Nad Odrą wrze. "Ludzie zwijają biznesy, a władze bredzą o wielkiej żegludze"

Dominik Szczepański
- Nie mamy żadnych prawnych możliwości zatrzymania regulacji Odry. Dlatego będziemy działać metodami nielegalnymi. Skoro oni działają obok prawa, to my też. Jeśli wojna, to wojna - mówi Gazeta.pl Michał Zygmunt, muzyk i kompozytor, który mieszka nad Odrą. - Minister jeszcze tego nie wie, ale nad Odrą wrze - dodaje.

4 września podróżnik i zdobywca bieguna południowego Mateusz Waligóra oraz dziennikarz Gazeta.pl Dominik Szczepański wyruszyli od źródeł Odry. W ciągu kilkudziesięciu dni wędrówki chcą dojść do jej ujścia. Waligóra sprawdzi, co rok po katastrofie ekologicznej mówią mieszkający nad nią ludzie. Szczepański będzie dodatkowo pytał, co myślą przed jesiennymi wyborami. Co tydzień na Gazeta.pl publikujemy wywiady z naukowcami, archeologami, pisarzami, aktywistami i badaczami odrzańskiej kultury.

Dominik Szczepański: Mówią o tobie, że jesteś sygnalistą zeszłorocznej katastrofy ekologicznej na Odrze.

Michał Zygmunt: Tak też się czuję. Martwe ryby płynęły już w marcu 2022 r. byłem wśród osób, które wtedy już starały się nagłośnić, że coś niedobrego dzieje się w Kanale Gliwickim. Potem, w lipcu kiedy zaczęło się już na ostro, znów okazało się że o katastrofie mówimy my, ludzie znad rzeki. Odpowiedzialne instytucje milczały przez kolejne tygodnie.

U was w Ścinawie i Chobieni martwych ryb nie ma? W Kanale Gliwickim wyciągnięto ostatnio ponad tonę.

Spędzam dużo czasu w porcie, słyszę wiele plotek. Wśród nich krąży wieść, że przed wyborami nie można sobie pozwolić na żadne martwe ryby. Urzędnicy i zarządcy stopni wodnych bardzo uważają. Co ciekawe dobrze znają przyczyny katastrofy, mimo że oficjalnie państwo je wypiera. Boją się puszczać fale dla barek, by znów się nie zaczęło. Chodzi pewnie o wybory, nie realną zmianę.

Opowiedz o swoim kawałku rzeki.

Mieszkam w Chobieni, w krainie łęgów odrzańskich. Ostatnie takie lasy łęgowe w Europie. Dzikie, niedostępne. To wielki rezerwat bioróżnorodności, tu był kiedyś planowany park narodowy. Wielka ostoja ptactwa. Są tu takie miejsca na rzece, w których zimą, jak z zegarkiem, lądują setki łabędzi, tysiące żurawi, jeszcze większe stada gęsi. Ważny spot wielkiej ptasiej migracji. Te są jednymi z ostatnich tak dobrze zachowanych w Europie.

W wielu dyrektywach unijnych można przeczytać, że jeśli chcemy myśleć o przyszłości, to lasy łęgowe, bagna i torfowiska są jej podstawą. A my je świadomie i konsekwentnie osuszamy i niszczymy.

Zobacz wideo Specustawa nie rozwiązuje żadnych problemów Odry

Co się dzieje z łęgami?

Wysychają. Kiedyś były zalewane przez rzekę zwykle dwa razy w roku. Ostatni wylew miał miejsce cztery lub pięć lat temu. Zastanawia mnie, dlaczego państwo potrafi przez miesiąc przechowywać wodę na stopniu wodnym, żeby puścić jedną pustą barkę, a nie jest w stanie znaleźć wody, żeby zalewać lasy łęgowe? Wody Polskie nie robią tego, choć nakazuje im to choćby decyzja środowiskowa dla stopnia wodnego w Malczycach. Zapłacimy za to wszyscy w chwili powodzi. Choć zdrowy i regularnie zalany las łęgowy jest przed nią najlepszym zabezpieczeniem, niestety niezalewany regularnie w ważnym momencie nie będzie w stanie przyjąć tak dużej ilości wody. I nas przed nią nie ochroni. Prawo łamane jest też na Dolnej Odrze, gdzie Wody Polskie regulują rzekę.

