowania wyborcze ludzi, można się domyślić, w którą stronę
- dodaje.
Wśród internautów zaczęły pojawiać się teorie, że osoba kierująca bmw jest powiązania z łódzkimi mundurowymi. 25 września w rozmowie z TVN24 Aneta Sobieraj z łódzkiej policji przekazała, co następuje: "Mogę podkreślić z całą stanowczością, że doniesienia, że w zdarzeniu miał brać udział policjant, są absolutnie nieprawdziwe i uderzają w dobre imię policji". Nie zdementowała natomiast rzekomych powiązań z policją. - To może sugerować pewną obawę i to, że na wyrost coś zostało zinterpretowane. Na wszelki wypadek padło zaprzeczenie, jakby nadgorliwie. Ujawnienie tego, kto jest zamieszany w wypadek na A1, mogłoby wywołać skandal, który mógłby się przełożyć na wynik wyborczy. Tylko to może w tej chwili tłumaczyć zatrzymanie tak ważnej infromacji - uważa kryminolog. Na koniec pytamy, ile możemy czekać na opinię biegłych. - Praktyka pokazuje, że nawet lata. Śledczy znajdują kolejne uzasadnienia czy wątki na to, żeby nie poinformować opinii publicznej. Dopiero po czasie będzie można zweryfikować zasadność odwlekania w czasie całego postępowania - podsumowuje dr Moczydłowski.
***
AKTUALIZACJA: Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro zapowiedział w czwartek po południu, że prokuratura postawi zarzuty kierowcy bmw ws. śmiertelnego wypadku na A1. - Prokurator w oparciu o wstępną opinię biegłego będzie stawiał zarzuty podejrzanemu - powiedział w Lublinie Ziobro. Niedługo później te doniesienia potwierdziły się - prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim postawiła zarzuty kierowcy BMW, który według śledczych spowodował tragiczny wypadek na autostradzie A1.
Więcej na ten temat piszemy w poniższym tekście: