Po dwóch latach Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie na nowo podjęła śledztwo w sprawie molestowania dziewięciorga uczniów w jednej z podrzeszowskich podstawówek. Dzieci, w tym siedem dziewczynek oraz dwóch chłopców, zgłosiły nauczycielom niewłaściwe zachowanie księdza podczas religii. W sprawie interwencję podjęła ówczesna dyrektorka szkoły, która po publicznym linczu zorganizowanym przez mieszkańców wsi zrezygnowała z zajmowanego stanowiska.
Według informacji przekazanych przez rzeszowską "Gazetę Wyborczą" prokuratura zajęła się sprawą już dwa lata temu. Wówczas prowadzono postępowanie w kierunku ewentualnego naruszenia art. 200 par. 1 Kodeksu karnego, zgodnie z którym "kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12".
Akta sprawy wskazują, że do przestępstw miało dochodzić od "bliżej nieustalonej daty do 10 maja 2021 roku". Podejrzany ksiądz złożył w tej sprawie wyjaśnienia. Tłumaczył śledczym, że łapał dzieci jedynie za dłonie, aby je uspokoić, jednak jego zdaniem zachowanie to nie miało podtekstu seksualnego. Prokuratura w związku z brakiem znamion przestępstwa umorzyła sprawę. Pod koniec czerwca 2023 roku Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie na nowo podjęła śledztwo w sprawie katechety. Jak przekazała w rozmowie z dziennikarzami "Wyborczej" prokuratorka okręgowa Ewa Lotczyk "w chwili obecnej postępowanie przygotowawcze jest w toku". Dochodzenie ma na celu ustalenie, czy doszło do faktycznego wykorzystania małoletnich.
Sprawa podejrzanego o molestowanie uczniów księdza została nagłośniona pod koniec maja br. W "Gazecie wyborczej" ukazał się wywiad z byłą dyrektorką jednej z podrzeszowskich szkół, która opowiedziała o nadużyciach, do jakich miało dochodzić ze strony prowadzącego lekcje religii księdza. Według kobiety sprawa rozpoczęła się kiedy dotarły do niej sygnały, że ksiądz dotyka uczniów klas 5-7 w nieodpowiedni sposób. Dzieci zgłaszały, że "ksiądz dotyka po udach, wkłada rękę między nogi, a kiedy głaszcze po plecach, ręką schodzi do pośladków. Czuli się z tym źle, niekomfortowo". - W obowiązkach dyrektora szkoły nie jest prowadzenie śledztwa, musi jednak zgłosić podejrzenie przestępstwa. Gdybym nie zareagowała, mogłabym sama zostać pociągnięta do odpowiedzialności - tłumaczyła wówczas kobieta.
Problem zgłoszony został do nauczycieli, którzy następnie przekazali informacje dyrektorce. Ta niezwłocznie zgłosiła skargi uczniów do kurii, a ksiądz przestał prowadzić lekcje religii. Na trzy miesiące zniknął także z parafii, w której był proboszczem. Według kobiety to rodzice, z którymi w tej sprawie także odbyła spotkanie, nalegali, aby zanim sprawa zostanie zgłoszona na policję, zorganizowano spotkanie z kurią. Kilka dni później takie spotkanie faktycznie doszło do skutku. Podczas jego trwania przed budynkiem szkoły zebrał się tłum ludzi, którzy stanęli nie w obronie dzieci, a duchownego.
Zgromadzone pod szkołą osoby twierdziły, że nic wielkiego się nie stało. Jedna z matek argumentowała nawet, że "księża zawsze macali". Dyrektorka była wyzywana, zarzucano jej "rozhulanie" sprawy, wyrwano telefon, a nawet grożono wywiezieniem na przygotowanych przez tłum taczkach. Ksiądz z kolei twierdził, że jest niewinny i nie miał szansy wytłumaczyć swojego zachowania w szkole, zanim sprawa została zgłoszona dalej. Przyznał także, że jego zachowanie w stosunku do uczniów nie miało żadnego podtekstu seksualnego. Na prośbę mieszkańców wrócił do parafii jako proboszcz, jednak według informacji przekazanych przez byłą dyrektorkę, nie prowadzi lekcji religii.