Przypomnijmy: zakazał im tego Naczelny Sąd Administracyjny.

Przez osiem lat PiS miało wszystko: większość parlamentarną, prezydenta, najwyższe stołki w najważniejszych instytucjach. A mimo tego sąd wskazał, że regulacja Odry jest niezgodna z prawem. Więc co zrobili? Wprowadzili specustawę, która nie zakłada żadnych konsultacji społecznych. Nikt nie pyta nas, ludzi znad Odry, o zdanie, chociaż to my wyciągaliśmy rok temu martwe ryby, to my sprzątamy tę rzekę, w końcu - to my na jej katastrofalnym stanie tracimy. Moi znajomi zwijają biznesy, a władze bredzą o wielkiej żegludze.

W Ścinawie mieszka bosman, którego ojciec był strażnikiem rzeki i prowadził książkę, w której zapisywał jej poziom. Bosman przyniósł mi tę książkę i pokazał, że kiedy w 70. i 80. latach mówiło się o średnich stanach wody, wynosiły one 230 centymetrów. Dziś to zwykle 40- 60 centymetórw. O jakiej żegludze my pleciemy?

Jesteś przeciwnikiem żeglugi?

W żadnym razie. Rozmawiamy na drewnianym galarze. Pływam rzekami nawet po kilka tysięcy kilometrów rocznie.

Po co ci ten galar?

Będzie moim domem, studiem nagrań, pływającą strażnicą. Będę pilnował rzeki, będzie kotwiczył również tam, gdzie potrzebna jest interwencja. Moja praca polega również na zbieraniu dźwięków przyrody. Żeby je nagrywać, muszę być blisko. Nie stoję w kabinie wielkiego pchacza, tylko często po pas w wodzie, w niewielkiej drewnianej pychówce. Również zimą. Więc pływam po tej rzece i nie jestem przeciwny żegludze. Ale bądźmy poważni. Dostosujmy jednostki do rzeki, a nie rzekę do jednostek. Z poparcia dla pomysłów wiceministra Infrastruktury Marka Gróbarczyka, który od lat jest twarzą regulacji polskich rzek, wycofują się nawet lobbyści związani z żeglugą. Dokładnie wiedzą, że o żadną żeglugę nie chodzi.

A o co?

O kontrakty i beton, gierkowską propagandę. Na Dolnej Odrze po polskiej stronie trwa odbudowa główek regulacyjnych. Do rzeki sypane są wagony kamieni. Ale żeby główki spełniały swoją funkcję, muszą działać na obu brzegach. Niemcy natomiast nie zamierzają ich u siebie remontować. Bez tego nasze główki są bezużyteczne. Niemniej, sypanie wagonów kamieni do Odry to wspaniała zabawa za miliony euro. Topimy w rzece potężne pieniądze, a przecież nie mamy problemu z żeglugą, tylko z wodą i wysychającym światem. Jeśli postawimy stopień na rzece, to blokujemy przesuwanie się dna i piasków. Bezpośrednio za takim stopniem dno zaczyna się żłobić i pogłębiać, erodować. Lustro wody opada.

Jak bardzo?

