Porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika. Kto jeszcze ma na sumieniu tę zbrodnię?

Kto jeszcze ma na sumieniu porwanie i zabójstwo 25-letniego Krzysztofa Olewnika? Czy skończy się udręka rodziny, która chce, by wszyscy winni tej zbrodni zostali ukarani? Przed Sądem Okręgowym w Płocku toczy się nowy proces. Głównym oskarżonym jest Jacek K., przyjaciel od podstawówki i wspólnik w interesach zamordowanego Krzysztofa. Czy na rozprawy we wrześniu stawi się ważny świadek, który nieoczekiwanie zrezygnował z ochrony i składania zeznań?

Sprawa głośnego, wstrząsającego porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, syna znanego przedsiębiorcy spod Płocka (woj. mazowieckie), wciąż jest pełna tajemnic, choć doszło do niej ponad 20 lat temu. Niektóre z nich być może nigdy nie wyjdą na jaw, bo trzech głównych sprawców (Wojciech Franiewski, Sławomir Kościuk i Robert Pazik), bezpośrednio zaangażowanych w porwanie i morderstwo, nie żyje - popełnili samobójstwa w zagadkowych okolicznościach. Nie żyje także Piotr S., ps. Skwara, główny świadek policji (podczas śledztwa w latach 2002-2008). Zmarł (wg śledczych na zawał serca) kilka tygodni przed złożeniem kluczowych zeznań (porywacze zaczęli mu grozić, bo ktoś z policji im doniósł, że "Skwara" sypie).

Zobacz wideo Była dziewczyna Fajbusiewicza przechrzciła jego imię. Czy została zamordowana?

Rodzina Krzysztofa Olewnika nie raz wyrażała przekonanie, że za tą zbrodnią i jej tuszowaniem stoją wpływowi mocodawcy. Trudno bowiem wyjaśnić niezliczone kardynalne błędy, zaniechania i uchybienia w śledztwie czy to, że porywacze posługiwali się informacjami dostępnymi tylko policji i prokuraturze. Zagadkowe zostają także kradzieże, zniszczenia i zaginięcia całych tomów akt sprawy. Do tego okoliczności dziwnych samobójstw, których nic wcześniej nie zapowiadało. Czy ktoś się bał, że skazani za zbrodnię zaczną mówić za dużo? 

Porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika wraca do sądu. Ważny świadek robi unik (2023 r.)

Po 14 latach od zakończenia pierwszego procesu ws. porwania i zabójstwa Krzysztofa (wyroki w marcu 2008 r. usłyszało łącznie 10 osób - wymieniamy ich poniżej) sprawa w 2022 r. wróciła do Sądu Okręgowego w Płocku. Ponownie dotyczy porwania dla okupu i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, a także przestępstw zw. z wyłudzeniem pieniędzy od Włodzimierza Olewnika, pod pozorem udzielenia mu pomocy w ustaleniu miejsca pobytu uprowadzonego, nawiązania z nim kontaktu, miejsca pobytu sprawców. Tym razem głównym oskarżonym jest Jacek K., przyjaciel i wspólnik w interesach Krzysztofa Olewnika, znali się od podstawówki. Już w pierwszym śledztwie sprzed lat funkcjonariusze CBŚ uważali, że Jacek K. może mieć związek z uprowadzeniem. Oprócz niego oskarżonych jest jeszcze czterech mężczyzn (o co są oskarżeni - na końcu tekstu).

Do niedawna była nadzieja, że nowy proces odkryje przynajmniej część tajemnic. W charakterze chronionego świadka miał zeznawać w czerwcu 2023 r. Ireneusz P. ps. Bokser(ek), który pół roku wcześniej wyszedł na wolność po odbyciu kary 14 lat więzienia w pierwszym procesie. Sąd w Płocku dostał jednak pismo z policji, z którego wynikało, że Ireneusz P. złożył oświadczenie, że nie stawi się na przesłuchanie, przy czym zrezygnował z programu ochrony świadków. Sąd chce jednak przesłuchać Ireneusza P. Namierzył miejsce pobytu "Bokser/ka" i dostarczył mu nowy termin. Ireneusz P. ma zostać przesłuchany we wrześniu, podczas serii dziewięciu posiedzeń sądu, która zacznie się 6 września. 

Porwanie Krzysztofa Olewnika (2001 r.) było ukartowane wcześniej

25-letni Krzysztof, syn Włodzimierza Olewnika, potentata branży mięsnej z Drobina pod Płockiem został uprowadzony ze swojego domu w nocy z 26 na 27 października 2001 r., po przyjęciu na którym bawiło się m.in. siedmiu płockich policjantów (a później to płocka policja prowadziła śledztwo ws. porwania i nie informowała prokuratora o istotnych faktach), a także Jacek K. Następnej nocy Włodzimierz Olewnik odebrał telefon i usłyszał przytłumiony, przerażony głos syna: - Tato, to uprowadzenie. Chcą okupu. 

Porwanie Krzysztofa Olewnika, jak się okazało na pierwszym procesie, zostało ukartowane wcześniej, w 1998 r. Wtedy Wojciech Franiewski (właściciel warsztatu samochodowego z Warszawy; "zawodowy" kryminalista, bezwzględny twardziel), uznany za głównego prowodyra uprowadzenia i zabójstwa, poznał Ireneusza P. z Drobina (tego samego, który miał zeznawać w czerwcu 2023 r. jako chroniony świadek, ale się wycofał). Obaj odsiadywali wyroki w płockim Zakładzie Karnym. Snując plany na przyszłość uznali, że "pieniądze najlepiej zrobić na porwaniu dla okupu jakiejś bogatej osoby" - jak zeznał przed laty Ireneusz P. Przyznał, że to on podsunął kandydaturę zamożnej rodziny Olewników, z którą sąsiadował. Ostatecznie wybrali Krzysztofa, bo mieszkał sam w rozległym domu na obrzeżach Drobina (30 km od Płocka).

Gdy tylko Franiewski latem 2001 r. wyszedł z więzienia, pojechał do Drobina zobaczyć przyszłą ofiarę. I zaplanował porwanie. Feralnej październikowej nocy wszedł do domu Krzysztofa Olewnika z trzema kompanami z Nowego Dworu Mazowieckiego - Piotrem S., Cezarym W. i Arturem R. Wykorzystali przeszklone drzwi do pomieszczenia z basenem, które zostawił dla nich uchylone któryś z uczestników dopiero co zakończonej imprezy. Pobili Krzysztofa i obezwładnili kolbą pistoletu maszynowego.

Całe porwanie zabezpieczał Robert Pazik, sąsiad Olewników. Stał na czatach przy budce telefonicznej u wylotu z Drobina i miał dzwonić, gdyby pojawiła się policja. 

Krzysztof Olewnik dwa lata więziony. "Przykuty łańcuchem za szyję i nogę do ściany" (2001-2003)

25-letni Krzysztof Olewnik był więziony przez porywaczy przez prawie dwa lata. Przykuty łańcuchem do ściany za nogę i za szyję mógł zrobić kilka kroków do wiadra. Miesiącami spał na materacu rzuconym na betonową posadzkę w piwnicy nieogrzewanego domku letniskowego. Pilnował go głównie Ireneusz P. z Drobina, bo sam się wówczas ukrywał przed policją. Dzień w dzień patrzył, jak Krzysztof płacze, modli się, wpada w złość. Olewnik przetrzymywany był w trzech miejscach na Mazowszu. Kolejno - w miejscowości Gać (gm. Leoncin), Kałuszyn (gm. Wieliszew) i Dzbądz, (gm. Różan) - spędził tam ostanie 19 dni życia w zbiorniku na szambo (zdjęcia niektórych miejsc przetrzymywania i dręczenia Krzysztofa publikujemy w galerii na początku artykułu).

Porywacze ograniczyli mężczyźnie możliwość załatwiania potrzeb fizjologicznych, jedzenia, picia i zadbania o podstawową higienę osobistą. Żeby go uspokoić, podawali mu silny lek psychotropowy. Raz na tydzień pozwalali Krzysztofowi Olewnikowi się umyć. Ale prawdopodobnie nie zdejmowali łańcuchów. Krzysztof mógł się rozebrać dzięki temu, że spodnie i bieliznę miał rozciętą z boku i wiązaną na troczki.

Rodzina płaci okup, porywacze zabijają Krzysztofa (2003). Jego ciało znaleziono trzy lata później

Sprawcy porwania próbowali wyłudzić okup przez dwa lata. Kilkadziesiąt razy kontaktowali się z Olewnikami, puszczali im głos nagranego na dyktafon Krzysztofa, który czytał polecenia od porywaczy albo wysyłali listy. Policja nawet nie poinstruowała rodziny, jak mają rozmawiać z porywaczami, jak rejestrować rozmowy telefoniczne, co robić z korespondencją od nich.

Porywacze długo nie mieli pomysłu, jak bezpiecznie zabrać pieniądze, ale i sprawdzali, czy rodzina porwanego nie zaczęła współpracować z policją. - To był też sposób na udręczenie i zmęczenie rodziny, by podjąć okup w nieoczekiwanym momencie - mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego Ewa Bońkowska-Konca odczytując wyrok.

W dniu, w którym Olewnikowie byli umówieni z porywaczami na przekazanie okupu (300 tys. euro), policja zapewniała (nadkomisarz Remigiusz M.), że będzie ich śledzić, ale nikt za nimi nie pojechał. Policja zaniechała też monitorowania telefonu sprawców przy przekazaniu okupu, choć - jak się okazało - był włączony co najmniej przez 50 minut, zatem można było próbować ustalić, gdzie przebywa osoba posługująca się tym telefonem.

Ostatecznie okup został zrzucony 24 lipca 2003 r. z samochodu przez Danutę, siostrę Krzysztofa, w trakcie jazdy po wiadukcie Trasy Toruńskiej w Warszawie. Policja nie spisała nawet numerów przekazanych porywaczom banknotów.

5 września 2003 roku, półtora miesiąca po podjęciu okupu, porywacze udusili Krzysztofa Olewnika i zakopali ciało w lesie. Ale rodzina jeszcze trzy lata żyła w nadziei, że porwany do nich wróci. Do czasu gdy śledczy w październiku 2006 r. odkopali w lesie koło Różana pod Ostrołęką zwłoki Krzysztofa. Miejsce ich ukrycia wskazał Sławomir Kościuk, jeden z porywaczy i zabójców, który wpadł przez swój błąd (z tego samego telefonu dzwonił do rodziny Olewników i swojej; gdy go aresztowano, zaczął "sypać"). 

Jak policja i prokuratura utrudniały śledztwo ws. porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika (2001-05)

Sprawą porwania Krzysztofa Olwenika zajmowały się przez pięć lat prokuratury w Sierpcu i w Warszawie. Sprawców szukała policja i CBŚ, bez skutku. Dopiero gdy ówczesny prokurator generalny Janusz Kaczmarek przekazał sprawę Prokuraturze Okręgowej w Olsztynie, która wyspecjalizowała się w śledztwach tego typu, w 2006 r. nastąpił przełom. 

