Według ustaleń "Gazety Wyborczej" kobieta w dość zaawansowanej ciąży poczuła się źle. Z tego powodu zgłosiła się do ambulatorium kliniki położniczo-ginekologicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie (woj. małopolskie). Stan kobiety został skonsultowany i odesłano ją do domu, ale nie był to koniec dolegliwości, których doświadczyła.
Stan kobiety ponownie się pogorszył, co zmusiło ją do szukania pomocy w Szpitalu Powiatowym w Brzesku, skąd ponownie wróciła do Szpitala Uniwersyteckiego. Według nieoficjalnych ustaleń "Gazety Wyborczej" kobieta przeżyła, ale ciąży nie udało się uratować. - Chciałbym tylko ogólnie powiedzieć, że u kobiet w ciąży dochodzić może do nagłych powikłań, które nie sposób przewidzieć - powiedział "Wyborczej" szef uniwersyteckiej kliniki, a zarazem konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa i ginekologii prof. Hubert Huras. Lekarz nie udzielił komentarza dotyczącego tej konkretnej pacjentki.
Rzeczniczka prasowa szpitala Monika Burek poinformowała dziennikarzy, że placówkę odwiedziła policja, która na polecenie prokuratury zabezpieczyła dokumentację medyczną i zapisy monitoringu szpitala. Doniesienia potwierdziła także oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Brzesku Ewelina Buda. Szpital nie ujawnia informacji i powołuje się na przepisy dotyczące ochrony danych osobowych oraz obowiązki wynikające z ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta.
Przypadków, kiedy pacjenci mieli zostać odesłani przez lekarzy, jest więcej. Jednym z nich jest sprawa Anny D. z Jastrowa, która szukała pomocy w dwóch szpitalach. Lekarze według relacji jej bliskich mieli odesłać ją do domu, a kiedy wróciła do placówki, było za późno na ratunek. Więcej informacji na ten temat znajduje się w artykule wyżej.