W ciągu ostatnich 50 lat na tym odcinku trzy metry. Gdybyśmy przyszli tu po wojnie, nawet większa wyżówka mogła rozlewać się po lasach łęgowych. A te lasy to idealny zbiornik retencyjny, który idealne magazynuje wodę. W najlepszy sposób. Dlaczego tak łatwo z nich rezygnujemy w chwili, gdy na świecie trwa walka o wodę? Robiąc główki, stawiając stopnie wodne, drenujemy dno jeszcze bardziej. Cała woda w dolinie się obniża. Jeżeli ktoś mi mówi, że fajnie, że mamy w rzece wodę, to przypominam, że my tę wodę musimy mieć również w dolinie. Rzeka to sam koniec tego systemu. Wylewy powinny zasilać bagna i starorzecza, których jest tu mnóstwo. To jeden wielki zbiornik retencyjny. Darmowy, gotowy. Niestety suchy.

Jeszcze w XVII wieku ludzie nad Odrą i Baryczą żyli na wyspach pomiędzy bagnami. Niedawno przyszedł do mnie stary drwal i powiedział, że chce pójść na bagno, w którym ani on, ani jego ojciec nigdy nie byli. Zawsze była tam woda. Niedawno zobaczył, że da się tam wejść, choć jeszcze pięć lat temu wydawało się to niemożliwe, ale sam się boi, więc może ja bym z nim poszedł. Poszliśmy. Bagna nie było, wyschło.

Dlaczego mamy rezygnować z naturalnych zbiorników retencyjnych i wyłożyć miliardy na zbiorniki, które nie zadziałają? Od maja przeżyliśmy w Polsce wiele dni z temperaturą 30 stopni Celsjusza. Woda ze zbiorników paruje. Z bagien paruje, ale wolniej.

Michał Zygmunt na galarze w ŚcinawieMichał Zygmunt na galarze w Ścinawie fot. Karolina Krasińska

Co myślisz o tym, co wydarzyło się przez ten ostatni rok od katastrofy Odry?

Największym paradoksem jest to, że trujemy tę rzekę zgodnie z prawem. Minął rok i wychodzi na to, że nikt nie złamał prawa. Pamiętam, jak to się zaczynało. Widziałem pierwsze śnięte ryby, tysiące ludzi w wodzie, wielkie stada zwierząt pasących się nad jej brzegami. O tym, że w Odrze jest złota alga, dowiedzieliśmy się w połowie sierpnia. A katastrofa, przynajmniej dla mnie, trwała od połowy lipca. Nie wiedzieliśmy, czy to jakaś chemia, rtęć, czy coś innego.

Co mówiły wam władze?

Nic. Odbierałem setkę telefonów dziennie. Niektórych znałem, inni gdzieś zdobyli mój numer. Pytali, czy mogą zabierać ludzi na kajaki, czy mają zamykać bary. Dzwonili do Wód Polskich, ale nikt tam nie był w stanie udzielić im żadnych informacji. Więc pytali kolesia z dredami, którego znają z rzeki. W końcu politycy przyjechali do Cigacic - a był to wtorek - żeby zrobić konferencję, przepraszam, chciałem powiedzieć szopkę na plaży...

Wiceminister Infastruktury Grzegorz Witkowski mówił, że może się wykąpać w Odrze.

... a w środę Niemcy powiedzieli, że w Odrze jest rtęć.

Potem się okazało, że to nie rtęć była winna.

Niemcy powiedzieli o rtęci pewnie dlatego, że to był jedyny sposób, aby ktoś się u nas przejął tym, co dzieje się z Odrą. Zresztą każdy, kto zna trochę tę rzekę, wie, gdzie zrobić badania, żeby ją znaleźć. Przecież metale ciężkie płyną tędy od stu lat w ogromnych ilościach.

Co się mówi o przyczynach katastrofy między wami, którzy żyjecie nad tą rzeką na co dzień?

Kiedy w lipcu rok temu puszczono falę spiętrzonej wody, żeby puścić barkę, to razem z tą falą przesuwała się śmierć. Dołożyli do tego odstaną wodę ze zbiorników retencyjnych w Mietkowie, dostarczając do Odry pożywkę. Kwitnąca woda trafiła na Głogów. A tam codziennie wlewane są do rzeki wagony soli. Woda po prostu zgniła. Niczym kiszona kapusta.

Wróćmy do początku. Kanał Gliwicki to tykający reaktor chemiczny. A co nam proponuje Gróbarczyk? Zróbmy Kanał Gliwicki wszędzie.

Co dla was oznaczała tamta katastrofa?

Tu się żyje z turystyki, z wędkarstwa, z wycieczek ornitologicznych. Biznesy się zawijają. Gospoda w Chobieni została zamknięta, mój znajomy zabrał bar znad rzeki, ktoś inny zabrał kajaki i pojechał nad inną rzekę. Kto przyjedzie nad zatrutą Odrę? Mówiąc o regulacji rzeki, obiecują nam biznes, ale mnie to wygląda na dziką prywatyzację naszych zasobów. Inna sprawa, że takiej katastrofy jak ostatnio na Odrze długo nie zobaczymy. Zginęło 50 procent ryb 80 proc. małży. Jedna duża małża filtruje 1,5 litra wody dziennie. Rzeka nie może się już sama bronić.

Czyli co, zawijasz się?

Wierzę w tę rzekę. Ma nieprawdopodobne zdolności regeneracyjne. W latach 80. płynąłem promem z rodzicami przez Brzeg Dolny. Pijany mężczyzna kąpał się w Odrze. Kierujący promem go złapali i trzymali siłą, dopóki nie przyjechała karetka i nie dostał zastrzyku przeciwtężcowego. Taki był syf. U mnie w Chobieni słyszałem inną historię: facet złapał potężnego szczupaka, rozkrajał go, ale tak śmierdziało we wsi, że mu go zabrali i wyrzucili do wody. Wystarczyło 30 lat od końca lat 80. i rzeka się oczyściła.

Wystarczyło po prostu zostawić ją w spokoju.

Liczysz, że to się kiedyś wydarzy?

Wierzę że tak. 10 lat temu rzeki niemal nikogo nie interesowały, dziś nie ma praktycznie dnia, żeby jakiś dziennikarz do mnie nie dzwonił. Na każdym koncercie, na każdym spotkaniu z ludźmi opowiadam o mojej rzece, widzę, ile stowarzyszeń powstaje po obu jej stronach. I słuchają. Gdyby katastrofa na Odrze wydarzyła się 10 lat temu, krzyczałoby nas pięć osób. A dziś krzyczymy setkami przy poparciu tysięcy.

Jak zrobić, żeby były to setki tysięcy?

Przywieźć ich tutaj. Ciągle czytam, że ludzie porównują nasze lasy łęgowe do Amazonki. Ale po co? Ilu Polaków było na Amazonce?

Dlaczego nie wiemy nic o łęgach? Właśnie nadlatują żurawie. Na Biebrzy kilka dni temu obserwowano, jak leciały nieprzerwanie przez 20 godzin. Niedługo będą i u nas. Wielkie migrujące ptaki to magia. Kiedy zamarzają Stawy Milickie, cała rzeka syczy od płynącego śryzu i tysięcy ptaków. Gęsi siadają na lodzie i kręcą się w kółko. I choćby dlatego warto o to wszystko walczyć. Jeśli są ptaki, to znaczy, że koniec jeszcze nie nastąpił.

Próbujemy sprawić, żeby w ogóle nie nastąpił. Założyliśmy Rzeczny Uniwersytet Ludowy, mamy pływający Statek Kultury, Koalicję Ratujmy Rzeki. Są nas setki, nie wierzę, że ta energia zniknie. Gróbarczyk może jeszcze o tym nie wie, ale tutaj wrze.

Walczę też o wodę dla swoich dzieci. Mam 11-letnią córkę, chciałbym jej zostawić rzekę przynajmniej w takim stanie, jaką ją dostałem.

Wyzywają cię od ekoterrorystów?

Krzyczą do mnie: "ty, zielony! Berlin ci płaci". Kto więc płaci niszczycielom rzeki? Ja nie jestem zielony. Jestem facetem znad Odry, który tłucze się o swoją rzekę i okolicę. Nadszedł moment, w którym nie można być już biernym. Trzeba krzyczeć. Następne pokolenia nie wybaczą nam tego, co robimy. Regulujmy rzeki dalej, to obudzimy się w strasznym miejscu.

To co można zrobić?

Warto zadawać proste pytania i nie odpuszczać. Skoro od Śląska do Malczyc Odra jest uregulowana, to dlaczego nie pływają nią wielkie transporty, które obiecuje Gróbarczyk? Gdzie są te barki, jeśli to tak bardzo dla wszystkich opłacalne? Odpowiem: gdy PiS doszedł do władzy, postanowiono, że węgiel do wrocławskiej elektrociepłowni będą woziły barki. W ciągu roku zbankrutowali wszyscy. To absolutnie nierentowne dla nikogo.

Lem pisał, że mieliśmy latać do gwiazd. Miało nas tu już nie być. A ja ciągle pływam tą łódką i widzę, że gdy idzie duża woda, to ludzie stoją na brzegu rzeki i się boją. Gdy płyną zatrute ryby, to ludzie stoją i się boją. Gdy nie ma wody, ludzie stoją i płaczą. Przez tyle lat nic nie zrobiliśmy. Jesteśmy dalej nad tymi rzekami, nie ruszyliśmy się do gwiazd i tylko nam się wydaje, że możemy o nich marzyć.

O co jeszcze pytać władzę?

Między Bydgoszczą a Berlinem mamy piękną drogę wodną. Pływam nią. Pomimo że jest całkowicie skanalizowana, to i tak się zdegradowała, zarosła i zamuliła się. Dlaczego nikt tego nie naprawia? Dlaczego nie udrażniamy wód już istniejących i nie pokazujemy społeczeństwu, że to rzeczywiście jest biznes? Może to jednak mrzonki? Dlaczego mamy wierzyć, że nowe drogi wodne nie podzielą losu starych?

Jak chcesz walczyć ze specustawą?

Jeśli ta ustawa weszła, to nie mamy żadnych prawnych możliwości zatrzymania regulacji Odry. Dlatego będziemy działać metodami nielegalnymi. Skoro oni działają obok prawa, to my też. Jeśli wojna, to wojna. My walczymy o rzekę, a nie o żadne interesy. To my sprzątamy ryby, żyjemy w tym syfie, a oni nawet nie pozwalają nam konsultować przyszłości tej rzeki. Mam wrażenie, że bierzemy udział w nie do końca legalnym spektaklu. Nie wiem, czy musimy się trzymać reguł społecznych, skoro oni się nie trzymają.

Co dokładnie chcesz zrobić?

Skończyła się miękka gra. Mieszkańcy Nadodrza muszą dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Blokowanie mostów, protesty, mocne akcje. Od lat toczę walkę na forach wędkarskich, mimo że sam nie łapię ryb. Zachęcam tam wszystkich do pisania pism, zgłaszania wycieków, chemicznych zrzutów. Walczę też, by ktoś w końcu zrobił coś z fenolem, który w zimie płynie Odrą z Brzegu Dolnego. W domu mam wielki segregator pełen korespondencji, którą prowadzę z WIOS-iem. Pisałem, że woda śmierdzi fenolem, a oni przyjeżdżali i robili badania powietrza. Przerabiałem to wielokrotnie, teatr absurdu, byle niczego nie wykryć. Mimo to namawiam: piszmy, w kartotekach pozostaje ślad tego, co się działo i niekompetencji tych, którzy pobierają próbki wód. Jeśli kiedykolwiek się coś zmieni, to będziemy mogli wyciągnąć dzięki temu wobec nich konsekwencje. Zostanie ślad.

Po co ci to?

