Dziennikarze "Gazety Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej" opisali historię pracy Anny Morawieckiej, siostry premiera, która miała być zatrudniona w Urzędzie Miasta w Trzebnicy (województwo dolnośląskie). Burmistrzem miasta jest Marek Długozima, który mimo przynależności do Koalicji Obywatelskiej, ma sympatyzować z Prawem i Sprawiedliwością - opowiedział się za Andrzejem Dudą w wyborach prezydenckich, ma też utrzymywać kontakty z Morawieckim i Zbigniewem Ziobrą.
Anna Morawiecka miała zdobyć pracę w urzędzie mimo tego, że była jednocześnie zatrudniona na etacie we Wrocławskim Domu Literatury. Fakt ten miał być jednak utrzymywany w tajemnicy. Z ustaleń "Wyborczej" wynika, że żaden urzędnik nie widział siostry Morawieckiego w biurze. Na próżno też było szukać śladów jej zawodowej aktywności.
Po publikacji tych informacji Mateusz Morawiecki uznał, że materiały dziennikarzy są "kalumniami". Zapowiedział też podjęcie kroków prawnych w tej sprawie. Jak się okazuje, teraz dziennikarze, którzy opisali historię Anny Morawieckiej, mają być wzywani na przesłuchania na policję.
Prywatny akt oskarżenia miał zostać skierowany przeciwko dziennikarzom Danielowi Długoszowi z "Nowej Gazety Trzebnickiej" i Marcinowi Rybakowi z "Gazety Wyborczej". Dotyczy on pomówienia Anny Morawieckiej. Jak podaje "Wyborcza", do sprawy nie przesłano sprostowania i bez żadnego uzasadnienia zażądano usunięcia tekstów.
Dochodzenie wszczęła także dolnośląska Komenda Wojewódzka Policji, która działa pod nadzorem Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Powodem działań śledczych ma być "podanie do publicznej wiadomości informacji, które mogłyby naruszyć chronione prawem interesy osób trzecich". Chodzi dokładnie o ujawnienie faktu, gdzie mieszka Anna Morawiecka - informacja ta została zawarta przez nią samą na ulotce wyborczej z 2018 roku, w której opisała historię swojego domu.
- Nękanie dziennikarzy donosami, policją, prokuraturą i sądami to już standard w wykonaniu tzw. dobrej zmiany, która nie akceptuje wolnej prasy i niezależnego, krytycznego dziennikarstwa - skomentował mecenas Piotr Rogowski, szef działu prawnego "Gazety Wyborczej". "Są traktowani jako potencjalni przestępcy" - czytamy w "Wyborczej", która zaznacza, że w przesłuchaniu wykorzystano procedurę stosowaną podczas przesłuchiwania świadka, którego status może zmienić się na podejrzanego.