W Łodzi trwa proces sześciorga policjantów, którzy usłyszeli zarzuty w sprawie śmiertelnego pobicia mężczyzny. Zdarzenie miało miejsce 2 kwietnia 2021 roku. Następnego dnia, w Wielką Sobotę, ciało 30-letniego Marcina K. zostało odnalezione w lesie pod miejscowością Piątek w województwie łódzkim. Kamil C., który miał odpowiadać za pobicie, miał być znany z nieuzasadnionego stosowania przemocy podczas interwencji.
Główne zarzuty w sprawie pobicia usłyszał 34-letni Kamil C., były policjant z posterunku w Piątku. W brutalnej interwencji miała także brać udział jego partnerka z patrolu, Małgorzata R, której zostały postawione zarzuty przekroczenia uprawnień i narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Funkcjonariusze po interwencji mieli razem wywieźć mężczyznę do lasu za miasto, gdzie prawdopodobnie doszło do pobicia. Zarzuty przekroczenia uprawnień usłyszało także czterech innych byłych funkcjonariuszy z komisariatu w Piątku - Dominik W., Sebastian K., Przemysław W. i Artur W.
Podczas rozprawy, która odbyła się w piątek 15 września w Sądzie Okręgowym w Łodzi, przesłuchany został również brat nieżyjącego mężczyzny - poinformował lokalny portal TuŁódź. Ze złożonych przez niego zeznań wynika, że policję wezwała matka zmarłego Marcina K. Powodem miała być pijacka awantura. Funkcjonariusze dotarli na miejsce około godziny 23.
- Mundurowych była dwójka, kobieta i mężczyzna. Policjant wszedł do pokoju, gdzie spał brat, kazał mu wstawać i kilka razy kopnął go w brzuch. Brat nie mógł złapać tchu. Później cała trójka wyszła na zewnątrz. Słyszałem jeszcze dziwny, głuchy dźwięk z korytarza, jakby ktoś kogoś popchnął na metalowe drzwi wejściowe - mówił przed sądem brat Marcina K. - Pomyślałem, że zawiozą go na "dołek", żeby wytrzeźwiał, i wypuszczą. A następnego dnia dowiedziałem się, że znaleźli go nieżywego w lasku - dodał w dalszej części zeznań cytowanych przez portal TuŁódź.
Śledztwo w sprawie Kamila C. wykazało, że były funkcjonariusz już wcześniej uciekał się do stosowania brutalnych metod podczas interwencji. Według ustaleń prokuratury miał między innymi uderzyć i kopać mężczyznę za publiczne śmiecenie, a następnie wrzucić go do radiowozu i wywieźć za miasto. W innych okolicznościach ten sam mężczyzna miał zostać zawieziony na posterunek oraz przykuty do kaloryfera. Prokuratura ustaliła, że Kamil C. zadawał mu wówczas ciosy pięścią oraz pałką służbową - informowali reporterzy "Dziennika Łódzkiego".
Przemocy ze strony byłego policjanta Kamila C. miał doświadczyć również brat Marcina K., który zeznał, że został wywieziony kilka kilometrów od domu i zmuszony do pieszego powrotu. - Jak szedłem wtedy do domu, od strony Piątku nadjechał srebrny opel astra. Zatrzymał się przy mnie, a kierowca powiedział, żebym wsiadł. Opla prowadził oskarżony. Myślałem, że podwiezie mnie do domu, ale on podjechał w to samo miejsce, gdzie wysadziła mnie wcześniej policja, kazał wysiadać z auta i psiknął mi w oczy gazem - mówił brat ofiary.
- Miesiąc temu zostałem pobity przez tego policjanta, ale na komisariacie. Próbowałem nawet to nagrać, ale zniszczył mi telefon - mówił reporterom "Dziennika Łódzkiego" jeden z kolegów zmarłego w kwietniu 2021 roku. - Do tej pory mam ślady na ciele po pobiciu. Mogę przedstawić co najmniej 20 osób, które zostały pobite i wywiezione do lasu przez tego gliniarza. Później musiały wracać pieszo do domu. On miał taki zwyczaj. Pobić kogoś i zostawić w nocy w lesie - opisywał zachowanie byłego funkcjonariusza.