LOT odniósł się do głośnej sprawy 13-latki, która po decyzji linii lotniczych nie mogła wrócić z Londynu (Wielka Brytania) do Polski. Sprawę nagłośniła "Gazeta Wyborcza", która czekała ponad dwa tygodnie na odpowiedź na pytania dotyczące powodów niewpuszczenia dziecka na pokład oraz odszkodowania. W sprawie pojawił się przełom.
Rzecznik prasowy LOT-u Krzysztof Moczulski przesłał 5 września do redakcji "Gazety Wyborczej" odpowiedź, w której wytłumaczył sytuację 13-latki. "Po wyjaśnieniu tej sprawy niestety okazało się, że błąd popełnił nasz agent na lotnisku w Londynie: ta konkretna pasażerka nie była umieszczona w rezerwacji grupowej (z pozostałym dziesięciorgiem dzieci) i nie posiadała statusu UMNR, więc system potraktował ją, jak dorosłego pasażera. Ewidentny błąd agenta polegał na tym, że widząc przed sobą osobę niepełnoletnią, wycofał ją z rejsu. Rodziców i naszą niepełnoletnią pasażerkę bardzo przepraszamy - taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Agent został odpowiednio pouczony i przeprowadził szkolenie odświeżające w zakresie stosownych procedur" - brzmiała odpowiedź LOT. UMNR jest procedurą, która zapewnia asystę personelu linii lotniczych za dodatkową opłatą.
Matka dziewczynki poinformowała, że nie uważa, żeby sytuacja była wynikiem błędu, tylko "celowego działania umożliwiającego przelot innemu podróżującemu na miejscu nieświadomego swoich praw dziecka". - Córka nie była częścią żadnej grupy, podróżowała indywidualnie, więc nie rozumiem, skąd sugestia, że miałaby być objęta rezerwacją grupową. Ewa nie była objęta procedurą Unaccompanied Minor, ponieważ według zasad LOT nie ma takiego wymogu. Na jej bilecie była adnotacja, że jest osobą niepełnoletnią - powiedziała Marta Czeczor w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Rodzice 13-latki - poza wyjaśnieniem sytuacji - ubiegali się także o odszkodowanie. Po prawie dwóch miesiącach otrzymali wiadomość z przeprosinami, z której wynikało, że rodzina może liczyć na wypłatę 250 euro. Dziennikarze ustalili, że jest to kwota przyznawana automatycznie za opóźnienie lotu o kilka godzin. Rodzice dziecka wysłali odpowiedź, w której domagali się poważnego potraktowania sprawy oraz zapowiedzieli, że w przeciwnym razie sprawa trafi do sądu. - Otrzymaliśmy odpowiedź napisaną według standardowego szablonu w przypadkach overbookingu - stwierdził tata dziewczynki. - To ignoranctwo ze strony przewoźnika, oparte na próbie rozwiązania sprawy za pomocą standardowych narzędzi w przypadkach procedury overbookingu, którego doświadczają zapewne setki pasażerów każdego dnia. Tymczasem nasza sprawa nie jest standardowa i to jest w tej sytuacji najbardziej bulwersujące - dodał.
Po kilku dniach LOT przysłał nową propozycję, w której zaoferował 250 euro odszkodowania, zwrot kosztów noclegu w Warszawie, który ponieśli rodzice, voucher dla dziecka i rodziców na przelot w dwie strony do dowolnej lokalizacji w Europie oraz wymianę walizki, która została uszkodzona podczas lotu powrotnego dziewczynki. - Taka propozycja jest dla nas satysfakcjonująca - stwierdziła matka Ewy.
Dziecko poleciało do Wielkiej Brytanii na wakacyjny obóz języka angielskiego. Pierwszy lot odbył się bez komplikacji, problem pojawił się natomiast 15 lipca, kiedy 13-latka została zawrócona po odprawie i pożegnaniu z opiekunem. Rodzice próbowali wówczas wyjaśnić sytuację z Polski, ale okazało się, że dziecko musi spędzić noc w Londynie, czekając na kolejny lot do Warszawy. Więcej informacji na ten temat znajduje się w artykule: Skandal w samolocie LOT. 13-letnia Ewa została porzucona na lotnisku w Londynie. "Przeżyła horror".