Mariusz Moderski, Warszawski Ośrodek Interwencji Kryzysowej*: W komunikacji miejskiej w Warszawie trwa kampania, której hasło odpowiada na pańskie pytanie: "Przemoc karmi się milczeniem". Osoby, które doświadczają przemocy, często znoszą to w samotności, nie mówią o tym, bo nie chcą martwić swoich bliskich, nie chcą nikogo denerwować, zasmucać. W takich sytuacjach padają wręcz stwierdzenia: "każdy ma swoje życie, nie jest usłane różami, więc nie będę jeszcze komuś dokładać swoich kłopotów".
Czasem inni rzeczywiście dostrzegają, że coś się dzieje, ale uznają, że jeżeli nikt się nie skarży, to oni też nie będą reagować. Nadal mimo wszystko w rodzinach pokutuje przeświadczenie, że nie można się mieszać w czyjeś sprawy. Bywa też tak, że osoba doświadczająca przemocy idzie po pomoc, opowiada o tym, co się wydarzyło siostrze, bratu, rodzicom. I słyszy "weź nie przesadzaj, nie masz tak źle, to się tak często nie wydarza, poza tym on przynosi do domu pieniądze".
W historii Teresy zwróciłem uwagę na to, że faktycznie inne osoby były świadkami przemocy wobec niej. Dlatego tak ważne jest, by reagować. Nawet nie chodzi o to, by reagować w tym konkretnym momencie. Możemy też później porozmawiać z osobą doświadczającą przemocy, powiedzieć "wiesz co, przestraszyłam/przestraszyłem się, to tak nie może być". Można wtedy wskazać np. jakąś instytucję, w której ta osoba może otrzymać wsparcie.
Moje klientki, które doświadczają przemocy, bardzo często mówią, że ich mąż, partner ma bardzo dobrą opinię wśród znajomych. Najczęściej przemoc dzieje się w czterech ścianach. Może ewentualnie pojawić się przy innych jakieś wyzwisko, ale przemoc fizyczna zwykle nie ma miejsca przy świadkach.
Sprawa Teresy, a także innych osób, np. Kamilka z Częstochowy, to tragiczne historie, ale pamiętajmy, że nie zdarzają się często. Istnieje tu jednocześnie pewna pułapka i pewne ryzyko. Osoby, które czytały o takich potwornych zdarzeniach, mogą sobie pomyśleć: "Przecież inni mają gorzej. W Gazeta.pl był artykuł o tym, że pan zamordował panią, a mój partner mnie przecież nie zamordował. Jakoś sobie żyjemy". Przemoc w rodzinie wciąż kojarzy się z fizycznym maltretowaniem.
Kiedy któraś z moich klientek zaczyna mi opowiadać o tym, co dzieje się u niej w domu i mówi o czymś, co jest ewidentnie przemocowe, słyszę zazwyczaj wtedy: "no tak, ale on przecież mnie nie bije". Moje doświadczenie wskazuje, że zdecydowanie więcej jest takiej przemocy, w której nie ma bicia, a w której jest przemoc psychiczna i przemoc ekonomiczna. Grożenie, nieustanne krytykowanie, bycie ciągle niezadowolonym, szantażowanie, karanie drugiej osoby. Ostatnio słyszałem historię o tym, że gdy w pewnym związku mocno ograniczyło się pożycie intymne, druga strona zareagowała odcięciem pieniędzy. Wachlarz wywierania wpływu przez zachowania przemocowe jest praktycznie nieograniczony.
Mariusz Moderski archiwum prywatne
Z perspektywy lat pracy widzę, że sytuacje są do siebie bardzo podobne, różnią się tylko uczestnicy i pewne szczegóły. Prowadzę grupę wsparcia dla osób, które doświadczają przemocy. I kiedy jedna zaczyna o czymś opowiadać, to inne reagują: "to tak, jakbyś mówiła o moim mężu!".
Każda sfera życia może być objęta sytuacją przemocową. Zazwyczaj odbywa się to wokół zwykłych, codziennych historii. Np. dzieci nie chcą rano ubrać się do przedszkola albo szkoły, ktoś źle wkłada rzeczy do zmywarki, buty nie zostały włożone do szafki. Niedawno słyszałem historię z pierwszej ręki, że dużą przemoc wywołało to, że córka nie zamknęła okna w łazience i było zimno. W innym domu z kolei była kłótnia o to, na której półce w lodówce stoi masło.
Dokładnie tak się dzieje. Pracuję nie tylko z osobami, które doświadczają przemocy, ale też z tymi, które ją stosują. I jeden z moich klientów kupił sobie do kuchni drogi nóż. Awantura była o to, że żona włożyła ten nóż do zmywarki, a przecież nie można. W jego rozumieniu ona nie szanowała jego rzeczy, nie liczyła się z nim, nie liczyła się z jego zdaniem. W sytuacji przemocowej nie ma demokracji, "masz mnie słuchać, bo ja wiem lepiej".
Inny mój klient, który stosuje przemoc, kiedyś powiedział: "wszystko w życiu robię najlepiej, a jeśli ktoś robi coś inaczej, to znaczy, że robi to źle". I to zdanie w zasadzie oddaje istotę tego, jak z punktu widzenia osób stosujących przemoc wygląda sytuacja. "Ja ci pokażę, ty robisz źle, moim zadaniem jest cię naprostować. W tej relacji ma być tak, jak ja chcę". Dochodzi do tego jeszcze: "gdybyś inaczej się zachowywała, to ja bym wtedy inaczej reagował", "jak będziesz inna, to ja nie będę tak robił". To sprawca ustala zasady w relacji.
Przemocowcy swoją postawą udowadniają swoją wyższość. Bardzo wielu z nich uważa innych za gorszych, za tych, którzy się nie znają, nic nie potrafią. Wśród nich sporo jest tzw. wariatów drogowych, którzy, kiedy jadą lewym pasem i ktoś im za wolno jedzie, objadą go, zahamują i zatrąbią, bo przecież "tylko debile tak jeżdżą".
Zdarza się, że osoba stosująca przemoc przynosi napięcia z zewnątrz, stres, ale karygodne jest rozładowywanie tego na najbliższych. To nie jest tak, że jeśli ktoś się zdenerwował, to przecież musiało się to odbić na kimś innym.
W świecie sprawcy jest takie przekonanie, że "to ona lub oni mnie sprowokowali, nie miałem wyjścia". Miałem kiedyś klienta, który trafił do mnie po tym, jak dwa razy uderzył swoją nastoletnią córkę i córka to potem zgłosiła w szkole, wszczęto procedury. Zapytałem go, co się takiego stało. Chodziło o to, że kazał jej wynieść śmieci, a ona powiedziała: "zaraz". Za drugim razem, jak to usłyszał, uderzył ją w twarz, bo w jego przekonaniu ona go nie szanowała, nie liczyła się z jego zdaniem. On chciał, żeby to się zadziało teraz.
Łatwo jest powiedzieć, że Teresa, bohaterka tekstu, "mogła przecież odejść". A ona zostawiła męża, by być z nowym partnerem, pewnie spaliła za sobą też przy okazji jakieś mosty. Pytanie, jaki miała wybór, jeśli chodzi o możliwości.
Bardzo istotne jest to, że świat przemocy jest przede wszystkim takim światem, w którym dąży się do izolacji drugiej strony od bliskich i znajomych.
"Po co się spotykasz z tą koleżanką? Lepiej byś się domem zajęła, posprzątała, dziećmi zaopiekowała, coś zrobiła, a ty ciągle gdzieś tam łazisz". Do tego dochodzi też ocenianie i krytykowanie innych, na zasadzie: "Twoja rodzina to jest kompletnie beznadziejna". Na zewnątrz "wszyscy inni są źli".
Przemoc w rodzinie to uwikłanie na wielu poziomach, przede wszystkim na poziomie psychologicznym. Osoby doświadczające przemocy słyszą: "wszystko, co masz, masz dzięki mnie". Takie stwierdzenie pada w dziewięćdziesięciu przypadkach na sto. Do tego dochodzi: "beze mnie byłabyś nikim". Słyszą też: "gdziekolwiek pójdziesz, nikt ci nie uwierzy" albo "jak gdzieś pójdziesz, to zrobię z ciebie wariatkę i jeszcze ci dzieci zabiorę".
I taka kobieta myśli sobie często: "może ja rzeczywiście powinnam się była bardziej postarać, może nie powinnam była się odezwać, może nie powinnam była zwracać mu uwagę, żeby nie tańczył z tą koleżanką".
Mnóstwo kobiet, które doświadczają przemocy i które trafiają do takiego punktu interwencyjnego, jak mój, pytają na początku: "czy ja jestem normalna, czy nie jestem wariatką? Bo od lat słyszę, że coś ze mną jest nie tak i mam coś ze sobą zrobić".
Powszechne przeświadczenie jest takie: "jakby nie chciała, to by z nim nie była, może nawet jej to odpowiada". A osoby, które doświadczają przemocy, boją się o tym mówić w obawie przed konsekwencjami, które wiążą się z tym, że to ujawnią. Boją się, że będzie jeszcze gorzej. Osoba stosująca przemoc tworzy aurę niepewności, obaw, lęków, podporządkowania się.
Do tego osoba doświadczająca przemocy słyszy, że to wszystko to jej wina. Nie postarała się, nie posprzątała, za dużo pieniędzy wydaje, za mało zarabia, źle wychowuje dzieci.
Osoby doświadczające przemocy słyszą na swój temat sporo złych rzeczy, nawet latami, co skutkuje obniżeniem poczucia własnej wartości. Taka osoba z czasem traci siłę, przestaje wierzyć w swoją sprawczość, w swoją skuteczność. Nabiera przekonania, że już nic dobrego w życiu je nie spotka i w zasadzie jest skazana na to, aby dalej w tym trwać.
Poza tym, są momenty, kiedy osoby stosujące przemoc też zachowują się w sposób normalny. Przemoc nie dzieje się przecież bez przerwy. Ciągła przemoc to raczej skrajne sytuacje i występują one rzadko. W zasadzie w każdej sytuacji pomocowej występują tak zwane cykle: jest faza narastania napięcia, faza przemocy, a potem jest coś, co nazywa się miodowym miesiącem.
Tzw. miodowy miesiąc daje wrażenie, że sytuacja się ustabilizowała. Osoba stosująca przemoc przeprasza, daje prezenty. Druga strona ją usprawiedliwia, "no tak, przecież był zmęczony, zdenerwowany". Wierzy, że od teraz będzie inaczej.
Miodowy miesiąc tworzy pewien zamęt. Kiedy coś się w domu wydarza, osoba doświadczająca przemocy idzie do mamy, siostry, brata, koleżanki i mówi: "wiesz, co się stało?" albo zgłasza to do służb, na policję, do pomocy społecznej. A potem nadchodzi faza miodowego miesiąca, osoba stosująca przemoc przeprasza, mówi, że wszystko będzie dobrze. I ta sama osoba, która dwa dni wcześniej doświadczyła tej przemocy, wszystko odwołuje. Mówi: "dajcie spokój, nic nie róbcie, w zasadzie nic się nie stało, to było tylko raz, on powiedział, że się zmieni". A czasem słyszy wręcz od sprawcy: "ja się zmienię, kiedy ty to wycofasz". Sprawca może dostawać taką drugą szansę wiele razy przez kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat.
Miodowy miesiąc nie zmienia jednocześnie tego, że osoby, które doświadczają przemocy, żyją w nieustannym napięciu, kiedy znów coś się wydarzy. I niestety najczęściej w końcu się wydarza.
Osoby, które przychodzą do mnie po pomoc, są oczywiście na różnym poziomie statusu społecznego, statusu finansowego, ale są to jednak w większości osoby, które jakoś jednak sobie życiowo radzą. Są kobiety, które dobrze funkcjonują w pracy, zarządzają zespołami, do tego dobrze zarabiają, po czym wracają do domu i słyszą: "co to jest to twoje kilka tysięcy złotych? to jest nic, co ty zarabiasz, twoje wykształcenie nic nie znaczy".
Sytuacja przemocy powoduje oczywiście to, że obawiają się tego, że sobie nie poradzą. Do tego dochodzą obawy związane z tym, że ktoś jest dojrzałą osobą i już nikogo sobie nie znajdzie. Jest kredyt mieszkaniowy, a dzieci, w przekonaniu wielu, powinny mieć oboje rodziców. No i sakrament małżeński, który potrafi też być czynnikiem powstrzymującym, bo "w mojej rodzinie nie było nigdy rozwodów".
Często spotykam się w mojej pracy z cierpieniem, ale jest coś, co daje motywację i sens. Miałem mnóstwo takich sytuacji, gdzie ktoś przychodził do mnie na pierwsze spotkanie i bał się wszystkiego. Po jakimś czasie podejmował różne działania, które służą temu, żeby tę przemoc zatrzymać. Takie osoby wracają do czegoś, co jest dla nich ważne, walczą, rozwijają się.
Z przemocy można wyjść, tylko trudno jest to zrobić samemu. Niektórzy próbują szukać rozwiązań na własną rękę. W internecie można znaleźć mnóstwo poradników pod hasłem: "jak przetrwać z narcyzem", "jak żyć z psychopatą" i tak dalej. I ktoś taki to czyta, a potem próbuje spowodować, by ta druga osoba się zmieniła, zastanawia się, jak do niej przemówić, by ta przemoc się zatrzymała.
Jednym z ważniejszych błędów, jeśli chodzi o powstrzymywanie przemocy, jest skupianie się na sprawcy i na tym, żeby to on się zmienił. Rzecz w tym, że jeśli chcesz zmiany w swoim życiu, to zacznij od siebie. Zacznij robić coś inaczej niż do tej pory, żeby z tej przemocy wyjść. Zrób coś, żeby przerwać tę pajęczynę powiązań. Nie chodzi o to, by by ciągle prosić, przekonywać "zrób to, zrób tamto". Moje klientki proszą swoich partnerów, by ci poszli na terapię. Często pada po prostu odpowiedź: "ja jestem normalny, to ty jesteś walnięta, jak potrzebujesz pomocy, to idź, ja nie mam po co".
Wie pan, zajmuję się tematyką przemocy od ponad 20 lat. I zaczynają do mnie przychodzić już osoby urodzone pod koniec lat 90., na początku 2000. Niekoniecznie są w małżeństwach, to są często związki nieformalne, ale już na etapie budowania pierwszych relacji pojawiają się sytuacje przemocowe. Nadal pokutuje takie przeświadczenie, że "jak mu powiem, żeby on taki nie był, to on się zmieni". Albo "zmieni go moja miłość". Często słyszę: "on już się tak przed małżeństwem zachowywał, były pierwsze sygnały". I te sygnały już na samym początku były bagatelizowane.
Podkreślmy jasno i wyraźnie, że alkohol nie jest przyczyną przemocy. Za przemoc odpowiada człowiek, a nie używka, którą stosuje. Alkohol często bywa usprawiedliwieniem: "napił się, diabeł w niego wstąpił, ale jak jest trzeźwy, to się w miarę zachowuje".
Ludziom przemoc w rodzinie kojarzy się od razu z alkoholem, natomiast z mojego doświadczenia w moim miejscu pracy wynika, że na dziesięć sytuacji przemocowych problem uzależnienia występuje być może maksymalnie w dwóch. Moje zdanie jest takie, że "trzeźwej" przemocy jest zdecydowanie więcej, ale ona się często nie ujawnia właśnie z tego powodu, że "nie jest tak źle".
W mojej pracy mówi się, że przemoc rodzi przemoc. Osoby, które ją stosują, uznają to jako dopuszczalny element wywierania wpływu na swoich bliskich. Mogły kiedyś same doświadczać przemocy w dzieciństwie i nie znają innych wzorców. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę co jakiś czas robi badania dotyczące przyzwolenia na stosowanie w Polsce kar cielesnych wobec dzieci. Wciąż ok. 70 proc. rodziców dopuszcza stosowanie kar cielesnych jako formę karania czy podporządkowywania. Dzieci uczą się przez obserwowanie i naśladowanie.
Powtarzam, że nic przemocy nie usprawiedliwia. Wiele osób ma problemy zdrowotne, finansowe, ciężką pracę, trudnego szefa. To, że ktoś miał takie czy inne doświadczenia, nie daje prawa do krzywdzenia kogokolwiek, fizycznie lub psychicznie.
Do tego dochodzi kwestia ról, postaw społecznych, wartościowania, kto jest lepszy: kobieta czy mężczyzna? Kiedy rozmawiam z mężczyznami, którzy stosują przemoc, mówią: "kobiety zawsze wydają pieniądze, nieważne, ile jej dasz, to ona je wszystkie wyda".
Przemoc kobiety wobec mężczyzny to może przybierać różne formy. Na pewno nie jest tak, że ona stoi przy drzwiach do domu z symbolicznym wałkiem i czeka, aż mąż wróci.
Jesteśmy nauczeni tego, że facet ma sam sobie radzić. Trudno jest mu gdzieś pójść po pomoc, boi się, że nikt mu nie uwierzy. Szacunki wskazują, że taka przemoc to nawet ok. 15-20 proc. wszystkich przypadków.
Mechanizm przemocy ze strony kobiet jest taki sam, jak przemocy ze strony mężczyzn. Niedawna moja sytuacja z pracy: "Inni to potrafią zarabiać, inni sobie radzą, a ty nie potrafisz". Mężczyzna słyszy też: "co z ciebie za ojciec".
Jeśli ktoś czyta ten tekst i widzi u siebie różne podobieństwa, na pewno warto, żeby ta osoba zgłosiła się po wsparcie.
Zacznę od ogólnopolskiej infolinii "Niebieska Linia" - 800-120-002. To jest numer czynny całą dobę, siedem dni w tygodniu. Tam otrzymamy informację o konkretnych miejscach w Polsce, do których możemy się udać. Nawet w mniejszych miejscowościach działają punkty kryzysowe. A jeśli nie, można pojechać do większego miasta, w którym ta oferta jest większa. Pracuję z osobami z małych ośrodków. Wiem, że w ten sposób też takiego wsparcia szukają. Warto wejść na stronę niebieskalinia.info, poczytać znajdujące się tam artykuły i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, czego doświadczam w życiu, może być właśnie przemocą.
Od wielu lat funkcjonują też rozwiązania systemowe, które mają pomagać w sytuacjach przemocowych. Na pewno czytelnicy w większości wiedzą, że funkcjonuje tzw. procedura Niebieskiej Karty. W głównej mierze opiera się ona na pomocy społecznej i policji, aczkolwiek zaangażowane są też ochrona zdrowia, oświata oraz żandarmeria wojskowa, jeśli sprawcą przemocy jest żołnierz.
Natomiast chcę podkreślić, że trzeba zacząć mówić o przemocy swoim bliskim, znajomym, rodzinie, bo oni także mogą być dla nas wsparciem. Nie twierdzę też, że trzeba się od razu rozstawać i to wszystko musi kończyć się rozwodem.
Wszystko zależy od tego, jak wygląda konkretna sytuacja w danym domu. To mogą być np. regularne wizyty pracownika socjalnego, dzielnicowego. Często już same odwiedziny służb lub urzędników sprawiają, że ta przemoc jest mocno ograniczona. Te interwencje są dla sprawców po prostu niewygodne. Bywa niestety tak, że osoby doświadczające przemocy się tego wstydzą i mówią: "Dzielnicowy przyjdzie w mundurze? Ja nie chcę, żeby sąsiedzi widzieli". Rzecz w tym, że nie można inaczej. Dzisiaj miałem rozmowę z panią, która zastanawiała się, jak przemówić drugiej osobie do rozsądku, co zrobić, żeby się leczyła. Odpowiadam jasno: ta osoba musi zobaczyć realne konsekwencje tego, co robi, a osoba doświadczająca przemocy rozpocząć działania zmierzające do zatrzymania przemocy.
W skrajnych sytuacjach sprawca przemocy jest po prostu zatrzymywany przez policję. Przypominam, że od listopada istnieje coś takiego jak "nakaz-zakaz". W sytuacji, w której jest przemoc, najczęściej fizyczna, policja może wydać sprawcy nakaz opuszczenia mieszkania i zakaz zbliżania się do określonych osób. I taki zakaz może obowiązywać przez dwa tygodnie.
Przemoc domowa jest ścigana z art. 207 kodeksu karnego. Grozi za to do pięciu lat więzienia, a w skrajnych przypadkach, jeśli przemoc jest stosowana ze szczególnym okrucieństwem, do dziesięciu lat. Sądy też sprawców skazują. Kiedy w rodzinie są małe dzieci, obligatoryjnie sprawa trafia do sądu rodzinnego, a rodzina może zostać objęta nadzorem kuratora.
Niezbędne jest udzielanie też pomocy psychologicznej, żeby osoby doświadczające przemocy uświadomiły sobie te wszystkie mechanizmy, żeby zdały sobie sprawę, czym są cykle przemocy, pranie mózgu. Istotne jest też uczestnictwo w grupach wsparcia.
Celnie pan to określił, chodzi o odzyskanie wewnętrznej mocy, a przede wszystkim wiary, że to, jak wygląda życie tej osoby, zależy w dużej mierze właśnie od niej. Zwykle taka osoba potrzebuje ok. 10-15 spotkań z terapeutą, by odczuć zmianę, ale to zależy od konkretnej sytuacji.
Pamiętajmy, że przemoc w rodzinie może rodzić konsekwencje w postaci depresji, nerwic. Często jest tak, że ktoś idzie do psychologa i leczy objawy, ale nie rozwiązuje jednocześnie problemu przemocy. Natknąłem się na mnóstwo sytuacji, w których ktoś przez kilka lat chodził na terapię, pracował nad asertywnością, poczuciem własnej wartości, ale często to niewiele dawało i wciąż żył w relacji przemocowej.
Dlatego przy szukaniu wsparcia psychologicznego ważne jest to, by trafić na kogoś, kto specjalizuje się właśnie w kwestiach związanych z przemocą w rodzinie.
Jest jeszcze gorsza rada: "zastanów się, może on ma rację i może rzeczywiście bardziej się postaraj".
Nasza pomoc nie musi polegać na tym, że mamy natychmiast podejść do sprawcy i powiedzieć "stary, przestań". Oczywiście, w jakiś skrajnych sytuacjach - tak.
Natomiast, jeżeli np. mieszkamy w bloku i słyszymy za ścianą jakąś groźną sytuację, to zadzwońmy na policję. Kiedy spotkamy w windzie osobę, która mieszka za ścianą, powiedzmy, że wszystko słyszeliśmy i zapytajmy, czy potrzebuje pomocy. Osoba, która doświadcza przemocy w pewnym momencie przestaje wierzyć, że ktoś jej pomoże. Czasem wystarczy więc wyciągniecie ręki, bo ta osoba już wie, że nie jest sama.
Zwracam się teraz do świadków przemocy: uwierz, że ta osoba mówi prawdę i że nie przesadza.
Na pewno to nie polega na tym, że kiedy ktoś ma ochotę kogoś wyzwać lub uderzyć, to powinien zamiast tego pójść na basen lub pobiegać. To tak nie działa.
Po pierwsze, to praca nad tym, żeby zobaczyć, o co chodzi w tej złości, dlaczego ona się w ogóle pojawia i poszukać konstruktywnych sposobów radzenia sobie z nią. Przecież sprawca nie stosuje przemocy wszędzie, jak już wspomniałem wcześniej, często ma dobrą opinię w środowisku. Potrafi też zachowywać się w sposób niekrzywdzący dla innych.
To uczenie się od początku. Zamiast krzyczeć, można powiedzieć np. "jestem zły". Chodzi też o pokazanie takiej osobie, że, wbrew temu, co ona uważa, nie robi wszystkiego najlepiej. Musi zrozumieć, że ktoś nie robi jej na złość, żeby ją wkurzyć, tylko po prostu w danym momencie chce np. czegoś innego. To ABC nauki o uczuciach, nauki o potrzebach.
To jest niemożliwe, żeby nic nie czuć, niemniej staram się podczas tych spotkań zachowywać profesjonalnie. Te wszystkie historie są poruszające, bo wiążą się z czyimś cierpieniem.
Trzeba natomiast powiedzieć głośno, że ci, którzy stosują przemoc, też potrzebują pomocy. Chciałbym obalić przekonanie, że "jak ktoś bije, to zawsze będzie bił". Moi klienci naprawdę potrafią się zmieniać. Zatrzymanie przemocy jest działaniem na wielu poziomach, psychologicznym, prawnym, społecznym, rodzinnym. Interdyscyplinarność podejścia do sytuacji przemocy domowej zwiększa szansę na trwałą poprawę sytuacji w rodzinie.
*Mariusz Moderski, starszy specjalista pracy z rodziną, koordynator Punktu Interwencyjnego, Warszawskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Wieloletni pracownik Poradni ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Certyfikowany specjalista ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie (certyfikat Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych). Był konsultantem w infolinii Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar w Rodzinie "Niebieska Linia" PARPA.
OSKARŻAM - cykl kryminalny Gazeta.pl Grafika: Marta Kondrusik