W mailu zatytułowanym "Jeden etap się zamyka, a inny otwiera", który przyszedł do redakcji portalu Gazeta.pl mł. insp. Sebastian Gleń poinformował o swoim odejściu ze stanowiska rzecznika małopolskiej policji. Funkcjonariusz zaznaczył, że nadal pozostanie pracownikiem Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
"Była to pasjonująca i satysfakcjonująca praca. Jednak już po ponad 6,5 roku służby prasowo-informacyjnej czas na zmiany" - napisał Sebastian Gleń. W dalszej części wiadomości dziękował za cierpliwość i zachowanie obiektywizmu "nawet przy pisaniu artykułów krytycznych wobec jego formacji". Od tej chwili obowiązki rzecznika małopolskiej policji przejęła podinspektorka Katarzyna Cisło. Jednocześnie Gleń poinformował, że pozostaje na służbie w KWP w Krakowie, gdzie zostanie skierowany do innych zadań.
Nie jest jasne, czy rzecznik sam zrezygnował ze swojej posady, czy też stało się to za sprawą decyzji jego zwierzchników. "Gazeta Wyborcza", na podstawie doniesień informatora z krakowskiej policji, przekazała, że bezpośrednią przyczyną odwołania rzecznika był policyjny komunikat, który wydano w związku ze sprawą pani Joanny z Krakowa. Chodzi o pierwszy komunikat policji, który trafił do wiadomości publicznej po emisji reportażu "Faktów" TVN o pani Joannie, karygodnie potraktowanej przez krakowskich policjantów. W treści oświadczenia poinformowano m.in. o tym, że "na numer 112 zadzwonił lekarz psychiatra, zgłaszając, że jego pacjentka dzwoniła do niego, iż 'dokonała aborcji' i 'chce odebrać sobie życie'". Na miejscu patrol policji miał zastać zapłakaną kobietę, od której "wyczuwalna była woń alkoholu". W dalszej części komunikatu funkcjonariusze policji ujawnili m.in. wrażliwe dane kobiety.
Po kilku dniach tekst oświadczenia uległ zmianie, a jego treść została znacznie skrócona. Usunięto m.in. wrażliwe dane w tym informację o miejscu leczenia pani Joanny. Wycofano się także ze stwierdzenia o "wyczuwalnej woni alkoholu" od kobiety oraz o tym, że w chwili interwencji była ona "zapłakana" i "odpowiadała w sposób chaotyczny". Oprócz tego zniknęła informacja o tym, że lekarze mieli utrudniać działania policji, która brzmiała następująco: "Policjanci starali się przeprowadzić te czynności w sposób niezakłócający pracy lekarzy, jednak z niewiadomych przyczyn spotkali się z dużymi utrudnieniami ze strony personelu medycznego, przez co policjanci nie mogli ich wykonywać zgodnie z obowiązującymi procedurami". Więcej na ten temat przeczytasz w artykule: Oświadczenie policji ws. Joanny zniknęło ze strony. Pojawiło się nowe. Ale co to? Jest inne.
Po zmianie treści oświadczenia sprawę skomentował komendant główny policji gen. Jarosław Szymczyk. W programie "Gość Wydarzeń" emitowanym na antenie Polsat News stwierdził, że nie zgadza się z treścią opublikowanego pierwotnie komunikatu, a wobec autorów oświadczenia zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Krakowski rzecznik prasowy bronił się, przekonując, że konsultował treść oświadczenia z Mariuszem Ciarką, rzecznikiem KGP. Ten wyparł się wszystkiego. Trzeba było znaleźć kozła ofiarnego i padło na Kraków. Tamto oświadczenie stawiało nas w złym świetle, bo nie wprost, ale wskazywało, że interwencja policjantów wynikała z aborcji
- powiedział w rozmowie z "Wyborczą" anonimowy policjant. Podobnego zdania jest krakowska radna i była policjantka Alicja Szczepańska, która podkreśliła, że Warszawa musiała konsultować treść tak istotnego komunikatu. Pierwotne oświadczenie w jasny sposób wskazywało na realne intencje policji, dlatego "generał Szymczyk musiał znaleźć winnego i przekonać, że doszło do pomyłki".
Po publikacji tekstu do redakcji Gazety.pl trafiło kolejne oświadczenie wystosowane przez mł.insp. Sebastiana Glenia. W treści maila możemy przeczytać: "Oświadczam, że artykuł Gazety Wyborczej zawiera nieprawdziwe informacje o mnie. W szczególności, nie zostałem nagle odwołany ze stanowiska rzecznika prasowego małopolskiej Policji. Zmiana mojego stanowiska nastąpiła na moją prośbę. Prośbę, którą wystosowałem do przełożonego - jeszcze zanim miała miejsca publikacja słynnego reportażu o "Pani Joannie".