Białoruskie śmigłowce nad Polską. "To nie incydent. Gdzie były patrole Straży Granicznej?"

Przekroczenie przez białoruskie śmigłowce polskiej przestrzeni powietrznej i brak reakcji ze strony Straży Granicznej nadal budzą niepokój. - Jeśli białoruscy piloci wlecieli na głębokość 2-3 kilometrów w głąb Polski i przebywali w powietrzu kilkanaście minut, to nie jest incydent. A oni wykonywali zlecone im zadania - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Dominik Tracz, były komendant Straży Granicznej.

1 sierpnia białoruskie śmigłowce, które miały realizować szkolenie w pobliżu wschodniej granicy, naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Początkowo wojsko przekonywało, że nie doszło do przekroczenia polskich granic, jednak informacje te zostały zdementowane w oficjalnym komunikacie MON, a minister Mariusz Błaszczak "polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe" - podkreślił resort. W zdumiewającej sprawie białoruskich śmigłowców wypowiedział się także były komendant Straży Granicznej Dominik Tracz.

Zobacz wideo Co w przypadku nuklearnego ataku Rosji? Duda: Państwa NATO stosownie odpowiedzą

B. komendant Straży Granicznej o białoruskich śmigłowcach: Gdzie były patrole? Nie widziały ich?

W rozmowie z serwisem wp.pl generał Dominik Tracz, były komendant Straży Granicznej podkreślił, że pomimo realnie przekroczonych granic przez białoruskie śmigłowce, radary, ze względu na specyfikę lotu maszyn, realnie mogły nie wykryć naruszeń polskiej przestrzeni powietrznej. - Pytanie, gdzie były patrole Straży Granicznej, które miały pilnować granicy. Czy one tego nie zaobserwowały? Funkcjonariusze SG mają przecież wieże obserwacyjne i pojazdy, którymi poruszają się wzdłuż granicy - podkreślił b. komendant Straży Granicznej. Jego zdaniem, mimo że technika radarowa nie była w stanie zadziałać poprawnie, to zawiódł także czynnik ludzki. - Straż Graniczna do 500 metrów w górę widzi, co nadlatuje. Śmigłowiec ma jedną cechę: maszyna nie jest bezszelestna. Zbliżanie się jej można wyłapać z poziomu już 3-4 kilometrów - wyjaśnił generał. 

Przewodnik z Białowieży: Straż Graniczna wiedział o białoruskich śmigłowcach nad Białowieżą

Zdaniem przewodnika z Białowieży Stanisława Przygodzkiego Straż Graniczna została poinformowana o obecności śmigłowców nad podlaską miejscowością. Mężczyzna relacjonował w oko.press, że najpierw zadzwonił do Straży Granicznej w Białymstoku, jednak nikt nie odebrał telefonu. Następnie przewodnik poinformował o wydarzeniu policję. Ta jednak, według Przygodzkiego, nie była zainteresowana jego zgłoszeniem. Ostatecznie mężczyzna zadzwonił do placówki Straży Granicznej w Białowieży. - Ci mi mówili, że dobrze wiedzą o helikopterach, nawet mnie poprawiali, że nie "sowieckie", jak twierdziłem, ale że białoruskie - przekazał Przygodzki w rozmowie z serwisem oko.press. Na pytania dziennikarzy o brak reakcji ze strony patroli SG, rzeczniczka prasowa Komendanta Głównego Straży Granicznej odpowiedziała, że "za ochronę przestrzeni powietrznej odpowiada MON".

Gen. Dominik Tracz: To nie był incydent, wykonywali zadania. Byli w powietrzu kilkanaście minut

Generał Tracz podkreślił, że jeden z głównych problemów stanowi przekroczenie granicy przez białoruskich pilotów o 2-3 km w głąb kraju. - Przebywali w powietrzu kilkanaście minut, to nie jest incydent. A oni wykonywali zlecone im zadania. Jakie? Tego nie wiemy - zaznaczył były komendant. - Gorzej, że uprzedzali polskie służby o tym, że się pojawią w ramach ćwiczeń. A jeśli uprzedzali, to przecież już wcześniej wiedzieliśmy, że mogą testować, co my z tym zrobimy. A nie zrobiliśmy nic - ocenił cytowany przez wp.pl były komendant Straży Granicznej. Uważa też, że zainwestowane w ochronę granicy pieniądze pochodzące z budżetu unijnego, nie zostały dobrze wydane. - Kupiliśmy masę dobrego sprzętu i urządzeń. I [ktoś - red.] uwierzył, że robimy to na tyle dobrze, że można być spokojnym. Okazuje się, że nie można - podsumował generał Dominik Tracz.

Więcej o: