Baśka przez lata wyłudzała wsparcie. Wszystko wyszło na jaw. "Nagle na lewackich grupach wybuchło"

"Baśka zawsze dość mocno potrzebowała naszej pomocy ze względu na różne problemy ze zdrowiem. I z czasem to się rozkręciło. Z czasem też zaczęły się pojawiać różne wątpliwości, czy tych chorób jest na pewno aż tyle. I czy wszystko, co ona mówi, jest prawdą".

Ewa przysiada przed komputerem i zaczyna sporządzać listę chorób i zaburzeń, na które przez lata miała cierpieć Baśka. Przegląda fora, archiwalne konwersacje, internetowe zbiórki. Zajmuje jej to dwa popołudnia. 

Na liście znalazły się: rak piersi lub jajników, gruczolakowłókniaki w piersi, torbiel jajnika, zmiany chorobowe macicy, stwardnienie rozsiane, białaczka limfatyczna, chłoniak, COVID-19, niedowład ręki, uszkodzona chrząstka stawowa kolana/zapalenie kaletki maziowej, zakrzepica, niewydolność serca, choroba płuc, utrata wzroku w jednym oku, depresja, mikrowylewy do mózgu, PTSD, problemy z kręgosłupem, problemy ze stawami, zaburzenia neurologiczne, złamanie dwóch palców u stóp. Do tego zniszczone zęby, widoczne na pierwszy rzut oka. 

Zobacz wideo Fajbusiewicz o tematach, które musiał odpuścić przez pogróżki. "Sprawdzałem lusterkiem, czy mi nie podłożyli bomby"

Ewa: - Wszyscy, którym wysyłałam tę listę, patrzyli na to wielkimi oczami. Jakim cudem nigdy tego nie zauważyliśmy?

Ktoś ze znajomych z wykształceniem medycznym stwierdził, że z taką historią Baśka już powinna pięć razy nie żyć.

Amelia: - Wychodziłam z założenia, że przecież można mieć i raka, i depresję, i stwardnienie rozsiane, że to się na pewno kiedyś komuś zdarzyło. Nie jestem lekarką, żeby móc takie rzeczy zweryfikować.

Matylda: - Wiem, że to brzmi trochę naiwnie i głupio, ale w życiu bym się nie spodziewała, że ktoś może tak oszukiwać.

****

Baśka jest kobietą przed czterdziestką. Pochodzi z jednej z miejscowości w województwie wielkopolskim. 

W internecie znajduję wzmiankę z 2004 r. Baśka jako 18-latka otrzymuje w swoim rodzinnym mieście list gratulacyjny za działalność wolontariacką. Kilka lat później jest już jedną z organizatorek marszu równości w Poznaniu. Studiuje tam psychologię. 

Jako dwudziestoparolatka działa jako wolontariuszka w międzynarodowej organizacji zajmującej się prawami człowieka. Do dziś w sieci można trafić na informację o jej zagranicznym wyjeździe, który miał zwrócić uwagę na problemy migrantów przedostających się do Europy.

Bliskie są jej lewicowe poglądy, kwestie pomocy słabszym, potrzebującym. I to w tej całej sprawie okazuje się później kluczowe. 

Amelia poznała Baśkę ok. 10-12 lat temu w środowisku blogerek. Mają wówczas po dwadzieścia parę lat. - Wyróżniała się pięknym językiem, była niesamowicie zainteresowana kulturą, filmami, książkami - wspomina. 

Baśka opisuje w sieci swoje zmagania. Ma problemy w domu, rodzice nie dają jej pieniędzy, cierpi na depresję. Część kontaktów przenosi się na Messengera.

Baśka przemyca w rozmowach z koleżankami, że nie było jej stać na zakup cieciorki, na którą miała ochotę, że znowu musiała się ubrać w lumpeksie, że szuka pracy w Poznaniu, a brakuje jej kasy na doładowanie do telefonu. 

- Nie wiem, w którym momencie zaczęła się ta historia z jej chorobami. Wiedzieliśmy natomiast, że choruje na depresję i to jest jedyna rzecz, co do której mamy stuprocentową pewność - mówi Ewa, która poznała Baśkę ok. 2009 roku.

Koleżanki mieszkające w różnych miastach w Polsce organizują więc Baśce pomoc. Przelewają małe kwoty. Są świeżo po studiach, na stażach. Na pieniądzach nie śpią, więc przelewy są czasem nawet kilkudziesięciozłotowe. Ostateczna suma mogła być jednak znaczna, bo taki przelew regularnie robiło najprawdopodobniej co najmniej kilkanaście osób. Do tego Baśkę wspierają też członkowie rodzin koleżanek. 

- Raz kupiłyśmy Baśce okulary, bo twierdziła, że poprzednią parę ktoś wyrwał jej na ulicy z rąk, a potem okulary przejechał rower. Innym razem ktoś podobno ukradł jej pieniądze tuż pod bankomatem, gdzie miała wpłacić wynagrodzenie z fundacji. Człowiek w to wierzył. Teraz jak sobie o tym myślę, to mam wrażenie, że wierzyłyśmy, bo bardzo chciałyśmy - mówi Amelia.

- Zawsze u Baśki pieniędzy było mało i zawsze Baśce przytrafiało się coś takiego, że nie mogła podjąć pracy. Na przykład, parała się robieniem na drutach. Był moment, że robiła jakieś rzeczy na zamówienie. Miałyśmy poczucie, że przynajmniej próbuje, że coś robi. Potem okazało się, że Baśka ma jednak zapalenie żyły i już nie może nic robić. Pamiętam, że składałyśmy się na jakieś specjalne zastrzyki w rękę - wspomina. Kiedyś słyszy też od Baśki o stwardnieniu rozsianym. Baśka opowiada, że zakwalifikowała się do specjalnego programu leczenia. 

Jedna z byłych koleżanek Baśki przysyła mi screeny z rozmów z 2014 r. "Biznes idzie mi ostatnio wolno bardzo, bo po badaniach jestem zmęczona i dziergam/robię korekt mniej, dół wiosenny też mnie łapie" - pisze Baśka. W kolejnej wiadomości apel o pomoc: "Czy mogłabyś mnie jeszcze jakoś teraz dodatkowo wesprzeć jakąś sumą albo zamówić coś, co bym mogła Ci zrobić... piszę teraz po znajomych, bo znowu mam leki do kupienia i zbieram na wyjazd".  

Ewa: - Gdy Baśka przeprowadziła się na jakiś czas z Poznania z powrotem do domu rodzinnego, wysyłała nam sygnały, że rodzina się nad nią znęca. Zaczęliśmy wysłać jej paczki. 

Dostaję link do dokumentu, w którym w latach 2016-2017 wspólnie ustalano, jak pomóc młodej kobiecie. W dokumencie zaznaczono, że Baśka nie może na przykład jeść ostrych przypraw, twardych do zgryzienia produktów, a także (prawdopodobnie) kawy. Grupa pomocowa skrzętnie odnotowuje, że Baśka lubi naturalne szampony. Któraś z osób dopytuje: "czy ktoś wie, czy Baśka lubi masło orzechowe?", "czy lubi rajstopy we wzorki?". 

Z Warszawy w ramach paczki świątecznej idą do Baśki: bluza, kocyk, lakier do paznokci, rajstopy oraz  "paszport Puchonów" i "fasolki wszystkich smaków". Z Krakowa pędzą szlafrok i skarpety, z Leszna zapas przypraw na pół roku, herbaty (uspokajające, zielona, owocowa), amarantus oraz kolorowanka. Paczkę przysyła też znajoma z Korei Południowej. A w niej: maseczka, lakiery, ozdoby na paznokcie, miękkie słodycze. Do Baśki trafia też karta podarunkowa do delikatesów Piotr i Paweł. 

"Często wpadała pilna recepta"

Amelia bardzo chce pomóc Baśce. Dodaje ją do kilku lewicowych grup na Facebooku. Baśka dobrze się w nich odnajduje. - Szybko zaczęła podkreślać swoją queerowość, że ona ma inną orientację, że jest lesbijką. Wkupiła się w to środowisko - opowiada.  

- Sporo osób współczuło jej chorób, trudnych doświadczeń. W takim lewicowym środowisku raczej nikt nie powie: "jak masz depresję, to idź pobiegać". Z przykrością muszę przyznać, że dzięki temu mogła więcej ugrać i więcej uzbierać - dodaje. 

Pewnego razu zaprasza Baśkę na weekend do swojego mieszkania w Warszawie. - Zaproponowałam, żebyśmy przeszły się do parku. Baśka robiła nam wyrzuty, że przecież ma problemy z nogą, z ręką, ona nie może tak chodzić, ona musi leżeć. Natomiast zawsze ożywiał ją laptop i Messenger, przy których spędzała ciężkie godziny. Teraz ja już wiem, że po prostu ściągała w ten sposób od ludzi pieniądze. No ale wtedy nie zdawałyśmy sobie z tego sprawy - mówi.

Raz Baśka doprowadza Amelię wręcz do płaczu. - Miałam powieszone w pokoju migające choinkowe lampki za pięć złotych. Baśka zrobiła mi wtedy aferę. "Czy ty wiesz, że mam poważne zaburzenia neurologiczne? Czy ty wiesz, co to znaczy, jak takiej osobie migają lampki?". Przeprosiłam, naprawdę nie wiedziałam. Przepraszałam ją i pocieszałam przez resztę spotkania - dodaje.

Znajomość Amelii z Baśką kończy się dość nieprzyjemnie. W 2018 r. zaprasza Baśkę do siebie na obiad, płaci za jej bilet autobusowy, bo Baśki nie stać. - W trakcie tego obiadu robiła mi wyrzuty, że przecież ona nie może jeść tego, tamtego, że jakim prawem ja jej nie zmiksowałam zupy, bo ma problemy z zębami. Po prostu przestałam się do niej odzywać, ale ona miała już wtedy wystarczająco mnóstwo znajomości w Warszawie, które zrobiła tak naprawdę dzięki mnie - mówi.

Baśka przekonuje koleżanki, że ma żydowskie korzenie, opowiada historię swojej babci, która była Żydówką, przeżyła Holokaust i była w poliamorycznym związku. Jedna ze znajomych Baśki bada ten temat. Nie znajduje dowodów na prawdziwość tej historii. Później Baśka opowiada też, że cierpi na specjalną odmianę nowotworu, na którą chorują właśnie Żydzi.

Któraś z osób sugeruje Baśce, żeby zgłosiła się do opieki społecznej, wskazuje jej konkretne rozwiązania.- Baśka była oburzona, że ktoś proponuje tak chorej osobie zwrócenie się po pomoc do państwa polskiego. Powiedziała jej, że przecież wie, że państwo polskie nienawidzi Żydów, queerowych osób - twierdzi Amelia. 

- Baśka opowiadała, że była kiedyś na komisji, gdy starała się o rentę. Mówiła, że lekarz potraktował ją okropnie, że doświadczyła przemocy w gabinecie i ona teraz trzęsie się w środku na samą myśl o pójściu na taką komisję. Prosiła, żebyśmy nigdy jej czegoś takiego nie proponowały - mówi. 

Matylda wspomina, że w pewnym momencie zaczęło dziać się tak, że gdy u Baśki zakończyła się jedna dolegliwość, to pojawiała się kolejna. - Pytałam nawet, dlaczego nie leczy się w publicznej służbie zdrowia. Mówiła, że to oznacza długie miesiące czekania - opowiada. Baśka mawiała też czasem, że nie kwalifikuje się do bezpłatnego leczenia, bo jest bezrobotna. 

Amelia: - Często wpadała pilna recepta. Do wykupienia od razu. I czy mogłybyśmy pomóc. Zapewniała, że po tym leku to ona już się na pewno pozbiera.

Matylda: - Kiedy zaczynałam jej opowiadać, że coś mi się udało, że wygrałam np. jakiś konkurs, to wtedy ona opowiadała, jaka jest chora. Człowiek czuje się winny, no tak, mi się układa, a ktoś cierpi. W pewnym momencie zaczęłam po prostu co miesiąc wysłać jej 500 zł.

Na początku Baśka jest skrępowana, potem już sama dopytuje, czy Matylda ją wspomoże w tym miesiącu, bo "właśnie robi budżet". Matylda dosyła. 

Dagmara: - Baśka zachowywała się tak, jakby było jej naprawdę wstyd, że musi prosić o pomoc. Często w rozmowach pojawiały się hasła typu: "jestem studnią bez dna", "znowu sobie nie radzę". Podkreślała, że to jest dla niej mega niekomfortowe, że nie zasługuje na całą tą pomoc, którą dostaje.

"Zawsze ktoś coś dla niej miał"

W okolicach września 2017 r. dzięki internetowym znajomościom Baśka przeprowadza się z Poznania do Warszawy, by zacząć nowe życie i stanąć na nogi. 

Sandra: - Baśka opowiadała na Facebooku, że mieszka z rodzicami, że próbują ją zmusić do pracy, chociaż jest chora i ona nie wie, co ma robić, nie ma żadnych pieniędzy, żeby się stamtąd wyrwać. Zaproponowałam jej, żeby przyjechała do mnie do stolicy. Mam kawalerkę, nie musiałaby mi płacić. Pomysł był taki, że znajdzie w stolicy pracę. 

Według relacji Sandry przez pierwszy tydzień Baśka głównie śpi, potem podejmuje decyzję o poszukiwaniu zatrudnienia. Sandra podsyła Baśce różne ogłoszenia, podpytuje znajomych. Baśka zna język angielski, może znajdzie coś w jakiejś korporacji.  

 - Były różne możliwości, tylko Baśka nie bardzo chciała z nich korzystać. A to że za ciężka praca, a to że za daleko. Raz powiedziała, że w ciągu jednego miesiąca była na dziewiętnastu rozmowach kwalifikacyjnych. To raczej nie jest realne. Miałam już wtedy skończone studia podyplomowe, znam cztery języki i jak miałam dwie rozmowy kwalifikacyjne w ciągu miesiąca, to było dobrze. A tu dziewiętnaście rozmów? U dziewczyny bez skończonych studiów? - dziwi się Sandra.

Po kilku tygodniach Sandra dochodzi do wniosku, że Baśka wcale tej pracy nie szuka. 

Sandra: - Miałam jeden pokój i nie mogłam mieć w nim stale cierpiącej Baśki. Przychodziłam z pracy po ośmiu, a czasami dziesięciu godzinach i czekała na mnie zmęczona Baśka, która nieustannie chciała rozmawiać o swoim nieszczęściu.

Baśka wkrótce potem wyprowadza się do innych znajomych. Po kilku tygodniach ogłasza, że znalazła pracę. Wśród koleżanek ogólna radość, że Baśka w końcu wychodzi na prostą. Potem okazuje się, że zacznie pracować dopiero za trzy miesiące, bo to na razie "promesa". - I równocześnie wśród znajomych zrobiła zbiórkę na eleganckie ciuchy, w których mogłaby do tej pracy chodzić - opowiada Amelia. Z pracy ostatecznie nic nie wyszło. 

Olga, była współlokatorka Baśki z Warszawy: - Od samego początku pojawił się wianuszek osób, które o nią dbały. Zawsze ktoś coś dla niej miał. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że musi być dobrą osobą, bo inaczej tyle osób by jej nie pomagało. Uznałam, że musi być faktycznie chora, jeżeli sieć wsparcia jest aż tak rozbudowana.

W lodówce Baśki głównie popularne odżywcze preparaty, stosowane m.in. przez pacjentów chorych na nowotwór. Baśka dostaje też paczki żywnościowe od znajomych, gotuje głównie sama. Czasem prosi tylko, żeby jej kupić colę, bo pomaga na nudności.

Baśka mieszka z Olgą rok. Na początku Baśka płaci tylko część kwoty za wynajem pokoju, później nie płaci już wcale. Olga nie ma pretensji, bo budżet jej i chłopaka się spina, rozumie też, że Baśka choruje. - Naszą pomoc szacujemy łącznie na ok. 10 tys. zł. To był nie tylko pokój, ale również telefon i laptop, które od nas dostała, jakieś zakupy. Dawałam jej pieniądze, czasami oddawała, ale nie w całości - mówi Olga. 

"Zbiórka na godne życie"

W listopadzie 2018 r. na Facebooku powstaje charytatywna grupa dla Baśki (nazwijmy go, na potrzeby tekstu, "ryneczkiem"), gdzie można wystawić lub wylicytować jakiś przedmiot. Dołącza do niej kilkaset osób. "Jestem w dość kijowym położeniu zdrowotnie i finansowo, ale widzę światełko i serce mi pęka ze wzruszenia, bo mam wspaniałe przyjaciółki i znajomych, którzy zbierają dla mnie fundusze" - pisze Baśka w grudniu na swoim profilu na Facebooku. 

Od listopada 2018 r. do pierwszych dni stycznia 2019 r. uzbierano blisko 4 tys. zł. A grupa działała jeszcze potem przez ponad dwa lata. Jedną z głównych zarządzających jest Lena, bliska przyjaciółka Baśki. Baśka mieszka nawet przez pewien czas z Leną i jej mężem. Wśród byłych znajomych Baśki pojawia się zarzut, że to Lena uciszała głosy tych, którzy domagali się większej transparentności.

"Ryneczek nie jest zbiórką na leczenie Baśki, to leczenie jakoś wspólnymi siłami z wszystkimi jej przyjaciółmi ogarniamy. Ryneczek jest zbiórką na godne życie podczas leczenia i rekonwalescencji" - pisze na grupie Lena. Jak podkreśla, częścią takiego godnego życia jest "możliwość samodzielnego decydowania o swoich finansach i niespowiadania się publicznie z każdej wydanej złotówki i z każdej potrzeby". 

"Wiem, że nie widujecie, jak ja, Baśki na co dzień i nie widzicie na przykład, jak nie jest w stanie zapiąć czy odpiąć guzików koszuli, bo codzienne zmęczenie pogłębia objawy neurologiczne, nie rozmawiacie też z nią codziennie o jej zmartwieniach finansowych i zdrowotnych, nie wspomagacie jej w podróżach do i ze szpitala" - dodaje Lena. 

Lena zaznacza wtedy, że wątpliwości jej nie dziwią, ale jeśli ktoś je ma, niech nie bierze udziału w ryneczku. 

Ewa ma wątpliwości, ale w ryneczku chce uczestniczyć. - Nie wymagałam nie wiadomo czego, nie wymagałam prywatnej dokumentacji medycznej, ale skoro np. Baśka zbierała pieniądze na operację robioną prywatnie, to powinna mieć wystawiony jakiś rachunek, prawda? - mówi mi dziś Ewa.

"To nie jest miejsce do twardych danych, tylko do pomagania przyjaciółce. Wypytywanie o kwoty i wydatki jest tu bardzo nie na miejscu" - odpisuje w jednej z dyskusji Lena. Dodaje, że pytania o wyliczenia "zestresują Baśkę", zamiast "wspierać i cieszyć". A wspieranie i cieszenie Baśki jest "jednym i nieodmiennym celem akcji". 

Sama Baśka pisze też w jednym z komentarzy, że jest wdzięczna za pomoc i zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie obawiają się nadużyć. Zaznacza jednak, że żadnych dokumentów nie udostępni. "Zakładam, że każda i każdy sam decyduje, kogo wesprzeć i jakich informacji do tego potrzebuje" - stwierdza. Pisze też, że tłumaczenie wykończyłoby ją nerwowo, bo gdyby pokazała rachunki, to zaraz posypałyby się komentarze pt. "w X można taniej", "dlaczego masz nowe spodnie, skoro leczenie takie drogie". 

Olga ucina wtedy dyskusję. "Dokumentacja nie będzie udostępniana publicznie i kropka" - pisze. Proponuje, żeby osoba, która ma wątpliwości, pomogła Baśce np. w transporcie do szpitala i "zobaczyła na własne oczy, co się dzieje". 

- Wiem, że to było mi zarzucane, że broniłam Baśki i to w dość agresywny sposób, ale ja po prostu taka jestem. Mój mąż się śmieje, że jak już kogoś ukokoszę, to po prostu będę go bronić do upadłego - mówi po latach. 

Malwina: - Nie wnikałam jakoś głębiej i nie prześwietlałam tego ryneczku. Brali w tym udział moi znajomi, więc uznałam, że to nie może być ściema. I zadziałał taki system, że im więcej osób z jakiejś bańki się angażowało, tym bardziej ta zbiórka się uwiarygadniała. I ja sama pewnie też byłam takim czynnikiem uwiarygadniającym. 

A wątpliwości krążyły. - W prywatnych rozmowach, na zasadzie "jedna pani drugiej pani". Mówiło się, że to wszystko ściema, że nie było żadnych chorób, jednego raka, drugiego raka - mówi Dominika. 

Sandra: - Nastąpił splot bardzo złych okoliczności. Dziewczyny były bardzo nastawione na pomoc, na solidarność. Miały typowo lewicowe podejście, że nie można oczekiwać, że beneficjent pomocy będzie nam przedstawiał wszystkie rachunki, a my będziemy decydować, na co wyda kasę. To było w tej naszej lewicowej społeczności nie do pomyślenia, żeby się tak zachowywać. Aż się prosiło, żeby ktoś tego zaufania nadużył.

Baśka zbiera na leczenie

W sieci wciąż można znaleźć archiwalne zbiórki założone przez Baśkę. W 2020 r. Baśka zbiera na operację kolana, wspomina przy okazji w opisie, że ma stwardnienie rozsiane, niewydolność serca, że przeszła walkę z chłoniakiem. Efekt: ponad 16 tys. zł. 

Inna zbiórka dotyczy walki z przewlekłą białaczką limfatyczną. Baśce tylko na tej jednej zbiórce udaje się zebrać ponad 18 tys. zł. 

W sieci znajduję wpis znajomego Baśki ze studiów, który w kwietniu 2021 r. zachęca do wpłat. W jednym z komentarzy odzywa się hematolożka. Zwraca uwagę, że leczenie przewlekłej białaczki limfocytowej jest przecież refundowane, a pacjenci w pilnych przypadkach trafiają do leczenia bez kolejki. Wie, bo sama takie terapie nie raz prowadziła. "Może to leczenie na NFZ nie daje wystarczających rezultatów, może jest go za mało, może ona po prostu kiepsko znosi chemię?" - zastanawia się ktoś w odpowiedzi.  

Baśka zakłada kolejną zbiórkę, na "zaopiekowanie obszarów" dotyczących pomocy psychiatrycznej i psychologicznej, fizjoterapii, kontroli ginekologicznych i stomatologicznych. Ludzie wpłacają łącznie ponad 1,7 tys. zł.

Kiedy Baśka zaczyna opowiadać wśród znajomych o chłoniaku, Dagmara nabiera podejrzeń. Słyszy od Baśki o badaniach. Baśka radzi też, żeby się o nią nie martwiła, bo jej chłoniak "nie jest złośliwy". 

Dagmara: - Po pierwsze, sama przechodziłam parokrotnie diagnostykę pod kątem chłoniaka i to nie wyglądało tak, jak ona to wtedy opisywała. A po drugie, chłoniaki należą do nowotworów złośliwych. Powiedziałam jej o tym. Zaczęła mi zarzucać, że próbuję ją złapać na kłamstwie. Przekaz był taki, że zawiodła się na mnie, że jestem niegodna zaufania, że myślała, że mamy równą, uczciwą relację.

A Baśka wygląda przecież na chorą. Często narzeka, opowiada, jak się źle czuje, jaka jest słaba. Widać podkrążone oczy. Matylda twierdzi, że swoją rolę mogły odegrać tu środki uspokajające. Uważa, że Baśka była od nich uzależniona. Z kolei Olga wspomina, że Baśka prosiła ją o zakup w aptece środka przeciwbólowego. Potem się dowiedziała, że lek brany często przez Baśkę również ma właściwości uzależniające.

Ewa: - Brała kilka różnych rodzajów leków antydepresyjnych. To są jedyne leki, które ktoś widział.

No i te popsute zęby, przez niektórych określane wręcz jako czarne. Baśka mówi znajomym, że to skutek uboczny chemioterapii. Ale nie chce z nimi nic zrobić. 

Judyta: - Gdy Baśka zbierała pieniądze na ich leczenie, napisałam do niej i zaproponowałam, że wyleczę te zęby za darmo, na NFZ. Pracowałam wtedy w miejscu, które specjalizowało się właśnie w leczeniu zębów u osób po przebytych nowotworach. To istotne, bo wielu stomatologów zwyczajnie się tego nie podejmuje. Baśka jednak odmówiła, twierdząc, że woli skorzystać z pomocy swojej dentystki, do której ma pełne zaufanie. 

Judyta podkreśla, że nigdy nie widziała dokumentacji medycznej ani zębów Baśki. Zwraca jednak uwagę na to, że u osób po chemioterapii przede wszystkim występują problemy ze śluzówkami (są wysuszone, pieką, pojawiają się przewlekłe stany zapalne). - To jest główny problem, na który skarżą się pacjenci, ponieważ dolegliwości są bardzo duże. Do tego stopnia, że ból i pieczenie śluzówek nie dają im spać w nocy, nie mogą normalnie jeść i mówić - dodaje. Może też występować krwawienie dziąseł, często pojawiają się też infekcje obejmujące całą jamę ustnej (takie jak półpasiec czy grzybica). 

Judyta: - Pacjenci mogą się też skarżyć na zaburzenia smaku. Występuje również próchnica, która ma bardzo charakterystyczny przebieg. Ubytki pojawiają się na szyjkach zębów, przy samych dziąsłach, mają najczęściej ciemnobrązowy kolor.

Czarne zęby, jak wskazuje Judyta, mogą wynikać np. z palenia papierosów, picia dużych ilości kawy, herbaty, niewyleczonej próchnicy lub leczenia kanałowego wykonywanego starymi metodami lata wcześniej. 

Judyta: - Gdyby Baśka rzeczywiście została moją pacjentką, musiałaby przedstawić przede wszystkim ostatni wypis ze szpitala, wyniki badań krwi, ewentualnie zgodę od onkologa na np. usunięcie zęba. Musiałaby przedstawić dokumenty świadczące o tym, że naprawdę jest lub była chora.

Ewa: - Jeśli chodzi o jej choroby, tak naprawdę nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co było prawdą, a co nieprawdą. Być może były to zaburzenia psychosomatyczne, co też niestety jest często bardzo deklarowanym objawem przy depresji. U mnie kiedyś też podejrzewano stwardnienie rozsiane, ale objawy zniknęły po przepisaniu leków przez neurologa i psychiatrę.

Co do jednego jest pewna: sama w 2012 r. odbierała Baśkę ze szpitala psychiatrycznego w Gnieźnie. Baśka zgłosiła się tam po silnym kryzysie psychicznym. 

Dagmara umawia się pewnego dnia z Baśką przed Szpitalem Praskim, w którym Baśka miała mieć wizytę lub jakiś zabieg. - Zdarzało się, że faktycznie miała plastry przyklejane w tych miejscach, gdzie na przykład często się pobiera krew. Nie wiem, czy cokolwiek miała pod tymi plastrami, ale też przecież nikt czegoś takiego nie sprawdza - mówi. 

Olga zaznacza, że widziała opatrunki Baśki. - Proponowałam, że mogę jej pomóc zmienić opatrunek, ale odmawiała. Twierdziła, że pomaga jej w tym przyjaciółka Lena - mówi.  

Sandra: - Podobno rzeczywiście musiała kupować sobie dużo opatrunków i bandaży. I moja koleżanka miała ich sporo po zmarłym rodzicu, dobrych, w terminie przydatności. Chciała jej to przywieźć. Ze strony Baśki było zero zainteresowania. 

Matylda: - Pisała do mnie, że jest obolała, że usunęli jej jakieś guzki z piersi, że to jej się strasznie źle goi. W swojej słodkiej naiwności kupiłam jej przez internet jakieś superhiperplastry. Potem sobie pomyślałam, że pewnie liczyła na kasę.

Dagmara: - Opowiadała o tych guzkach, co miało sugerować nieustające problemy zdrowotne. Potem się okazało, że guzki wcale nie były groźne, a ich wycinanie nie było zabiegiem ratującym życie. 

"Uważała, że pomoc jej się należy"

Matylda szacuje, że przez lata wydała na Baśkę ok. 40 tys. zł. Zaznacza jednak, że jest prawdopodobnie jedyną lub jedną z niewielu osób, którym Baśka próbowała oddać pieniądze. Zwróciła może kilka tysięcy. 

Amelia zerka na konto. W samym 2017 r. przelała Baśce łącznie 1,7 tys. zł. A to był okres, kiedy pomagała jej minimalnie, a kontakt nie był zbyt częsty. Szacuje, że przez lata uzbierało by się może z 15 tys. zł. 

Swoją pomoc Dagmara szacuje na kilka tysięcy złotych. Pożyczyła Baśce pieniądze na przeprowadzkę do Warszawy, Baśka tych pieniędzy nie zwróciła. Dagmara machnęła na to ręką, zarabiała wtedy w euro. Opłacała też zakupy, jakieś recepty, wyjścia do restauracji, muzeów. - To nie jest tak, że ona postanowiła oszukać naiwnych lewaków. Jako część tej społeczności uważała, że ta pomoc jej się należy - mówi. 

U Dominiki też wyszło parę tysięcy przez dwa lata. Kupowanie napojów odżywczych, wpłacanie jakichś niewielkich kwot na konto Baśki, uczestnictwo w internetowym ryneczku.

Z czego utrzymuje się Baśka, poza pomocą znajomych? W pewnym momencie opowiada, że pracuje dla Rady Europy i przygotowuje poradnik dla trenerów dotyczący kontaktów z osobami pochodzenia romskiego. Matylda uznaje wtedy, że to prawdopodobne, bo sama jest trenerką. Dziś już nie jest taka pewna. 

W internecie na temat zawodowej działalności Baśki znaleźć można niewiele. Przed kilkoma laty uczestniczyła w pracach nad publikacją o tematyce historyczno-kulturalnej.

Baśka mówi raz Matyldzie, że wyjedzie za granicę, że rozmawia już tam z NGO-sami, z którymi będzie współpracować. Wysyła zrzuty ekranu, świadczące o tym, że odbywa już spotkania na Skype w tej sprawie. - Kiedy pytałam, jak było, to właściwie prawie za każdym razem było bardzo dobrze, ale coś akurat niestety nie wyszło - mówi. 

Amelia: - Zapytałam ostatnio koleżankę, która kojarzy Baśkę jeszcze z Poznania, czy kiedykolwiek była gdzieś zatrudniona stałe. Myślałyśmy długo i intensywnie, grzebałyśmy w Messengerze. Nie udało nam się znaleźć żadnej wzmianki świadczącej o tym, że kiedykolwiek podjęła jakąkolwiek stałą pracę. 

Ewa wie na pewno, że w 2017 r. Baśka pracowała nad projektem zdalnym dla jednej z amerykańskich firm. Wie, bo pracowały w tym razem. Uczestnicy sprawdzali poprawność tekstów spisywanych z mowy przez aplikację. Jeśli ktoś miał dużo czasu, mógł wyciągnąć z tego niezłe pieniądze.

Jedna z naszych rozmówczyń potwierdza z kolei, że przez co najmniej kilka miesięcy Baśka pracowała w jednej z firm badawczych przy obrabianiu wywiadów statystycznych. 

Baśka po pewnym czasie wprowadza się do swojej partnerki, Lidki i zostaje tam już na stałe. 

Ewa: - Wielokrotnie się zastanawiałyśmy wśród znajomych, ile Lidka wie, ile nie wie. Uważam, że mogła być w jakiś sposób zmanipulowana. Dajmy na to, Baśka miała podobno pracować zdalnie w jakiejś korporacji. Nietrudno jest, siedząc w domu, udawać, że się pracuje, siedząc osiem godzin dziennie przy komputerze.

Lidka nie zgadza się na rozmowę. 

"Tego zrobiło się strasznie dużo"

Niektórym rzuca się w oczy fakt, że Baśka ma całkiem niezłe, drogie ciuchy. I wielu nie podnosi tego tematu, bo przecież osoba znajdująca się w potrzebie też zasługuje na to, by dobrze wyglądać. 

- Kiedyś dowiedziałam się, że opowiadała innym, że markowe ubrania dostała ode mnie, a ja dostałam je za darmo od producentów, z którymi rzekomo współpracowałam przy sesjach zdjęciowych. To była ściema, nic takiego nie miało miejsca - mówi Matylda. Baśka miała też przekonywać znajomych, że markowe ciuchy ma z "lewackich wymianek". 

Ewa: - Pewnego dnia opublikowała na swoim profilu na Facebooku zdjęcie, które mnie mocno uderzyło. Miała za sobą plakat znanego artysty, który bardzo mi się spodobał. On kosztował wtedy 300 zł. Do tego drewniany zegarek za kilkaset złotych. I to wszystko w momencie, w którym Baśka prowadziła zbiórkę. Odnosiłam wrażenie, że jej styl życia przestał się zupełnie pokrywać z tymi wszystkimi prośbami.

Ewa wie doskonale, że to nie jest tak, że biedna osoba nie zasługuje na smartfona, zegarek i lodówkę. Zasługuje. - Natomiast w którymś momencie ludzie zaczęli zwracać uwagę, że tego się zrobiło strasznie dużo. Z jednej strony prowadzi kilka zbiórek, z drugiej stać ją na mieszkanie w centrum Warszawy - wspomina.

Amelia: - Moja mama wysłała kiedyś do domu rodzinnego Baśki dwie piękne, nowe, zimowe kurtki. Nienoszone. Baśka jadąc w środku zimy do Warszawy twierdziła, że nie mogła ich zabrać, bo jej matka groziła jej pobiciem, jeśli je zabierze. Moja mama kupowała jej też rajstopy, bieliznę. I kiedy Baśka przyjechała do stolicy, to w ogóle nic z tych rzeczy ze sobą nie miała. 

"Domyśliłam się, że obrobiła mi tyłek"

Już dużo później dziewczyny zauważają, że Baśka je obgadywała. Przez to nie nawiązywały między sobą relacji, nie było też wśród nich przepływu informacji na temat rzeczywistej skali pomocy i problemów zdrowotnych Baśki.

Matylda często słyszy od Baśki różne złe rzeczy na temat innych ludzi. Na przykład, że źle opiekują się swoimi zwierzętami, że nie jeżdżą do weterynarzy, kiedy zwierzę jest chore. A Matylda jest bardzo wrażliwa na tym punkcie, bo kocha zwierzęta. - To klasyka oddzielania ludzi od siebie, żeby się przypadkiem może nie porozumieli, nie rozmawiali o niej między sobą - twierdzi.

Dagmara: - Baśka bardzo skutecznie uderzała w tony różnych lewicowych narracji. Mówiła, że osoby, które mają duże przywileje ekonomiczne, nie zrozumieją, jak to jest wychodzić z biedy. Często jest w tym dużo prawdy, ale ona używała tego stwierdzenia, żeby zniechęcić mnie i innych do rozmawiania o jej sytuacji z osobami, które wcześniej się zorientowały, że coś jest nie tak. "One nie zrozumieją, bo są zapatrzone w swój przywilej, wierzą w neoliberalną narrację o tym, że każdy jest kowalem swojego losu, bo po prostu mają tak dobrze w życiu".

- Byłam kiedyś na spotkaniu ze wspólnymi znajomymi, na którym wyczułam dziwną atmosferę. Dopiero potem się domyśliłam, że Baśka obrobiła mi tyłek. Później dużo osób pisało do mnie, że tak właśnie było. To nieprawdopodobne, jak mocno musiała się skupić na tym, by pamiętać, kim manipulować, kogo obgadywać i przed kim - opowiada Amelia. 

Sandra: - Wyjechałam na cztery dni do Londynu, Baśka opiekowała się w tym czasie moim kotem. Później dowiedziałam się, że opowiadała innym o tym, jak to rzekomo musiała zbierać dla mojego kota na jedzenie i na weterynarza. Kot był zdrowy, a jedzenia miałam w domu zapas na dwa miesiące. Nawet gdyby zachorował, to wysłałabym przecież Baśce przelew błyskawiczny. Szczerze mówiąc, po prostu mnie zatkało.

Druga twarz Baśki

Baśka zła, Baśka wyłudzająca pieniądze, Baśka wiecznie chora, zmęczona, nieprzyjemna? To by było za proste. Bo Baśka miała też inną twarz: życzliwą, pomocną, empatyczną. 

Sandra: - Kiedyś moja siostra wracała stopem z jakiegoś koncertu i wylądowała w Poznaniu bez pieniędzy w środku nocy. Szukałam na forum literackim kogokolwiek, kto mógłby jej pomóc. I Baśka pomogła. Nie dość, że przenocowała siostrę, to jeszcze pożyczyła pieniądze na bilety.  

Amelia: - W trakcie rozmów na Messengerze to była najlepsza osoba na świecie. Naprawdę wspierała, pocieszała.

Dominika: - Z Baśką można było porozmawiać o wszystkim, nie tylko o tym, co u kogo słychać, ale też na głębsze tematy. O polityce. O feminizmie. O sprawach światopoglądowych. Powiedziałabym nawet, że rozmowy miały charakter społeczno-psychologiczno-filozoficzny. 

Olga: - Ciężko nawiązuje bliższe relacje, a Baśka wiedziała co i jak mi powiedzieć. Gdy miałam problemy z pracą, doradzała mi, żebym zadbała o siebie. Opiekowała się naszymi kotami, częstowała obiadem. Jako współlokatorka była naprawdę fajna. 

Ewa: - Baśka za czasów poznańskich mocno działała społecznie. Dawała jakieś wykłady dotyczące równości. Imponowało mi, że dziewczyna ma trudną sytuację życiową, zdrowotną, a jednak ładuje resztę swojej energii w pomaganie innym.

Ewie zdiagnozowano przed laty depresję lękową. Baśka wspiera Ewę, jako studentka psychologii daje drobne wskazówki, dzieli się też ubraniami.

- Baśka chodziła na marsze równości w Poznaniu w czasach, kiedy uczestniczyły w nich setki, a nie tysiące osób i kiedy można było dostać kamieniem. Byłam na takim marszu i - przepraszam bardzo - srałam w gacie. A Baśka miała odwagę. Rzeczywiście ważne były dla niej sprawy mniejszości i dyskryminacji - mówi.

"Po prostu wszystko wybuchło"

Pewnie wszystko trwałoby dłużej, gdyby nie Franka. 

Franka poznaje Baśkę właśnie na Facebooku. Mieszka wtedy w Wielkiej Brytanii, zarabia dobrze, nie ma więc problemu z podesłaniem Baśce od czasu do czasu kilku stów. Nie jest też podejrzliwa, bo za Baśkę ręczy przecież Lena. Nocuje przez parę dni u Baśki i jej partnerki w Warszawie, wszystko wydaje się być w porządku.

- Była między nami bardzo siostrzana relacja, zawsze chciałam mieć siostrę. Nie byłam w dobrych relacjach z własnym bratem, miałam przemocowy dom. Baśka mówiła, że u niej było podobnie. Dlatego wydawała mi się wiarygodna, było między nami podobieństwo. Dziś wiem, że to była technika obliczona na pozyskanie zaufania, ale wtedy tego nie wiedziałam. Czułam się dobrze, mając kogoś takiego - mówi. 

Baśka rzeczywiście wygląda France na chorą. - Była strasznie słaba. Pamiętam, że gdzieś poszłyśmy we trzy na obiad i ona po prostu nie mogła wytrzymać przy tym stole. Trzeba było wezwać taksówkę, natychmiast musiała się położyć. Dużo spała w ciągu dnia - wspomina. Dodaje, że Baśka - według jej wiedzy - brała dużo benzodiazepin, czyli leków o działaniu przeciwlękowym. 

Pewnego dnia proponuje Baśce pożyczkę na operację kolana, którą ta chce zrobić prywatnie, bo na NFZ musiałaby ponoć czekać bardzo długo. Franka planuje powrót na stałe do kraju, sama potrzebuje pieniędzy na zabieg, który nie jest refundowany. 

Decyduje się mimo to na pożyczenie Baśce 5 tys. zł, ustalają termin zwrotu. Franka się nie martwi, bo Baśka opowiada o zatrudnieniu w jakiejś unijnej instytucji lub NGO-sie. -  Bardzo dużo wysiłku wkładała w mówienie o tej pracy. Znałam z jej opowieści praktycznie cały zespół, łącznie z imionami - relacjonuje Franka.

Potem Baśka prosi o kolejne 5 tys. zł. Franka pożycza. Niedługo potem Baśka zaczyna chwalić się nowym laptopem, twierdzi jednak, że dostała go z pracy, bo "pracuje z danymi".  Za jakiś czas kolejna piątka, Franka pożycza już bardzo niechętnie, ale chce pomóc, bo u Baśki wyskoczyła nagła potrzeba wynikająca z problemów ze zdrowiem. Razem 15 tys. zł. 

 - Krótko potem Baśka i jej partnerka, Lidka, zaprosiły mnie do siebie. To był moment, kiedy uświadomiłam sobie, że to jest wszystko bardzo podejrzane. Baśka przestała się kryć. Wyciągnęła telefon, dokładnie ten sam model, który mam ja, tylko oczko wyżej. Powiedziała, że stary jej się zepsuł, a ona chciała mieć dobry telefon do robienia zdjęć kotkowi. Dodała szybko, że to "na abonament". Żyła na wysokim poziomie i to było widać, chociaż wiedziałam też, że jej partnerka dobrze zarabia - opowiada Franka. Szacuje, że telefon, którym pochwaliła się Baśka, był wart ok. 4 tys. zł. 

Baśka, jak wynika z opowieści Franki, nie odpuszcza. - Chyba zaczęły kończyć się jej pieniądze. Pisała do mnie niemal bez przerwy, żeby wysłać jej chociaż kilkaset złotych. Przewijała się każda możliwa argumentacja, włącznie z tym, że zabrakło na leki i recept nie może wykupić. Pisała też, że ma myśli samobójcze i Lidka musi ją pilnować - wylicza. 

Dwa miesiące przed powrotem do Polski Franka domaga się zwrotu pożyczek. Bezskutecznie. - Odpowiedzi były w stylu: "niestety, nie mogę, nie mam pieniędzy, mam bardzo dużo wydatków, ja w ogóle nie wiedziałam, kiedy ty wracasz do Polski". Wiedziała doskonale, bo nawet byłyśmy umówione, że pomoże mi w poszukiwaniu mieszkania - twierdzi Franka. 

W końcu Franka ostrzega Baśkę, że jeśli w ciągu dwóch tygodni nie odda pieniędzy, opisze wszystko w sieci. 

 - Baśka dostała wtedy, przynajmniej tak twierdzi Lidka, jakiegoś ataku paniki na ulicy. Trzeba było do niej wezwać karetkę. Została odwieziona do szpitala psychiatrycznego. Wtedy o tym nie wiedziałam, bo to wyszło parę dni później. I faktycznie, napisałam na jednej z grup, że Baśka pożyczyła pieniądze i unika kontaktu - relacjonuje. To była jesień 2021 roku. 

- Zaczęły się odzywać kolejne osoby, które miały podobne doświadczenia, ale bały się na przykład o tym mówić, dlatego że Lena i parę innych osób te głosy tępiły - mówi Franka. 

Amelia: - Nagle po prostu wszystko wybuchło, na ryneczku, na lewackich grupach, na Messengerze. Okazało się, że wszędzie był dokładnie taki sam model działania, zmieniały się tylko kwoty i choroby. 

Lena zapewnia na ryneczku, że miała wcześniej tylko jeden sygnał od osoby, która powiedziała wprost, że Baśka wyłudza pieniądze i pomoc. Do tego pamięta o kilku osobach, które prosiły o dokumenty ws. leczenia. Twierdzi, że Baśka jest "bardzo dobra w rozbrajaniu takich oskarżeń, jeszcze zanim padły", "wszystko umiała wytłumaczyć i opowiedzieć, dlaczego dana osoba mówi to, co mówi". Zapewnia, że widziała recepty Baśki, była też świadkiem jej telekonsultacji. 

"Dowiedziałam się, że jedna z najbliższych mi osób jednak nie jest jedną z najbliższych mi osób" - pisze Lena w jednym z komentarzy. 

Oświadczenie wydaje też mąż Leny, Jędrzej. Przeprasza za "nadużycie zaufania i ból, które spowodował", zachęcając do zbiórek na Baśkę. 

Lena zgadza się na rozmowę. Czuje się jedną z ofiar Baśki. Dziś na pewno wie, że Baśka chodziła do psychiatrki. Słyszała też, jak Baśka brała udział w teleporadach w związku z problemami neurologicznymi. Prawdopodobnie były też wizyty u okulisty, bo Baśka narzekała na problemy z wrastającymi rzęsami. Lena potwierdza, że Baśka brała leki przeciwbólowe (również te bez recepty) i przeciwlękowe. 

 - Ze trzy razy byłam w szpitalu, żeby odebrać ją po wizycie. Nigdy nie byłam świadkiem tego, jak rozmawiała z lekarzem - mówi. Oczywiście była też pomoc finansowa. Lena wraz z mężem dała Baśce między 5 a 10 tys. zł. Nie ma dziś siły podliczać tej kwoty. 

Lena zaznacza, że wtedy była 100-procentowo pewna, że Baśka potrzebuje pomocy. Dlatego nie chciała zmuszać Baśki do publikowania na ryneczku jakichkolwiek dowodów i rachunków. - Wynikało to również z tego, że nie przepadam za dawaniem komuś pieniędzy tylko wtedy, jeśli zrobi za nie dokładnie to, co ja chcę. Od początku idea ryneczku była jasna, pieniądze nie miały iść na leczenie, a na dodatkowe rzeczy: zakup bluzki, przejazd taksówką, opłacenie telefonu - mówi.

- Nie mogę powiedzieć, że następnym razem będę mądrzejsza. Bo może nie będę - dodaje. Podkreśla, że nie była jedyną osobą, która prowadziła ryneczek, nie była też jedyną osobą, która mieszkała z Baśką. Żadna z nich  niczego niepokojącego nie zauważyła. 

- Jedna osoba ostrzegała mnie, kiedy poznałam Baśkę i zaprosiłam ją do domu. Na samym ryneczku kilka osób rzucało aluzjami i ostrzeżeniami w komentarzach pod postami - mówi. 

Wszystko zmieniło się, gdy Baśka trafiła do szpitala psychiatrycznego. Lena pojechała na izbę przyjęć, by wesprzeć przyjaciółkę. - Wtedy dowiedziałam się bezpośrednio od niej, że to, co mówiła przez te wszystkie miesiące, było nieprawdą, że nie powinnam jej współczuć, bo to ona zrobiła mi krzywdę. Byłam w szoku, doszło to do mnie dopiero kilka dni później - mówi. 

 - Byłyśmy w bliskiej relacji. Okazało się nagle, że ta relacja była oparta na kłamstwie. Człowiek nie wie wtedy, co w tej relacji było prawdziwe. Czy nasze wspólne chwile, wspólne zainteresowania były prawdą, czy też fałszem? Czuję się ofiarą tej sytuacji, nie tylko pod kątem finansowym, ale też emocjonalnym, uczuciowym - słyszymy. 

Lena z mężem czują się etycznie odpowiedzialni za to, że swoją przyjaźnią wspierali Baśkę.

"Żyłam w kłamstwie przez lata"

W grudniu 2021 r. Lena publikuje na stronie ryneczku wiadomość od Baśki skierowaną do wszystkich. 

Baśka zaznacza, że nie zamierza się wypierać ani uchylać od odpowiedzialności. Podkreśla, że chce oddać pieniądze i zadośćuczynić wszystkim osobom, które ją wspierały finansowo. Zaznacza, że to potrwa, bo nie ma pieniędzy, ale jednocześnie wie, że wszystkiego nie naprawią. Przyznaje, że "wyłudziła współczucie i wsparcie". 

"Żyłam w kłamstwie przez lata nawet wobec najbliższych osób i w obliczu tego moje 'przepraszam' znaczy niewiele, ale naprawdę przepraszam i ogromnie żałuję swojego postępowania" - pisze.

Co z jej chorób było prawdą? Twierdzi, że prawdziwa jest historia leczenia psychiatrycznego, że od kilku miesięcy jest w szpitalu i może w nim spędzić jeszcze kolejne miesiące. Informuje wszystkich, że cierpi na depresję i zaburzenia osobowości. 

Baśka podaje też adres e-mailowy do kontaktu. 14 lipca zwracam się z prośbą o rozmowę. Do momentu publikacji tekstu Baśka nie odpowiada.  

Sandra: - Myślę, że ona naprawdę potrzebuje pomocy, tylko nie takiej, jaką my dawałyśmy. Źle zrobiłyśmy. Zamiast stawać na nogi, uczyła się jeszcze lepiej organizować sobie pomoc. Nie sądzę, by robiła to cynicznie. Została z niczym. Nie wygrała w tej sytuacji nic, nie zapewniła sobie bezpiecznej przyszłości. Trochę mi jej szkoda. Czy wie pan może, gdzie ona teraz jest?

Wśród dawnych znajomych krążą różne plotki. Ponoć wyszła ze szpitala, ponoć wróciła na studia, ponoć ktoś ją widział na ulicy. Lidka przekazała jednej z koleżanek, że Baśka "stara się żyć uczciwym życiem". 

Sprawą Baśki zajmuje się Prokuratura Rejonowa Warszawa - Żoliborz. Postępowanie dotyczy prowadzenia zbiórek na portalu Zrzutka.pl na łączną kwotę 37 tys. zł przy jednoczesnym wprowadzeniu w błąd darczyńców "co do rzeczywistego stanu zdrowia oraz zamiaru przeznaczenia przekazywanych pieniędzy". Prokuratura musi ustalić dane ponad 400 osób, które mogą mieć status pokrzywdzonych. Zrzutka.pl odmówiła nam komentarza, tłumacząc to m.in. tajemnicą zawodową. 

Imiona bohaterek i bohaterów zostały zmienione.

--------------------------------------------------------------------------------

Jak nie dać się oszukać przy wpłacie na internetowe zbiórki? Radzi podkomisarz Jacek Wiśniewski z Wydziału Komunikacji Społecznej Komendy Stołecznej Policji:

Na terenie naszego kraju działa wiele organizacji pozarządowych pomagających zebrać pieniądze na różne cele. Należy dokładnie zapoznać się z regulacjami zbiórek, zasadami współpracy.

W przypadku wpłaty środków finansowych należy zwracać uwagę, aby przelew był dokonany za pomocą zweryfikowanych bramek płatności.

W przypadku zbiórek internetowych prowadzonych przez osoby prywatne, nie mamy pewności, że nie będą to fikcyjne konta utworzone specjalnie do wpłacania datków.

Weryfikacja internetowych zbiórek jest trudna. Zbiórki takie nie są rejestrowane, jak ma to miejsce podczas zbiórek publicznych prowadzonych na terenie kraju, które można zweryfikować na stronie internetowej Portalu Zbiórek Publicznych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji pod adresem www.zbiorki.gov.pl. W portalu można znaleźć informacje o konkretnej zbiórce, spis zgłoszonych zbiórek oraz poznać dane organizatora. Aby prowadzić zbiórkę publiczną, należy uzyskać zgodę wydaną przez fundację oraz Ministerstwo Finansów. Informacja o legalnej zbiórce publicznej zawsze zamieszczania jest na powyższej stronie.

W przypadku zbiórek na portalach internetowych weryfikacji dokonujemy sami. Niektóre, zwłaszcza duże i znane portale, same weryfikują wiarygodność organizatora zbiórki, szczególnie, jeżeli zbierane są duże kwoty. Wtedy na stronie zbiórki przy nazwie organizatora zamieszczona jest np. informacja: „Organizator przesłał dokumenty potwierdzające wiarygodność opisu zrzutki".

Jeżeli organizatorem zbiórki jest organizacja lub firma (schronisko, fundacja, stowarzyszenie) można zweryfikować jej dane w internecie. Można sprawdzić dokładnie opis zbiórki i czy podana jest informacja, na co zostaną wydane zebrane pieniądze, czy do opisu zbiórki są załączone jakieś dokumenty, szczególnie jeżeli zbierane są pieniądze na leczenie. Organizatorzy takich zbiórek często zamieszczają dokładną dokumentację medyczną, wyniki badań, potwierdzenia płatności za leki lub zabiegi.

Dodatkowo, można również dokonać weryfikacji wiarygodności samego portalu, na którym zamieszczona jest zbiórka. Jeżeli nie jest to jedna ze znanych witryn, trzeba dodatkowo sprawdzić, czy można bezpiecznie podawać swoje dane do płatności. Pomocną dłoń wyciągają różnego rodzaju firmy cyberrescue.info lub cert.pl, które umożliwiają przesłanie do nich informacji o zbiórce celem weryfikacji lub zamieszczając wskazówki jak ustrzec się przed oszustwami w sieci.  

Założenie zbiórki i podanie w jej opisie celu niezgodnego z rzeczywistym jest przestępstwem oszustwa opisanym w art. 286 KK, za co grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Taką sprawę należy zgłosić na policję.

embed
Więcej o: