20 sierpnia, podczas pikniku wojskowego pod Ciechanowem, główną atrakcją miał być przelot policyjnego śmigłowca Black Hawk. Jednak podczas wydarzenia śmigłowiec znajdował się bardzo blisko ludzi, a w trakcie lotu zerwał linię energetyczną, po czym drut spadł na ziemię, co wywołało panikę wśród zgromadzonych.
W związku ze 103. rocznicą bitwy pod Sarnową Górą pod Ciechanowem (woj. mazowieckie), Urząd Gminy Sońsk zorganizował piknik wojskowy. Policyjny Black Hawk miał wówczas zaprezentować uczestnikom wydarzenia swoje możliwości, jednak wzbudził więcej strachu niż podziwu. Podczas zdarzenia nikomu nic się nie stało, jednak specjaliści potępiają tego rodzaju atrakcje.
Generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM, odniósł się do całego zdarzenia i nie pochwala zachowania pilota oraz miejsca lądowania maszyny - blisko uczestników imprezy. - Wiadomo, że jak śmigłowiec startuje, to wzbija się kurz, lecą pyłki i już samo to było błędem, bo narażało ludzi na jakieś drobne urazy. A już latanie nad głowami, gdzie są kobiety i dzieci, które mogą się przestraszyć, i nad linią wysokiego napięcia, no to też jednak jest niewłaściwe - ocenił generał w rozmowie z "Faktem".
Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, również nie pochwalił zachowania pilota. - Złamali elementarne zasady bezpieczeństwa. Nie lata się nad głowami ludzi. Nie wolno tego robić. Jeżeli ktokolwiek tak robi, to popełnia przestępstwo, a przede wszystkim narusza zasady ruchu w powietrzu - skomentował Skrzypczak. - Problemem jest to, że ci ludzie wiedzą, że co by się nie wydarzyło, to i tak im się nic nie stanie, bo ich "przykryją" - dodał generał, cytowany przez "Fakt".
Policyjny śmigłowiec Black Hawk przyleciał na miejsce imprezy około godz. 14:00, natomiast o godz. 17:00 miał zakończyć swój pokaz. Według relacji portalu ciechanowinaczej.pl, śmigłowiec "wystartował, ale nie odleciał całkowicie, tylko zatoczył koło i wrócił na miejsce imprezy". Jak się okazało, linia, o którą zahaczył śmigłowiec, nie przewodziła prądu.
"Zapewne to z tego powodu nikomu nic się nie stało, choć linia spadła zaledwie kilka metrów od rodziny z dziećmi. Kolejna linia była już bowiem pod prądem" - czytamy na stronie portalu. W zdarzeniu uczestniczył m.in. Maciej Wąsik wiceszef MSWiA. Obecnie śledztwem w sprawie zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Płocku.