We wtorek przed południem dwa białoruskie śmigłowce naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Po ok. 10 godzinach informację tę potwierdził resort obrony narodowej. "Przekroczenie granicy miało miejsce w rejonie Białowieży na bardzo niskiej wysokości, utrudniającej wykrycie przez systemy radarowe" - napisało w komunikacie MON. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w trybie natychmiastowym wezwało chargé d’affaires ambasady Białorusi. Wcześniej strona białoruska informowała stronę polską, że przy granicy odbędą się ćwiczenia wojskowe.
Białoruski niezależny portal Motolko.help podaje, że w niedzielę wieczorem do rezydencji w Wiskulach w obwodzie brzeskim (ok. 10 km od granicy z Polską) przyleciał samozwańczy białoruski prezydent Alaksandr Łukaszenka. Przestrzeń powietrzną podczas pobytu Łukaszenki miały kontrolować łącznie trzy śmigłowce. "Około godziny 09:40 z jednostki wojskowej we wsi Kamieniuki wystartowały dwa śmigłowce Sił Powietrznych Białorusi: Mi-24 (numer pokładowy 14) i Mi-8, które poleciały patrolować granicę w rejonie kamienieckim obwodu brzeskiego" - informuje Motolko.help. Portal wskazuje, że nie był to element żadnych ćwiczeń. Z ustaleń białoruskich dziennikarzy wynika natomiast, że naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej nastąpiło najprawdopodobniej "przez przypadek". "Ukierunkowana prowokacja dwoma śmigłowcami bojowymi przekraczającymi granicę byłaby niezwykle niebezpiecznym posunięciem, biorąc pod uwagę, że Łukaszenka znajdował się zaledwie ok. 10 km od granicy" - czytamy.
Z kolei rosyjski niezależny kanał "Wolia" na Telegramie podaje inną wersję. Według twórców kanału białoruskie śmigłowce pilotowali Rosjanie. "Ich zadaniem było sprawdzenie stanu polskiej obrony powietrznej na tym odcinku granicy, próba sprowokowania Polaków do odpowiedzi, zaostrzenie sytuacji w pobliżu granicy" - czytamy. "Według dwóch źródeł w Siłach Zbrojnych FR, zlokalizowanych w Grodnie i Brześciu, śmigłowce nie mają nic wspólnego z ochroną Łukaszenki i ćwiczeniami" - dodano.