Prokuratorzy z Olsztyna w druzgocący sposób ocenili pierwsze cztery lata śledztwa w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Policja przez tyle lat nie schwytała porywaczy, choć miała ich pod nosem, ale nie zajęła się rozpoznaniem środowiska przestępczego w Drobinie, rodzinnej miejscowości Olewników. A ta rodzina była już wcześniej okradana. Liczba uchybień, celowego zacierania śladów, lekceważenia tropów, ukrywania dowodów jest porażająca. Np. *kaseta VHS, która prowadziła wprost do szefa gangu cztery lata przeleżała w szufladzie komendy, *policjanci nie kiwnęli palcem po anonimie do Włodzimierza Olewnika w 2002 r., że w porywanie są zamieszani Robert Pazik i Ireneusz P., a Krzysztofowi grozi śmierć (gdyby poszli tym tropem, Krzysztof mógłby żyć); *policjanci nie sprawdzili zebranych odcisków palców w policyjnej bazie danych AFIS (Automatyczny System Identyfikacji Daktyloskopijnej),*dopiero po 17 miesiącach uzyskali odczyty połączeń telefonu stacjonarnego, na który po porwaniu zadzwonili jego sprawcy. *z opinii instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, gdzie Włodzimierz Olewnik zawiózł listy od porywaczy, wynikało, że ich autorami mogli być policjanci. O tych zdumiewających zaniedbaniach i błędach pisała "GW" w tekście "Dlaczego Krzysztof Olewnik nie przeżył"

Krzysztof Olewnik mógłby żyć. Dlaczego nie przeżył? Komisja śledcza (2011) i ETPCz (2019)

Rodzina Krzysztofa Olewnika wierzy, że mężczyzna by żył, gdyby nie zła praca policji i prokuratury. Potwierdzają to miażdżące wręcz ustalenia sejmowej komisji śledczej, która ponad dwa lata (2009-2011) badała sprawę uprowadzenia i zabójstwa Olewnika, a także wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z września 2019 r.

Mnogość oraz charakter uchybień i błędów proceduralnych ze strony niektórych policjantów, prokuratorów prowadzących w tym czasie sprawę, skłania Komisję do rozważenia tezy o celowym, umyślnym działaniu funkcjonariuszy publicznych w zacieraniu śladów, niszczeniu dowodów, tworzeniu fałszywych wersji śledczych, tym samym o współdziałaniu niektórych z nich z grupą przestępczą, która uprowadziła i zamordowała Krzysztofa Olewnika

- czytamy na str. 191 sprawozdania sejmowej komisji.

W sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika władze Polski są odpowiedzialne za serię poważnych błędów ze strony policji, które doprowadziły do jego śmierci

- orzekł  ETPCz po zbadaniu skargi złożonej przez siostrę zamordowanego Danutę Olewnik-Cieplińską i jego ojca Włodzimierza Olewnika. Trybunał uznał, że państwo nie dopełniło "obowiązku ochrony życia krewnego skarżących" i zasądził na ich rzecz 100 tys. euro odszkodowania od polskich władz.

"Ponadto, pomimo dochodzenia parlamentarnego w tej sprawie, które doprowadziło do bardzo krytycznego sprawozdania, i starań organów prokuratorskich o wszczęcie postępowania przeciwko policji, prokuratorom i wysokiej rangi urzędnikom służby cywilnej, postępowanie w sprawie zabójstwa pana Olewnika nadal trwało 17 lat po jego porwaniu i okoliczności tych wydarzeń nie zostały w pełni wyjaśnione" - napisał ETPCz w wyroku sprzed czterech lat.

Proces porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika (2007-2008). Sąd ujawnił ich wizerunki 

Zabójcy Krzysztofa Olewnika zostali skazani na dożywocie w marcu 2008 r.x` Sąd Okręgowy w Płocku uznał, że nie będzie chronił mężczyzn skazanych za porwanie, więzienie, dręczenie i uduszenie młodego mężczyzny, i zgodził się na publikację ich wizerunku. Wówczas także, z 12 osób oskarżonych o udział w zorganizowanej, uzbrojonej grupie przestępczej, skazanych zostało siedem. Pozostali nie zostali uznani za członków zorganizowanej grupy i dostali kary za przestępstwa luźno pozwiązane z uprowadzeniem Krzysztofa Olewnika, a jedna osoba została uniewinniona.

Kto został skazany za porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika? (2008)

Wojciech Franiewski - uznany za prowodyra bandy. Kierował uprowadzeniem i wzięciem okupu, kazał też zabić Krzysztofa Olewnika. Wpadł w 2006 r. (przeciwko niemu wystąpił Sławomir Kościuk, który później na procesie zeznał: "Wojtek był spokojny o to, że policja stoi w miejscu"). Franiewski nie zdążył stanąć przed sądem. To on pierwszy zginął zagadkową śmiercią. Powiesił się w celi Aresztu Śledczego w Olsztynie w 2007 r., nim zaczął się proces. Sekcja zwłok wykryła, że w chwili śmierci był pod wpływem alkoholu i amfetanimy, które prawdopodobnie dostarczył mu ktoś ze służby więziennej. „Sposób przeprowadzenia samobójstwa świadczy o świetnej znajomości anatomii człowieka. Pętla miała zawiązane dwa supły (praktyka niespotykana)." - napisał biegły. W ten sposób więzień uniknął reakcji obronnych, nie szamotał się. Na kilkanaście dni przed zgonem Franiewski pisał w liście do sądu: „Okaże się, że zatrułem się kiełbasą albo przedawkowałem narkotyki". Kogo obawiał się ten uporczywy recydywista, który z ze swoich 45 lat życia, 15 spędził w więzieniu? Przy czym żadnego wyroku nie odsiedział do końca. Dostawał przepustki, ciągle go zwalniali go przed terminem, choć uciekał z więzień, policyjnych aresztów i konwojów. Media sugerowały w owym czasie, że to dlatego, iż był prawdopodobnie tajnym współpracownikiem jeszcze PRL-owskich służb specjalnych, które nadal miały ogromne wpływy. Samobójstwo popełnił także (latem 2009 r.) strażnik więzienny, który miał służbę w dniu samobójstwa Franiewskiego.

Sławomir Kościuk, warszawiak, 51 lat (w chwili, gdy zapadał wyrok) - prawa ręka Franiewskiego, przywódcy bandy, wcześniej niekarany. Dowoził jedzenie więzionemu Krzysztofowi Olewnikowi, pilnował go, pomagał w odebraniu okupu i w uduszeniu ofiary. To jego błąd (użył niewłaściwego telefonu dzwoniąc ws. okupu do Olewników) doprowadził do porywaczy (aresztowany zaczął współpracować z policją) i wskazał miejsce zakopania ciała Krzysztofa. Wyrok: dożywocie, z możliwością przedterminowego zwolnienia po 25 latach. Został znaleziony martwy w 2008 r. w celi Zakładu Karnego w Płocku. Miał się powiesić na prześcieradle w kąciku sanitarnym, kilka dni po ogłoszeniu wyroku. Sekcja zwłok wykazała, że miał połamane żebra, a pod kolanami i na rękach sińce.

Robert Pazik z Drobina, 38 lat (jw.) - sąsiad rodziny Olewników. Stał na czatach podczas porwania Krzysztofa, a później udusił go zaciskając plastikowe worki na głowie ofiary i razem ze Stanisławem Kościukiem ukrył zwłoki. Zatwardziały bandyta, podczas procesu konsekwentnie odmawiał wyjaśnień. Dostał dożywocie z możliwością przedterminowego zwolnienia po 30 latach. Wyrok odsiadywał w Sztumie, jednym z najlepiej strzeżonych więzień w Polsce. Ale pod pretekstem przesłuchania w mało istotnej sprawie, został przewieziony w styczniu 2009 r. do Zakładu Karnego w Płocku (gdzie kilka miesięcy wcześniej znaleniono w celi powieszonego Kościuka). Pazik został osadzony w pojedynczej celi monitorowanej całą dobę: - Jeszcze parę minut po 4 rano oddziałowy widział go na ekranie monitora. Później Pazik zniknął z pola widzenia kamery. Kiedy o 4.40 otworzono celę, już nie żył - informowała wówczas rzeczniczka Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

To nie przypadek. Ktoś im pomógł zejść z tego świata, by nie wskazali mocodawców porwania

- mówił Włodzimierz Olewnik mediom, gdy usłyszał, że trzeci ze sprawców tego wstrząsającego porwania i zabójstwa, powiesił się w celi.

Ireneusz P. z Drobina, ps. Bokser/ek, 45 lat (jw.) - wielokrotnie karany. Znał Krzysztofa Olewnika, był jego sąsiadem. To on podsunął Franiewskiemu, że warto Krzysztofa porwać dla okupu. Pilnował przykutego łańcuchami do betonowych ścian porwanego 25-latka, bo jednocześnie sam się wówczas ukrywał przed policją. Dostał 14 lat więzienia, z możliwością wyjścia po 12. Wyszedł w listopadzie 2022 r. Miał zeznawać w nowym procesie jako świadek pod ochroną , ale zrezygnował z zeznawania, z ochrony i w czerwcu 2023 r. nie stawił się w płockim sądzie. Dostał wezwanie na rozprawę na wrzesień 2023 r. 

Piotr S. z Nowego Dworu Mazowieckiego, 34 lata (jw.) - porwał Krzysztofa. Wyrok: 15 lat, możliwe wcześniejsze opuszczenie więzienia po 13 latach.

Cezary W. z Nowego Dworu Mazowieckiego, 34 lata (jw.) - kawaler, wielokrotnie karany. Porwał Krzysztofa. 13 lat pozbawienia wolności, opuszczenie zakładu karnego możliwe najwcześniej po 12 latach.

Artur R. z Nowego Dworu Mazowieckiego, 33 lata (jw.) - wielokrotnie karany. Porwał Krzysztofa. 12 lat więzienia.

Stanisław O. spod Wyszkowa, 51 lat (jw.) - w przeszłości karany za zbiorowy gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Pilnował zakładnika i pomagał odebrać okup. 8 lat pozbawienia wolności.".

Jacek K., wspólnik Krzysztofa Olewnika, już raz miał zarzuty o porwanie przyjaciela (2009 r.)

Jacek K. główny oskarżony w obecnym procesie (2022-2024) miał stawiane podobne zarzuty już wcześniej. Proces zakończony wyrokami w 2008 r. nie zakończył bowiem sprawy. Dopatrzono się nieprawidłowości. Doszło do powtórnej analizy akt i dowodów, zlecono nowe ekspertyzy, przeprowadzono ekshumację zwłok. Już w 2009 r. gdańska prokuratura, w śledztwie mającym wyjaśnić porzucone wątki i odkryć mocodawców głośnej zbrodni, postawiła Jackowi K. zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i porwaniu przyjaciela. 

Najtragiczniejsze w całej historii jest to, że ja od początku nie ufałem Jackowi

- mówił wtedy Włodzimierz Olewnik, cytowany przez "Gazetę Wyborczą". - W noc porwania dzwonił do mnie, mówił, że z synem stało się coś złego, że Krzysztof nie odbiera telefonu. Umówiłem się z nim tu, w Świerczynku (pod Drobinem). Miał dojechać z daleka, zjawił się podejrzanie szybko, tak jakby dzwonił już stąd. 

Włodzimierz Olewnik mówił wówczas także: - Kilka dni po porwaniu policjanci pokazali mi numery telefonów, jakie w noc porwania ładowały się na pobliskich stacjach nadawczych. Spisałem je sobie. Tam był numer Jacka K.! Potem przez długie lata pytałem prowadzących śledztwo o ten billing, wszyscy zapewniali mnie jednak, że to była fałszywka, że ktoś to spreparował. Dopiero po ośmiu latach zobaczyłem ten wydruk ponownie, w prokuraturze w Gdańsku.

Sam Jacek K. złożył wtedy obszerne wyjaśnienia. Nie przyznał się. I decyzją warszawskiego sądu jeszcze w 2009 r. opuścił areszt. - Mam zamiar udowodnić swoją niewinność - oświadczył dziennikarzom. Dostał nawet odszkodowanie w związku z przewlekłością postępowania. 

Kto jest oskarżony w nowym procesie dot. porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika (2022-2024)?

Nowy proces, który zaczął się w marcu 2022 r. i pierwotnie miał się zakończyć w grudniu 2023 r., przedłuży się jednak. Do końca sierpnia 2023 odbyło się już 70 rozpraw, a terminy kolejnych są rozpisane do marca 2024 r., dowiedzieliśmy się w Sądzie Okręgowym w Płocku. Akta postępowania wraz z załącznikami liczą ponad 400 tomów. Kto jest oskarżony?

Jacek K., przyjaciel Olewnika - na nim ciążą najpoważniejsze zarzuty, wynika ze śledztwa krakowskiej prokuratury (akt oskarżenia złożył do sądu w Płocku Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej). Jacek K. jest oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym, która uprowadziła przy użyciu przemocy Krzysztofa Olewnika jako zakładnika i przetrzymywała go do zapłaty 300 tys. euro okupu, po czym zabiła. To Jacek K. miał zlecić pozostałym (siedmiu skazanym w 2008 r.) uprowadzenie swego przyjaciela i wspólnika. Mówi się jednak nie o bezpośrednich dowodach, ale o nieprzerwanym łańcuchu poszlak. Jak biegnie ten łańcuch, opisała szczegółowo płocka "GW" w tekście: "Sprawa porwania Krzysztofa Olewnika wraca do sądu po 14 latach od poprzedniego procesu [AKT OSKARŻENIA - SZCZEGÓŁY]. Zdaniem krakowskiej prokurtaury, to Jacek K., jako jedyny uczestnik imprezy w domu Krzysztofa, po której gospodarz został porwany, miał motyw finansowy, i to on pozostawił uchylone oszklone drzwi do pomieszczenia z basenem, przez które weszli porywacze.

O udział w grupie zbrojnej, która porwała Krzysztofa Olewnika, krakowska prokuratura oskarżyła także Eugeniusza D., ps. Gienek. Miał brać udział w przetrzymywaniu Krzysztofa Olewnika (w miejscowości Kałuszyn i Dzbąd", utrzymywał kontakty z Wojciechem Franiewskim, Arturem R. i innymi członkami zorganizowanej grupy przestępczej,„uzyskując od nich aktualne informacje o losach uprowadzonego Krzysztofa Olewnika". Miał nformować porywaczy o działaniach Włodzimierza Olewnika zmierzających do uwolnienia syna. "Z jednej strony wiedział o istotnych okolicznościach uprowadzenia Olewnika, współpracował ze sprawcami, zaś z drugiej strony wyłudzał pieniądze od rodziny Olewników" - napisali śledczy w akcie oskarżenia.

Aktem oskarżenia, który liczy 342 strony, objęto również Grzegorza K., byłego samorządowca z Sierpca, któremu zarzucono m.in. wykorzystanie, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, stanu emocjonalnego i położenia ojca Krzysztofa, i przekazywanie mu nieprawdziwych informacji oraz wyłudzenie 160 tys. zł. Zarzuty doprowadzenia Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przedstawiono też dwóm innym oskarżonym: Andrzejowi Ł. - chodzi m.in. o ponad 120 tys. zł i fałszywe zapewnienie o możliwości doprowadzenia do uwolnienia porwanego oraz Mikołajowi B. - chodzi m.in. o przekazanie 13 tys. zł i wprowadzenie w błąd, co do możliwości zidentyfikowania miejsc logowań telefonu używanego przez sprawców uprowadzenia.

Więcej o: