"Kundelki" i "szmalcownicy". O co naprawdę chodzi w najgłośniejszej awanturze ostatnich dni?

Grzegorz Wysocki
To nie jest tylko głupia i błaha awantura o odwołanie jakiejś tam dyskusji. I nie chodzi w niej o sympatię (bądź jej brak) wobec Grzegorza Sroczyńskiego czy innego Marcina Mellera. I wbrew pozorom: to nie jest, a przynajmniej nie powinna być, dyskusja środowiskowa.

Najpierw przypomnę trochę faktów, bo zdecydowanie nie wszyscy śledzą z zapamiętaniem "inbę o symetryzm", nie wszyscy są podłączeni 24/7 do szlaucha z newsami (zwłaszcza tymi ze styku polityki, mediów i social mediów) i nie wszyscy swe życie roztrwaniają na Facebooku i Twitterze (na szczęście!). I wreszcie: nawet ci, którzy co nieco o całej awanturze wiedzą, często sądzą, że mamy tu do czynienia z burzą w szklance wody, jak również szekspirowskim "Wiele hałasu o nic". Nic bardziej mylnego. I to właśnie do tego rodzaju sceptyków i negacjonistów, jak również wszystkich niedostatecznie w sprawie poinformowanych, zwracam się przede wszystkim w niniejszym tekście.

Zobacz wideo

1. Fakty. Próba rekonstrukcji wydarzeń

Wersja telegraficzna (tzw. TL;DR): Campus Polska Przyszłości (odbywający się w dniach 25-31 sierpnia w Olsztynie) zaproponował Marcinowi Mellerowi poprowadzenie panelu symetrystów. Meller miał dowolność w doborze gości, więc sobie dobrał: Dominikę Sitnicką, Jana Wróbla i Grzegorza Sroczyńskiego. Tydzień przed startem Campusu Meller ogłasza, że panelu nie będzie, bo organizatorzy Campusu zadzwonili, by spytać, czy dałoby się tak bez Sroczyńskiego. Meller odpowiedział, że by się nie dało, więc organizatorzy Campusu wyrzucają całą dyskusję z programu. 

Wersja obszerniejsza, ale bardziej pikantna: Campus organizuje debatę symetrystów ("wydarzenie specjalne"), a Sławomir Nitras publicznie anonsuje ją na Twitterze, co bardzo wzburza część użytkowników, ze szczególnym uwzględnieniem tych identyfikujących się jako Silni Razem, czyli największych internetowych fanów Donalda Tuska, Platformy Obywatelskiej czy Jednej Listy. 

Co wydarza się dalej? Uwaga, tu następuje zwrot akcji. Bzdura, ale taka, co to wybucha jak mało która. Oto jeden z czołowych Silnych Razem, niejaki Adam Abramczyk (na Twitterze wystarczy pisać o nim per "ADAM" i jest jasne, że chodzi o niego, a nie np. o Adama Michnika) nie może się pogodzić z symetrystycznym panelem w ramach Campusu, a zarazem upublicznia informację, że poseł Nitras przestał go, Adama, tj. wiernego twitterowego żołnierza Platformy, obserwować na Twitterze. Skandal. Nitras próbuje się tłumaczyć: "Zdarza się Panu używać języka nienawiści. Nie podoba mi się to. Mam chyba do tego prawo". Okazuje się, że Nitras takiego prawa jednak nie ma i chwilę później musi Adama (również publicznie, wciąż na Twitterze) przepraszać: "Przepraszam, panie Adamie. Przesadziłem. Jesteśmy przecież w jednej drużynie, także w sprawie symetryzmu". 

Ktoś powie, że to wszystko kompletne bzdury i magiel? Niby tak, ale wcale nie. Robi się bowiem coraz ciekawiej. Dlaczego Nitras "zdecydował się" przeprosić pana Adama z Twittera? Oddaję głos Rafałowi Kalukinowi, publicyście "Polityki", który na Facebooku (istotne pytanie retoryczne: dlaczego nie na łamach "Polityki"?) opublikował tekst ujawniający bardzo interesujące konteksty i kulisy: "I wtedy wkracza do akcji Roman Giertych, już od dawna zabiegający o miejsce w pakcie senackim. To dla niego świetna okazja, żeby pokazać sprawność i siłę. Mecenas zarządza własną społecznością na Twitterze, która nadaje na podobnych falach co Silni Razem; w jakimś stopniu obie się nawet przenikają. Giertych niemal od razu nakręca w sieci spiralę agresji wymierzonej w Nitrasa, a do tego za pośrednictwem wpływowych znajomych próbuje wywierać bezpośrednią presję na Donalda Tuska, żeby zdyscyplinował swojego posła. Co jest o tyle perfidne, iż Tusk osobiście nie znosi Nitrasa, i to właściwie od zawsze. Zmuszony jest jednak go tolerować jako prawą rękę Rafała Trzaskowskiego". 

Według Kalukina Tusk ani "nie chce antagonizowania Silnych, którzy przy byle okazji dają mu fanatyczne wsparcie", ani nie podoba mu się, że "Giertych wszedł mu na głowę i próbuje meblować wewnątrzpartyjne relacje". Dalej Kalukin: "Z tej ambiwalencji rodzi się dwutakt. Na początek Tusk wzywa Nitrasa i nie bawiąc się w ceregiele, nakazuje mu publicznie Abramczyka przeprosić. Bo jak nie, to Nitras wyleci z właśnie dopinanej listy wyborczej. Ambitny szczecinianin nie ma więc innego wyjścia, jak połknąć własny język i jeszcze tego samego dnia publikuje ugodowy wpis, w którym kaja się przed Abramczykiem. Ale to nie wszystko, bo na drugą nóżkę Tusk każe ostatecznie zamknąć kwestię kandydowania Giertycha pod jakimkolwiek opozycyjnym szyldem. Bo choć do tej pory Platforma nie obnosiła się z chęcią wystawienia mecenasa, to po cichu mu sprzyjała i szukała odpowiedniej formuły. Giertych jednak przegiął i został skasowany" (cały tekst Kalukina do przeczytania tutaj). 

Jakie są konsekwencje przeprosin? Te polityczne - według Kalukina - są następujące: "Publiczne upokorzenie Nitrasa zaognia relację Tusk - Trzaskowski. Ludziom prezydenta Warszawy nie mieści się w głowie, [że] szef Platformy symbolicznie gwałci jednego z najpopularniejszych polityków partii, żeby dowartościować fanboya z Twittera". Najwyraźniej nie zmieściło się to "upokorzenie" i "symboliczny gwałt" również w głowie Grzegorza Sroczyńskiego oraz gości jego audycji ("Świat się chwieje" z 13 sierpnia), którymi byli Marcin Meller i Estera Flieger. To właśnie wtedy Sroczyński nazwał Silnych Razem "wściekłymi kundelkami", a Meller "ratlerkami". 

W efekcie mamy jeszcze więcej oburzenia Silnych na Twitterze i jeszcze więcej nienawiści wobec symetrystów, do tego dochodzą groźby wycofania subskrypcji radia TOK FM (jeśli Sroczyński nie przeprosi za "kundelków") czy Tomasz Lis deklarujący publicznie, że "Lepiej być menelem, kundlem i trollem niż czwartej pseudowładzy mediarobem". Za czwartej pseudowładzy mediaroba robi tu rzecz jasna Sroczyński oraz inni dziennikarze określani mianem "symetrystów". 

A potem był wspomniany już telefon do Mellera, niezgoda na wyrzucenie z Campusu Sroczyńskiego, a więc wyrzucenie z Campusu całego panelu symetrystów, o czym Meller donosi w swoim poście na Facebooku. Kalukin: "Zapewne niezamierzenie, wszak blisko i od bardzo wielu lat jest zaprzyjaźniony z Trzaskowskim, prowokuje kolejną eskalację. Bo wieść o tym, że Campus cenzuruje niewygodnych dziennikarzy, rozchodzi się po sieci. W ślad za Mellerem rezygnują kolejni goście: Adam Leszczyński, Maciej Orłoś, Karolina Korwin Piotrowska, młodzi działacze klimatyczni. Takiego kryzysu wizerunkowego powszechnie dotąd chwalona impreza jeszcze w swojej trzyletniej historii nie miała". 

Pointa? Zbigniew Hołdys nazywa symetrystów współczesnymi szmalcownikami, a Gazeta.pl wraz z OKO.press przejmuje wyrzuconą z Campusu dyskusję i organizuje ją u siebie.  

2. Science fiction. Co takiego by się stało? 

Zadajmy sobie bardzo proste, choć kluczowe pytanie: co by się wydarzyło, gdyby wydarzenie się odbyło? Odpowiadam: najpewniej NIC. Być może nawet cały ten panel symetrystów przeszedłby bez większego echa. Jest faktem niepodważalnym, że nikt nie wypromował debaty symetrystów i samych jej bohaterów skuteczniej od organizatorów, którzy postanowili na dobre wyrzucić symetrystów ze swojej imprezy. Powiedzieć, że wymazywanie Campusowi wyszło średnio, to nie powiedzieć nic. 

Ale okej, nie bądźmy takimi pesymistami i załóżmy, że jednak panel symetrystów cieszyłby się sporym zainteresowaniem również wtedy, gdyby go nie odwołano. Co takiego by się stało? Co tak potwornego i niebezpiecznego mogliby ze sceny powiedzieć młodym uczestnikom Campusu Meller czy Sroczyński, że ci dostaliby natychmiastowego pomieszania zmysłów, wykręciłoby im poglądy o 180 stopni (tu podpowiadam reżyserom pomysł na polski horror polityczny: "Egzorcysta-Symetrysta"), a w najbliższych wyborach niechybnie zagłosowaliby owi młodzi ludzie na PiS lub - w wariancie bardziej optymistycznym - zostaliby w domu i plwali na swój obywatelski obowiązek? Jakie pochwały Jarosława Kaczyńskiego wygłosiłaby w Olsztynie Dominika Sitnicka z OKO.press, a jakimi wulgaryzmami poświęconymi Donaldowi Tuskowi częstowałby widownię Jan Wróbel? A może - kto wie, kto wie - padłyby jakieś miłe i czułe słówka zadedykowane Hołowni czy Kosiniakowi? 

Mnożę kolejne absurdalne pytania, by pokazać, z jak - najdelikatniej mówiąc - nierozważną decyzją i z jak doskonałą realizacją "efektu Streisand" mamy tu do czynienia. Wyobraźmy sobie nawet, że ze sceny padałyby jakieś herezje. Że Kaczyński super, a Tusk najgorszy na świecie, darmozjad i zgoła zbrodniarz z Brukseli. Że Sasin, Czarnek i Ziobro to prawdziwi mężowie stanu, a Trzaskowski, Szczerba i Joński to jakieś polityczne nieporozumienia. No i w ogóle: że demokracja be, a autorytaryzm cacy. Wyobraźcie to sobie tylko. Przecież zgromadzona na Campusie młodzież (i nie tylko) szanownych symetrystów by rozniosła. Nie zostawiłaby na nich suchej nitki. Zmasakrowała i przerobiła na pokarm dla rybek Tuska bądź Nitrasa (skoro produkuję się w tej części jako twórca SF, to strzelam w ciemno, że któryś z nich może mieć na stanie akwarium). Zwłaszcza że prowadzący, czyli Marcin Meller, zdradził, iż planował zadać ze dwa pytania od siebie, a następnie rzucić swoich interlokutorów na żer zgromadzonej publiki. Publiki umiejącej słuchać, podnosić rękę w górę, mówić, zadawać pytania i się wykłócać. 

W ten sposób dochodzę do kolejnej konstatacji: wyrzucenie panelu symetrystów z Campusu wydaje mi się mniej obraźliwe wobec samych symetrystów (przecież większego fejmu i hajpu nie mieli dawno, a może i nigdy w życiu), a bardziej wobec młodych i aktywnych osób, które chcą mieć wpływ na to, w jakim kierunku będzie się rozwijała Polska w następnych latach i pokoleniach. Taki opis uczestników Campusu podkradłem sobie ze strony Campusu. I dalej: "Uczestnictwo w Campusie daje możliwość zdobycia cennej i przydatnej wiedzy podczas spotkań z ekspertami oraz tworzy przestrzeń do otwartych dyskusji i wymiany doświadczeń pomiędzy uczestnikami". 

No to z wyrzucenia symetrystów z Campusu owe młode i aktywne osoby mogą zdobyć taką cenną i przydatną wiedzę, że nie z każdym Campus tworzy ową przestrzeń do otwartej dyskusji i wymiany doświadczeń. Co gorsza, wychodzi na to, że sami organizatorzy imprezy najwyraźniej nie uważają swoich młodych uczestników za wystarczająco inteligentnych czy myślących jakkolwiek samodzielnie i niezależnie. Założyli oni, że ryzyko ohydnego zbałamucenia, zaczadzenia i zatrucia umysłów przez symetryzujących zboczeńców w rodzaju Sroczyńskiego czy Mellera jest po prostu zbyt duże. 

Zerknijmy jeszcze do oświadczenia w sprawie wydanego przez Fundację Campus Polska. Znajdziemy tam wiele pięknych, ale niewypełnionych treścią frazesów w rodzaju: "Campus Polska Przyszłości od pierwszej edycji łączy, nie dzieli. To przestrzeń do otwartej debaty i dialogu, którego w Polsce naprawdę brakuje". No dobrze, to dlaczego z tak szeroko otwartej przestrzeni wypadła rozmowa na temat symetryzmu, w której - jednak - nie miał wziąć udziału Jarosław Kaczyński, arcybiskup Jędraszewski, kurator Nowak i podróżnik Cejrowski, tylko generalnie raczej przytomni na umyśle dziennikarze demokratycznych mediów? Ano dlatego, czytamy dalej w oświadczeniu, że "w ostatnich dniach otrzymaliśmy wiele sygnałów od uczestników i gości Campusu, którzy wyrażali swoje niezadowolenie oraz poczucie dyskomfortu związane z wypowiedziami publicznymi jednego z wcześniej zaproszonych przez nas panelistów". 

Tak jest, nazwisko Sroczyńskiego w tekście nie pada, najwyraźniej stał się on Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, campusowym Voldemortem. O jakie konkretne wypowiedzi publiczne chodzi? Czy poszło wyłącznie o "kundelki", czy też myślozbrodni Sroczyńskiego, z powodu których nie powinno się z nim już nawet próbować publicznie dyskutować, było więcej? Tego nie wiemy i raczej się od organizatorów już nigdy nie dowiemy.

3. Oburzeni. Sojusznicy mimo woli

Jasne, można zlekceważyć oburzenie i wzmożenie miłośników Grzegorza Sroczyńskiego czy innych dziennikarzy uważanych za symetrystów, ale co zrobić z głosami osób, które - delikatnie mówiąc - do jego fanklubu nie zapisaliby się nawet za duże pieniądze? W całej tej dyskusji naprawdę nie chodzi o prymitywny facebookowy wybór "Lubię to! / Nie lubię tego!". Nie chodzi o sympatię wobec Sroczyńskiego, tylko o granice swobodnej debaty, i to zakreślane nie przez autorytarny rząd, po którym w tej kwestii nie spodziewamy się przecież niczego dobrego, ale przez siły demokratycznej opozycji, przez polityków walczących o Wolne Media, przez organizatorów imprezy, która "otwartość na różnorodne poglądy" ma wypisane na sztandarach. 

Pozwolę sobie niniejszym być otwartym na różnorodne poglądy na temat Grzegorza Sroczyńskiego i/lub symetryzm, a nawet zacytuję kilka. 

Ks. Kazimierz Sowa: "Panel symetrystów był rodzajem happeningu, ale jego wycofanie jest głupotą i strzałem w kolano". 

Marcin Matczak: "W 2022 rozmawiałem z Grzegorzem Sroczyńskim w TOK FM. Uważam, że w tej rozmowie był niezwykle tendencyjny, jednostronny i zamknięty w świecie swoich argumentów. Nigdy nie przyszłoby mi jednak do głowy, by dawać mu odpór inaczej niż argumentem - na przykład zakazując mu mówienia. Sroczyński ma prawo mówić i pisać, co chce. Na tym polega demokracja i wolność słowa. Powinni to wiedzieć zwłaszcza ci, którzy tej konstytucji odważnie i wytrwale bronili". 

Adam Wajrak: "Ja jadę [na Campus], bo bardzo chciałbym pogadać z uczestnikami/uczestniczkami, szczególnie młodymi, czy warto inwestować w polityków i siły polityczne, które jedno deklarują, a realnie robią coś innego". 

Wreszcie jeden z ostrzejszych głosów, pisarza, eseisty i tłumacza Piotra Pazińskiego, znanego facebookowego pogromcy symetrystów, ze szczególnym uwzględnieniem jednego z nich: 

"Głupie posunięcie. Organicznie nie znoszę Sroczyńskiego, wolę dowolnego prawaka, lewaka i libka od niego, jest okropny i jego wywiady są okropne, jego program z Majorem jest najgorszy na świecie, wkur**a mnie Sroczyński jak jeżdżenie grzebieniem po szybie, nie cierpię jego dwulicowej taktyki: wprawdzie biję was po ryju, ale udaję, że robię to dla naszego wspólnego dobra, i strojenia się w szatki dziennikarskiego sumienia, wolę najgorszego endeka od symetrysty, ale skoro zgodzili się na taką rozmowę, to wypraszanie jest megażenadą i politycznym błędem tygodnia. Są głupi jak kartofle!". 

4. Definicje. A ty? Czy już zostałeś symetrystą? 

A tak w ogóle: z jakich pozycji kreślę ten szkic? Czy sam jestem symetrystą? Nie mam pojęcia. Bo nie do końca wiem, co to znaczy. Na dobrą sprawę nikt nie wie. Ile osób, tyle definicji symetryzmu. Jest to bowiem pojęcie tyleż pojemne, co puste. Redaktorzy "Polityki", Janicki i Władyka, którzy na temat symetryzmu napisali jak dotąd bibliotekę tekstów (więcej - w formie tweetów - wyprodukowali tylko Lis, Giertych i Hołdys), a za chwilę drukiem wychodzi nawet ich książka pod wymownym tytułem "Symetryści", definiowali zwykle symetrystów jako tych, którzy uważają wierszem, że "PiS-PO to jedno zło". Niestety, jak dotąd nie udało mi się spotkać żadnego żywego reprezentanta symetryzmu, który szczerze wyznawałby tego rodzaju pogląd, więc nie potrafię definicji Janickiego/Władyki traktować zupełnie serio. Mam nadzieję, że w książce znajdą się jakieś nowe wspaniałe definicje pojęcia, niniejszym obiecuję uroczyście się nimi zająć.

Co więc odpowiadam na pytanie o swój (domniemany) symetryzm? Że nie wiem. Że staram się po prostu rzetelnie wykonywać swoją dziennikarską robotę. Że wolę określenia bardziej opisowe: dziennikarz niepartyjny, przekłuwający bańki, niezapisujący się do plemienia, stada, partii. Że uparcie i konsekwentnie nie zamierzam wymieniać legitymacji dziennikarskiej na partyjną. Że nie interesuje mnie maszerowanie, a jeśli zostanę do niego przymuszony, to szybko się okaże, że maszeruję krzywo i pod prąd. Że mam swoje poglądy i nawet nie muszę się z nimi za bardzo kryć po kątach, ale jednocześnie uważam na to, by nie mylić roli dziennikarza z innymi, coraz popularniejszymi w medialnym świecie (myślę tu o rolach polityka, działacza partyjnego, aktywisty, bojówkarza, propagandysty etc.). 

Nazwijcie mnie nie koniec patos-streamerem, ale dyskusję o tzw. symetryzmie uważam za niezwykle istotną właśnie dlatego, że mocno niepokoi mnie wizja Polski, w której takie pomieszanie ról medialno-politycznych nie tylko nikomu nie będzie przeszkadzać, lecz także nie będzie już miało żadnego znaczenia. I to dlatego na bałamutne pytanie: "Czy naprawdę potrzebujemy dyskusji o symetryzmie teraz, w gorącym przedwyborczym czasie?" odpowiadam: "Gorący przedwyborczy czas nie może być czasem wygaszenia wolnej debaty i pluralizmu". 

PS. Jeśli już musicie, to nazywajcie nas tymi bliżej nieokreślonymi symetrystami, ale "szmalcowników", "pisowskich sługusów", "zwolenników autorytaryzmu" czy "zdrajców" sobie darujcie. Jak słusznie mawia Campus Polska Przyszłości w swoich oświadczeniach: "Jesteśmy otwarci na różnorodność poglądów, jednak nie możemy tolerować agresji czy ataków personalnych". 

Już w tę niedzielę zapraszamy na godz. 10 na transmisję na Gazeta.pl oraz na Facebooku OKO.press, gdzie odbędzie się panel symetrystów w składzie: Macin Meller (prowadzący), Dominika Sitnicka (OKO.press), Jan Wróbel (m.in. Tok FM, DGP) oraz Grzegorz Sroczyński (Gazeta.pl/tokfm.pl/RMF FM). Transmisję będzie można także obejrzeć na kanale YouTube Marcina Mellera oraz Facebooku radia TOK FM.

Grzegorz Wysocki. Od grudnia 2022 w Gazeta.pl. Wcześniej m.in. dziennikarz i publicysta "Gazety Wyborczej", szef WP Opinie, wydawca strony głównej WP, redaktor WP Książki, felietonista "Dwutygodnika" i krytyk literacki. Autor wielu wywiadów (m.in. Makłowicz, Chwin, Wałęsa, Palikot, Urban, Spurek, Gretkowska, Twardoch, Nergal), cyklu rozmów z wyborcami PiS-u czy pisanego od początku pandemii "Dziennika czasów zarazy". Dwukrotnie nominowany, laureat Grand Pressa za Wywiad w 2022 (rozmowa z Renatą Lis). Prezes klubu szpetnej książki Blade Kruki (IG: bladekruki). Nałogowo czyta papierowe książki i gazety oraz ogląda seriale. Urodzony i wychowany na Kaszubach, wykształcony w Krakowie, ostatnio porzucił Warszawę na rzecz Łodzi. Profil na FB: https://www.facebook.com/grzes.wysocki/ Adres do korespondencji: grzegorz.wysocki@agora.pl 

Więcej o: