Scenarzystka "Zielonej granicy": Zrobiliśmy wszystko, żeby przekaz nie był czarno-biały

- Film jest czarno-biały, ale zrobiliśmy wszystko, żeby pokazać w nim każdy odcień szarości - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko, współscenarzystka filmu "Zielona granica". Zapewnia, że chce rozmawiać z ludźmi, którzy już zobaczą ten film, a w słowach rządzących, w tym prezydenta dostrzega niebezpieczeństwo. Andrzej Duda zacytował zdanie: "Tylko świnie siedzą w kinie". - Tak przyzwyczailiśmy się do angielskiego słowa hejt, że zapominamy o jego znaczeniu: to jest nienawiść, a na to się nie godzę - podkreśla twórczyni.
Zobacz wideo Dziennikarze po pokazie "Zielonej granicy" w Wenecji siadali na schodach i płakali

Światowa premiera najnowszego filmu Agnieszki Holland "Zielona Granica" odbyła się na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji 5 września. Współreżyserkami obrazu są Kamila Tarabura i Katarzyna Warzecha. Nad scenariuszem reżyserka pracowała razem z Gabrielą Łazarkiewicz-Sieczko i Maciejem Pisukiem. Wspierał ich researcher Maciej Duklewski. Za zdjęcia odpowiadał Tomasz Naumiuk. W filmie zagrali m.in. Jalal Altawil, Maja Ostaszewska, Tomasz Włosok, Behi Djanati Ataï, Mohamed Al Rashi i Jaśmina Polak. Reżyserka podkreślała, że żadna z osób zaangażowanych w powstanie tego filmu "nie chciała uprawiać propagandy sprawiedliwości".

Liczba inwektyw i oskarżeń oraz skala ataku ze strony najważniejszych osób w państwie zaskoczyła twórców. Jeden z zarzutów dotyczy tego, że w filmie - którego nikt z formułujących te zarzuty nie widział - nie ma ani słowa o reżimie Łukaszenki. - W medium, jakim jest film fabularny, nie da się pokazać wszystkiego. Jeśli się chce pokazać wszystko, to zazwyczaj nie wychodzi dobrze w kontekście całego filmu. Trzeba się na czymś skupić, ponieważ to nie jest zdawanie relacji, to jest twór, który siłą rzeczy musi zawierać wybory dotyczące narracji - wyjaśnia w rozmowie z redakcją Gazeta.pl Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko. Scenarzystka przyznaje, że jest zaskoczona właśnie tym zarzutem, bo kontekst geopolityczny w "Zielonej Granicy" jest. - Zachęcam tych, którzy krytykują film przed obejrzeniem go, żeby jednak go zobaczyli. Ja wtedy chętnie z takimi ludźmi porozmawiam - mówi.

Nie jestem ekspertką od geopolityki i nie uważam, że moją rolą jest nią być. Jest geopolityka i są ludzie. I mam wrażenie, że pewne fakty są niepodważalne, na przykład to, że ktoś umiera w lesie. Ja wtedy nie myślę o geopolityce ani perspektywie jednego czy drugiego kraju. Nie. Najpierw trzeba zrobić wszystko, żeby ta osoba nie umarła, a później zastanowić się, co jej można zaproponować

- zaznacza.

"Nastąpiło oddzielenie się płaszczyzn porozumienia"

Proszę moją rozmówczynię o rzecz dla filmowca najprostszą: zdefiniowanie tego, czym jest film fabularny. - To jest przedsięwzięcie, które składa się z miliona decyzji. Każdego dnia, w każdym pionie, który pracuje nad takim filmem, czy to scenariusz, czy kostiumy, reżyseria, dźwięk, zapadają liczne decyzje. I one są subiektywne. To nie jest relacja live w internecie - podkreśliła Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko. Niezbędnym elementem każdej fabuły jest scenariusz, czyli opowieść, jaką twórca chce opowiedzieć odbiorcy. - Żeby scenariusz był ciekawy, musi zawierać dramaturgię, więc spełniać takie kryteria opowiadania językiem filmowym, które wyeliminują poboczne wątki, dłużyzny, sprawią, że historia będzie ciekawa - tłumaczy scenarzystka.

Po premierze filmu "Zielona granica" na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji, gdzie obraz otrzymał Specjalną Nagrodę Jury i kilkunastominutową owację, do scenarzystki dotarły recenzje, w których podkreślono, że film się nie dłuży i dobrze się go ogląda. - Kiedy wyjaśnimy sobie te podstawy, to nie warto prowadzić dyskusji na dwóch różnych płaszczyznach, bo wtedy się po prostu nie spotkamy. Nie wiem, jaki cel mielibyśmy mieć w tym, żeby przedstawiać jakieś kompletne wymysły albo coś nienawistnego. Nie znalazłabym na to energii - zapewnia rozmówczyni Gazeta.pl.

Nastąpiło oddzielenie się płaszczyzn porozumienia. Wiem, że to jest oczywistość, ale w internecie naprawdę ludzie piszą takie rzeczy, których nigdy nie powiedzieliby w twarz. Mnie to osobiście nie dotyka, ale jak się w ogóle od tego odbić i jak zacząć rozmowę?

- pyta Łazarkiewicz-Sieczko.

"Dla mnie do pomyślenia było pisać o kimś, kogo bym nie lubiła"

Słowa i komentarze kierowane pod adresem twórców to jedna sprawa, inną są publiczne wypowiedzi osób publicznych, w tych przedstawicieli najwyższych władz w państwie. Pytam scenarzystkę "Zielonej granicy" co poczuła, kiedy prezydent kraju mówił, że rozumie w kontekście tego filmu użycie zdania "tylko świnie siedzą w kinie". - Nie wiem, jak to skomentować. To się samo komentuje. Oczywiście, że to odczuwam. Samo słowo "hejt" już tak nam spowszedniało, jako zapożyczenie z angielskiego, niczym "lajk". A to jest po prostu nienawiść. I nie mogę się na to zgodzić. To już nie ma znaczenia czy widział, czy nie widział. Rozmawiajmy o filmie, to jest tylko film - stwierdza Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko.

W rozmowie scenarzystka dzieli się wrażeniami, jakie "Zielona granica" wywołała za granicami Polski. Obraz nie jest odczytywany w kontekście właśnie Polski, ale bardziej Europy i tego, z czym mierzy się Europa i cały świat. - Sprawa migracji będzie i dotyczy całego świata - przypomina twórczyni. Maja Ostaszewska po środowym przedpremierowym pokazie filmu w Warszawie mówiła, że "Zielona granica" to film "głęboko ludzki, nie polityczny, nie przeciw, ale za człowieczeństwem". O wymiar człowieczeństwa pytam moją rozmówczynię. - Nie da się opowiedzieć filmu, który ma zawierać głębię przez pryzmat polityczności. Nie można opisać bohatera, który nie jest człowiekiem, takim jak ja - zapewnia scenarzystka.

W naszej rozmowie twórczyni wyjaśnia też, jak wyglądała praca nad scenariuszem: Agnieszka Holland pracowała na wątkiem rodziny uchodźczej, Maciej Pisuk - aktywistów i Mai Ostaszewskiej, Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko - strażnika granicznego. - Dla mnie nie do pomyślenia było pisać o kimś, kogo bym nie lubiła lub kogo uważałabym za kogoś gorszego niż ja. Nie twierdzę, że jest to niemożliwe: mamy filmy o zbrodniarzach, ale jest to inny gatunek. My natomiast chcieliśmy pisać o ludziach. Mój bohater chce tego, czego chcemy wszyscy: chce mieć spokój w życiu, chce wybudować dom dla swojej rodziny, jego żona jest w ciąży, chce się dobrze zaopiekować bliskimi, chce mieć pracę. Ale w jego życiu dzieje się coś, co zaburza ten porządek. I widzimy, jak mierzy się z tą sytuacją - wyjaśnia twórczyni.

"Film jest czarno-biały, ale zrobiliśmy wszystko, żeby w przekazie taki nie był"

Na koniec naszej rozmowy pytam, po prostu, o czym jest film "Zielona Granica". Wywołuję uśmiech i dowiaduję się, że to pytanie znienawidzone przez studentów szkoły filmowej. Po chwili dostaję odpowiedź: - Ten film jest o tym co robimy w obliczu - nomen omen - sytuacji granicznej. Co z nas wychodzi w momencie konfrontacji z cierpieniem. Każdy z trzech wątków jest oddzielną opowieścią, ale globalnie "Zielona granica" jest o tym, jakich dokonujemy wyborów w obliczu w obliczu zła: kiedy dotyka nas ono bezpośrednio, kiedy system rozkazuje nam je zadawać, czy wreszcie: kiedy możemy dokonać wyboru, czy zaangażować się w walkę z niesprawiedliwością, czy pozostać obojętnym. Ale film jest też o sile wyparcia, która jest potężna i o tym, że niektórzy widzą coś na własne oczy, ale tego nie dostrzegają - podkreśla. Nie ma też wątpliwości, że odbiorca nie zobaczy w kinie łatwych analiz geopolitycznych i wniosków na temat natury ludzkiej. - Film jest czarno-biały, ale zrobiliśmy wszystko, żeby w przekazie taki nie był - zakończyła Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko.

***

Więcej o: