"Gazeta Wyborcza" opisuje historię, która przydarzyła się lekarzowi z Krakowa. Mężczyzna (ze względu na dobro śledztwa nie jest wymieniony z nazwiska) jest w trakcie specjalizacji angiologii. Pracuje w publicznym szpitalu i prywatnej przychodni. - Pod koniec lipca skontaktował się ze mną pacjent, którego nigdy nie leczyłem i zapytał, dlaczego w niedzielę o godzinie 20 wystawiłem mu receptę na xanax? Recepta była na jego koncie na portalu pacjent.gov.pl. Myślał, że pomyliłem osoby i chciał to wyprostować - mówi dziennikowi lekarz.
Xanax to lek wykorzystywany w psychiatrii i neurologii. Używa się go m.in. w celu zwalczania stanów lękowych i zaburzeń nerwowych. Jak tłumaczy lekarz, pytanie pacjenta "było zaskakujące". - Nie wypisuję xanaxu. Zajmuję się pacjentami z chorobami naczyniowymi, którzy nie wymagają takiego leczenia. Poza tym tego dnia ani kilka dni wcześniej w ogóle nie wypisałem żadnej recepty - mówi. Z jego relacji wynika, że "sfingowanych recept jest więcej". - W ciągu czterech dni miałem rzekomo wystawić ich aż 40. Pacjenci pochodzili z całej Polski: z Wrocławia, Szczecina, Białegostoku - mówi. Podkreśla, że nie znał żadnej z osób, na które wystawione zostały recepty.
"Wyborcza" wyjaśnia, jak doszło do oszustwa. Lekarz, który chce wypisać elektroniczną receptę, musi mieć ważny certyfikat ZUS. Dokument można pobrać tylko raz. Lekarz podejrzewa, że hakerzy brali na jego konto na gabinet.gov.pl dane innego certyfikatu. - Dokument miał inne numery seryjne i datę ważności niż mój. Najwidoczniej system gabinet.gov.pl nie weryfikuje zgodności danych z certyfikatu ZUS i danymi z profilu lekarza - mówi. Jak informuje dziennik, proceder udało się zatrzymać, gdy lekarz sprawdził w Biurze Informacji Kredytowej, że oszuści założyli na jego nazwisko konto w banku. - Poprzez bankowy profil zaufany potwierdzali moją tożsamość w rządowym systemie i mogli dalej wypisywać recepty - stwierdza. Konto w banku zostało zamknięte, a lekarz zgłosił sprawę policji. Kilka dni wcześniej "Gazeta Wyborcza" opisywała, że e-recepty hakerzy wystawiali także na podstawie kradzionych certyfikatów lekarzy z Poznania.