Dostałem całego siebie od rzeki. Ona mnie ukształtowała i stała się moim domem, jest całą moją rzeczywistością. Jakby ktoś przyjechał śmieciarką i wyrzucił ci pod domem śmieci, to co byś zrobił? Mam czasem dość, bywam zmęczony. Jestem niezależnym artystą, żyję ze sztuki, a odkąd głośno wypowiadam się na temat Odry, straciłem wiele kontraktów. Od firm i instytucji państwowych. Okazało się, że jednak nie ma wolności słowa w Polsce.

I jak sobie z tym radzisz?

Działa to na mnie jak płachta na byka. Nie godzę się na taką rzeczywistość. Nie ma czasu na to, żeby być letnim. To jest walka o wodę. Patrzysz na rzekę, na swoje dziecko i nie masz wyboru - co powiesz mu za 50 lat? To nie jest moment na kompromisy, idziemy po równi pochyłej w dół.

Najgorsze, że odwracamy wzrok od istotnych spraw. Powtórzę raz jeszcze: my nie mamy problemu z transportem. My mamy problem z wodą. To nią powinniśmy się zająć. Mówią nam o regulacji jak o kolejnym biznesie, a tu wszystko schnie. Co jeszcze nam chcą zabrać? Sprywatyzują nam wodę? Gdybyśmy teraz wzięli łódkę i popłynęli do Szczecina, to w ciągu kilku dni spotkalibyśmy może z cztery osoby. Pokaż mi inną taką przestrzeń w Polsce, gdzie człowiek może być sam ze sobą i się odnaleźć. Skoro walczymy o Puszczę Białowieską, to dlaczego nie walczymy o Wisłę i Odrę?

Galar obok portu w ŚcinawieGalar obok portu w Ścinawie fot. Karolina Krasińska

Jak o Odrze myśli się w twojej okolicy?

Mało kto tu widzi rzekę. Ludzie mówią: "proszę pana, tutaj kiedyś pływały barki, wie pan, jak to wyglądało, oni tam płynęli, myśmy im machali, oni nam machali, wie pan jakie to było przyjemne? Nie można do tego wrócić? My byśmy im machali, oni by nam machali". Dla ludzi te łęgi to krzaki, nic ciekawego, lepiej, żeby beton zrobili. Może jeszcze trochę musimy poczekać, ale przecież już dla mojego pokolenia rzeki stają się arcyważnym tematem. Na razie to praca organiczna, ale musimy ją wykonać.

Jak opowiadasz miejscowym o rzece?

Rzeka to w ogóle trudny temat. Dla większości ludzi znad Odry przyczyny katastrofy nie są jasne, a złota alga występują w anegdotach jak złoty pociąg. Czasem schodzi mi pół godziny, żeby wytłumaczyć, że rzeka to złożony ekosystem ciągnący się 850 km i przyczyn katastrofy jest wiele. Ludzie potrzebują prostych odpowiedzi. "A kto zatruł? Chodźcie do niego, zrobimy lincz". A to jest systemowa zapaść prawa i instytucji, którym powierzyliśmy nasze pieniądze i ochronę przyrody. Zupełnie się nie sprawdzają. Rok temu dowiedzieliśmy się wszyscy, że nie ma ani procedur, ani chęci. Dlaczego nie zostawią tych rzek ludziom, którzy chcą o nie dbać?

Na początku katastrofy nie mieli nawet dla nas rękawiczek. Sami je musieliśmy sobie kupić. Utrzymujemy cały system, tylko że ten system nie działa. W wolnej rzece możemy pływać, możemy z niej korzystać, a jeśli ją przegrodzą, to znajdziemy się na łasce instytucji, które sobie nie radzą. Czy naprawdę chcemy, żeby zabrano nam również rzeki?

Michał Zygmunt - muzyk i kompozytor, który mieszka nad Odrą. Sam o sobie mówi, że jest łowcą dźwięków. Twórca słuchowisk i podcastów

Wyprawę wzdłuż Odry można śledzić codziennie w mediach społecznościowych Mateusza Waligóry.

Więcej o: