Nie żyje siedem osób zakażonych legionellą. Rzeszowski sanepid poinformował w piątek o kolejnych kilkudziesięciu zakażonych bakterią. - Poza szpitalem mamy prawdopodobnie 10 razy więcej chorych niż w szpitalach - podkreślił w rozmowie z Gazeta.pl dr n. med. Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych.
Po południu Ministerstwo Zdrowia przekazało, że Katarzyna Sójka zwołała kolejne posiedzenie sztabu kryzysowego związanego ze zwalczaniem ogniska legionelli na Podkarpaciu. Wzięli w nim udział między innymi kierownictwo resortu, Główny Inspektor Sanitarny Krzysztof Saczka oraz prezes NFZ Filip Nowak.
"Liczba osób, które zgłaszają się do szpitali z objawami zakażenia, spada. Kontynuowana jest weryfikacja wariantu dot. miejskiej sieci wodociągowej jako źródła zakażenia. Samorząd terytorialny, w tym władze Rzeszowa mogą liczyć na pomoc GIS i MZ" - podkreślił resort. Jak poinformował, powstał specjalny zespół do opracowania metod zwalczania bakterii.
- Naszym priorytetem jest zadbanie o pacjentów i opracowanie sposobu oczyszczenia sieci wodociągowej. To kluczowe zadania na ten moment - zapewniła Katarzyna Sójka.
Dr n. med. Paweł Grzesiowski w rozmowie z Gazeta.pl podkreślił, że najczęstszą chorobą, którą powoduje legionella, jest gorączka Pontiac. Jej objawy to: dreszcze, gorączka, wymioty, biegunka i bóle mięśni. Przypomina grypę i po 5-7 dniach mija. Chorują najczęściej ludzi młodzi i ich organizm zwalcza zakażenia. - Druga postać to odmiana płucna. Do powyższych objawów dochodzą: kaszel, duszność, bóle w klatce piersiowej, niedotlenienie. W tych przypadkach konieczna jest już hospitalizacja. Pacjenci najczęściej mają więcej niż 50-60 lat, są w grupie ryzyka - zaznaczył ekspert. Trzecia, najgroźniejsza dla ludzi postać zakażenia, powoduje niewydolność nerek, uszkodzenie wątroby, problemy z sercem i płucami. Najczęściej kończy się zgonem. Wszystkie postacie choroby powinny być leczone właściwymi antybiotykami.
- W tej chwili z Podkarpacia mamy informacje tylko o przypadkach hospitalizowanych. One podlegają obowiązkowemu zgłoszeniu do sanepidu. To może być mylące, ponieważ może się nam wydać, że mamy do czynienia tylko z taką postacią zakażenia. Tymczasem tak nie jest - lżej chorzy trafiają do lekarzy POZ czy na SOR-y i są leczeni w domu. I jeszcze ważne - u części pacjentów oprócz objawów oddechowych występuje silna biegunka. O zwiększonej liczbie takich przypadkach informują lekarze z Podkarpacia. Poza szpitalem mamy prawdopodobnie 10 razy więcej chorych niż w szpitalach - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej. Jak podkreślił, legionellozą nie można się zarazić od innego człowieka. Niemożliwe jest zatem szybkie rozprzestrzenianie się choroby, jak było w przypadku COVID-19. - Jeśli uda się zlokalizować i unieszkodliwić źródło skażonej wody, to choroba zniknie. Jest to więc epidemia lokalna, ale o dużym znaczeniu dla zdrowia publicznego - dodał. Więcej informacji w poniższym tekście: