Jana i Vadim to pochodzące z Ukrainy małżeństwo, które mieszka w Polsce od ponad pięciu lat. Tutaj też na świat przyszedł najmłodszy z trójki ich dzieci, syn Damian. Tragiczną historię chłopca jako pierwsi przedstawili dziennikarze programu "Uwaga!" TVN.
27 kwietnia 2022 roku wieczorem trzyletni Damian zaczął się źle czuć i wymiotować, co zaniepokoiło rodziców. Rodzina udała się więc z trzylatkiem do szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej w Warszawie. Lekarz miał zbadać chłopca, przepisać mu leki i odesłać do domu. Na drugi dzień stan dziecka się pogorszył - do wymiotów doszła gorączka, a usta zrobiły się sine. Rodzice po raz kolejny więc zabrali syna do szpitala.
Lekarka miała zbadać Damiana, a następnie, jak opisała pani Jana, nakrzyczeć na matkę chłopca, że z dzieckiem nic strasznego się nie dzieje i powinna zabrać go do domu, a potem iść z dzieckiem do przychodni. Pan Vadim dodał, że żona prosiła lekarzy, by zostawili chłopca w szpitalu i chociaż podali mu kroplówkę.
Po powrocie do domu Damian dostał biegunki, a wymioty stały się krwiste. Dziecko po raz kolejny trafiło do szpitala na Niekłańskiej, tym razem przewiezione przez pogotowie ratunkowe. Na miejscu dostał żółtą opaskę, która oznacza trzeci stopień kolejności przyjęcia. - Widzieli, że dziecko na czarno zwymiotowało na ścianę, a oni po prostu wezwali sprzątaczkę - opisali "Uwadze!" rodzice trzylatka. Dwie godziny później chłopiec zmarł.
Lekarka, która odniosła się do sprawy na prośbę dziennikarzy, stwierdziła, że Damian mógł umrzeć z powodu niewykrytej w porę sepsy. Postępowanie w sprawie śmierci chłopca od ponad roku prowadzone jest przez prokuraturę. Przedstawiciele szpitala nie chcieli wypowiedzieć się o sprawie przed kamerami.
W odpowiedzi na pytanie "Faktu", szpital odniósł się do materiału "Uwagi!". Rzecznik Szpitala Dziecięcego im. prof. Bogdanowicza w Warszawie zaznaczył jednak, że placówka nie chce oceniać, czy zdarzenia opisane w materiale "rzeczywiście miały miejsce ani opiniować działań lekarzy". "Właśnie w tego powodu bezpośrednio po stwierdzeniu zgonu Damiana zgłosiliśmy to tragiczne zdarzenie do Prokuratury z intencją obiektywnego wyjaśnienia wszystkich okoliczności śmierci naszego Pacjenta" - przekazał w komunikacie Mariusz Mazurek.
Jak wyjaśnił, pierwsza wizyta Damiana miała miejsce w ramach nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, którą w imieniu placówki świadczy podmiot zewnętrzny. Druga miała mieć miejsce na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. "Dyrekcja i Pracownicy Szpitala Dziecięcego im. prof. med. Jana Bogdanowicza są bezpośrednio zainteresowani pełnym wyjaśnieniem wszystkich okoliczności śmierci Damiana. (...) Do momentu prawomocnego wyjaśnienia okoliczności śmierci naszego Pacjenta Szpital nie będzie medialnie przekazywał żadnych dodatkowych informacji. Deklarujemy, że nasi mali pacjenci mogą liczyć w naszym Szpitalu na profesjonalną pomoc, a także ciepło i zrozumienie dla ich cierpienia" - stwierdzono w komunikacie.