Afera wybuchła pod koniec listopada 2022 r. Łukasz Minta, organizator koncertów i imprez (m.in. pomysłodawca poznańskiego festiwalu "Spring Break") opublikował wtedy na Facebooku wpis dotyczący współpracy z Arturem Rojkiem i Fundacją Independent (zrządzaną przez Annę Rojek, małżonkę artysty). Wpis Minty dotyczył prac nad łódzkim festiwalem Great September, który odbył się w październiku (pierwotną datą był wrzesień).
Minta zarzucał Rojkom m.in., że do lipca ubiegłego roku nie podpisali z nim żadnej umowy dotyczącej organizacji imprezy. Wtedy miał zrezygnować ze współpracy. "Reakcja była bardzo nerwowa. Zostałem uznany za szantażystę, osobę skrajnie nieprofesjonalną, która miała tylko wyprodukować imprezę, a teraz próbuje zniszczyć wspaniały pomysł Artura" - pisał.
"Zostaliśmy z długami za kampanię promocyjną, koszta osobowe oraz hotele. Od kilku miesięcy próbujemy mailowo rozliczyć nasze wydatki z żoną Artura w celu odzyskania pieniędzy, ale wygląda to niepoważnie. Za naszą pracę oczywiście nikt nie zamierza nam zapłacić" - dodał w listopadzie Łukasz Minta.
Dzień później oświadczenie wydała Anna Rojek, zarzucając Mincie "zaniechania" w roli producenta wykonawczego festiwalu. "Łukasz, pomimo wielokrotnych próśb, kierowanych przez nas także w ostatnich dniach, nie przedstawił nam do tej pory dokumentacji, która potwierdzałaby poniesione koszty i umożliwiłaby rozliczenie się z otrzymanej od nas zaliczki" - pisała Rojek.
Głos w dyskusji zabrał też niedługo potem Artur Rojek. Zarzucił Łukaszowi Mincie, że finalnie nie rozliczył się z 38 tys. zł z 253 tys. zł otrzymanej zaliczki.
"To prawda - działaliśmy bez pisemnej umowy - bo ciągle negocjowaliśmy jej zapisy, ale działanie na początku projektu bez podpisanej umowy było decyzją obu stron, wynikającą z wzajemnego zaufania" - przyznał artysta. Dodał, że prace nad pisemną umową trwały "cały czas", "tylko założenia zawarte w propozycjach Łukasza i ich były rozbieżne od wzajemnych oczekiwań". "To dlatego nie doszło do jej finalnego podpisania" - wskazywał Artur Rojek.
"To Fundacja Independent oraz ja osobiście zaciągnęliśmy wszystkie zobowiązania w stosunku do miasta, partnerów, zespołów i uczestników, którym sprzedaliśmy bilety. To na nas spoczywało 100 proc. odpowiedzialności za realizację wydarzenia" - przekonywał artysta.
Jak ustalił portal Gazeta.pl, w lutym tego roku Artur Rojek i Fundacja Independent złożyli łącznie dwa pozwy przeciwko Łukaszowi Mincie. W pierwszym z nich żądają publikacji przeprosin, a także zapłaty 20 tys. zł na rzecz fundacji "Dom w Łodzi". W drugim pozwie fundacja domaga się zwrotu pobranych i nierozliczonych, według niej, zaliczek, które otrzymał Minta w trakcie współpracy.
Jak wynika z treści jednego z pozwów, do którego dotarł portal Gazeta.pl, fundacja podkreślała, że Artur Rojek miał być odpowiedzialny m.in. za koncepcję artystyczną festiwalu, a Łukasz Minta - za produkcję. Rojkowie twierdzą w pozwie, że Minta nie sfinalizował na czas wielu rzeczy, na które umówiono się do końca maja. Mimo to w połowie czerwca ubiegłego roku Fundacja Independent przekazała Łukaszowi Mincie ponad ćwierć miliona złotych na dalsze prace nad festiwalem.
Według Artura Rojka i Fundacji Independent prowadzono z Łukaszem Mintą rozmowy o zwiększeniu jego roli w organizacji festiwalu, ale nie doszło do porozumienia, a Minta "kilkukrotnie zrywał i wznawiał współpracę" i nie realizował prac, do których zobowiązał się w umowie. "Ostatecznie, 19 sierpnia 2022 r. Pan Łukasz Minta poinformował Fundację, Pana Artura Rojka oraz inne osoby zaangażowane w trwające przygotowania, o swojej rezygnacji ze współpracy przy organizacji Festiwalu" - czytamy.
Z pozwu wynika również, że przy udziale urzędników Łódzkiego Centrum Wydarzeń przeanalizowano stopień zaawansowania prac leżących w zakresie Łukasza Minty i uznano, że "odbiegają one od spodziewanego stanu" i że "obiektywnie nie będzie możliwe zorganizowanie Festiwalu w zaplanowanym pierwotnie terminie". Ostatecznie zatrudniono innego producenta, a festiwal odbył się nie we wrześniu, a w październiku.
"Przedstawiliśmy wszystkie dokumenty umożliwiające rozliczenia, ale państwo Rojek przestali się do nas odzywać i nie odpisali na nasze uwagi do sposobu rozliczeń kosztów imprezy. Według mnie i mojej żony to my mamy prawo żądać zwrotu pieniędzy wydanych na pokrycie kosztów festiwalu" - przekazał portalowi Gazeta.pl Łukasz Minta.
"Podkreślmy też, że nikt nie wypłacił nam ani złotówki z zysku osiągniętego z Great September. A ten zysk to zupełnie inny rząd kwot niż rzekomo nierozliczone zaliczki. Absurdem jest więc takie przedstawianie sprawy, jak gdyby brak kompleksowego rozliczenia między nami był dla Artura Rojka i Fundacji niekorzystny. To ja nie otrzymałem jak na razie żadnej rekompensaty za pracę włożoną w stworzenie Great September i jego organizację w 2022 roku" - uważa.
Dodatkowo, Fundacja Independent złożyła zawiadomienie na policję o popełnieniu wykroczenia przez Łukasza Mintę. Chodzi o maile, które Minta wysyłał do sponsorów i partnerów festiwalu, w których przedstawiał swoją wersję wydarzeń. We wpisie z grudnia Artur Rojek pisał: "Pomimo dziesiątków mejli, które Łukasz już w tamtym czasie wysyłał do sponsorów i partnerów oskarżając nas o oszustwo, żaden partner czy sponsor nie wycofał się".
"Sporym nadużyciem jest informacja, że wysłałem dziesiątki maili do sponsorów i partnerów. Po drugie, wysyłałem maile jedynie do tych osób z którymi miałem kontakt osobisty, prowadziłem korespondencję, byłem na spotkaniach organizacyjnych, na których przedstawiano mnie jako współorganizatora festiwalu. Ci ludzie próbowali się ze mną kontaktować, a ja miałem odcięty dostęp do festiwalowej skrzynki mailowej" - przekazał nam Łukasz Minta.
Rzeczniczka Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV nadkom. Marta Sulowska poinformowała nas, że w kwietniu do jednostki rzeczywiście wpłynęło zawiadomienie w sprawie wykroczenia z art. 26 ust 1 Ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji i wprowadzających w błąd). "Czynności przez cały czas trwają i są wykonywane przez policjantów z Woli, jednakże na tym etapie z uwagi na trwające postępowanie szczegółów zdradzać nie mogę" - przekazała nam funkcjonariuszka.
Łukasz Minta skierował jeden pozew przeciwko Fundacji Independent. Dotyczy on "zaniechania czynów nieuczciwej konkurencji". W skrócie: domaga się tego, by sąd zakazał fundacji posługiwania się oznaczeniem "Great September" i organizowania wydarzeń o tej nazwie.
"Rozliczenia finansowe to kwestia poboczna. Pan Łukasz Minta uczestniczył w tworzeniu wspólnego przedsięwzięcia i ma prawo oczekiwać, że respektowane będą wszelkie wynikające z tego prawa, nie tylko prawa do udziału w zysku" - przekazał portalowi Gazeta.pl mecenas Marcin Barański, pełnomocnik Łukasza Minty.
Pełnomocnik Minty zaznaczył w pozwie, że organizacja imprezy miała odbywać się "na zasadach partnerskich". Według Minty wiele kwestii konsultowano wspólnie. W lutym ubiegłego roku Fundacja Independent zgłosiła znak towarowy "Great Semptember" do urzędu patentowego, co miało być elementem wcześniejszych uzgodnień.
"Strony od początku deklarowały, że zasady współpracy między nimi zostaną uregulowane pisemną umową. Wspólne prace nad organizacją imprezy trwały bez sporządzenia pisemnej umowy, co z biegiem czasu coraz bardziej zaczynało niepokoić powoda [Łukasza Mintę - red.] - czytamy w pozwie.
Dodano również, że w wysłanym w lipcu e-mailu Minta miał poinformować Annę Rojek, że "nie widzi możliwości organizacji festiwalu bez pisemnego uregulowania zasad współpracy".
Łukasz Minta uważa, że przesunięcie festiwalu z września na październik miało być pretekstem do niewypłacenia mu wynagrodzenia i do przypisywania mu winy za "rzekome niedociągnięcia w organizacji imprezy". Zdaniem pełnomocnika Łukasza Minty, "nadal możliwe było zorganizowanie imprezy w pierwotnie planowanym terminie", a "koncepcja i program imprezy oparte były w przeważającej części na efektach prac, w których uczestniczył".
Artur Rojek nie udziela publicznych komentarzy na temat pozwów, zarówno złożonych przez siebie, jak i tego złożonego przez Łukasza Mintę. Łódzkie Centrum Wydarzeń, które współpracowało z fundacją i Mintą przy organizacji festiwalu, odmówiło nam wypowiedzi.
"To sąd jest organem do rozstrzygania sporów. Nie idziemy drogą "mediową" Pana Minty, choć z pewnością Pan Minta bardzo by sobie tego życzył. Nie będziemy się też odnosić do pojedynczych pytań czy wątków, bo zaburzają prawdziwy obraz sprawy. Pan Minta stworzył na potrzebę ochrony swojego wizerunku, wręcz fikcyjną narrację, która przeczy prawdzie i będziemy tego dowodzić w sądzie, a nie w mediach. Prawdziwą ocenę można wyciągać jedynie na bazie pełnej dokumentacji" - przekazała z kolei portalowi Gazeta.pl Fundacja Independent.