Co się stało z Mateuszem? Wyszedł z domu 16 lat temu i nie wrócił. Miał zaledwie 10 lat

Co się stało z Mateuszem Żukowskim? Minęło 16 lat od zaginięcia 10-letniego wówczas chłopca, a zagadki jego zniknięcia do tej pory nie udało się rozwiązać. Nie pomogli detektywi ani jasnowidze. Sprawa trafiła do Archiwum X.

10-letni Mateusz Żukowski mieszkał z rodzeństwem i rodzicami w Ujazdowie - to miejscowość położona nad rzeką Wieprz, około 20 kilometrów od Zamościa (województwo lubelskie). Był 26 maja 2007 roku, chłopiec wstał rano i wybrał się z tatą Andrzejem na ryby do Nielisza. Gdy mężczyznę zaczęła boleć głowa, wrócili do domu. W tym czasie do chłopca przyszło dwóch kolegów - braci w wieku 10 i 9 lat. Zanim cała trójka poszła do parku, pan Andrzej poprosił syna, by wrócił ok. godz. 16, by znów pojechać na ryby, po czym położył się spać. 

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

Mateusz wyszedł z kolegami. Jego ubrania znaleziono ukryte w pokrzywach

Gdy pan Andrzej się obudził, Mateusza nie było. Pojechał więc na ryby ze starszym synem. Po powrocie okazało się, że chłopca nadal nie ma w domu. Żona mężczyzny była pewna, że pojechał na ryby z ojcem (w ciągu dnia spała po nocnej zmianie w pracy). Zaniepokojeni rodzice rzucili się w wir poszukiwań. 

Po Mateuszu nie było śladu. Rodzice pojechali do kolegów, z którymi wyszedł, ale niczego się nie dowiedzieli. - Wsiadłem na skuter i pojechałem do braci, pytam się, gdzie jest Mateusz, bo nie wrócił do domu. A oni, niby zaspani, mówią, że rozstali się z nim nad wodą, potem, że w parku, a później, że miał iść do kolegi. Z kolei dziadek stwierdził, że widział, jak "poszedł do Tarnogóry". Mój teść tak mówił, jak ktoś poszedł z prądem rzeki - opowiadał w programie "Uwaga! TVN" pan Andrzej. 

Stamtąd skierowali się nad rzekę, gdzie w pokrzywach odnaleźli buty i zwinięte w rulon ubrania Mateusza. Zawiadomiono policję, rozpoczęło się śledztwo. W związku ze znalezionymi ubraniami początkowo przyjęto hipotezę, że chłopiec poszedł popływać, doszło do nieszczęśliwego wypadku i utonął. Rodzice nie chcieli jednak w to wierzyć, wiedzieli bowiem, że chłopiec bał się wody. Ich zdaniem też bezsensownym byłoby rozebranie się i schowanie ubrań w zaroślach przed wejściem do wody. Rzeka była przeczesywana kilkanaście razy, Mateusza nie odnaleziono. 

Żukowscy stracili majątek na poszukiwaniach syna. Nadal nie wiedzą, co się z nim stało 

Choć sprawa zaginięcia Mateusza była nagłaśniana w prasie i telewizji, nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Pojawiały się osoby, które twierdziły, że mają jakąś informację, jednak zawsze tropy prowadziły donikąd. Nie pomogła nawet nagroda, którą ufundował darmowy darczyńca z Niemiec (chodziło o 100 tys. euro). Państwo Żukowscy zatrudniali detektywów, odwiedzali jasnowidzów, robili wszystko, co możliwe, by odnaleźć swojego syna. Bezskutecznie. Zadłużyli się, a ich dom został wylicytowany przez komornika. Pan Andrzej jest niezdolny do pracy i schorowany. 

Rodzina ma też zastrzeżenia co do prowadzonego w sprawie Mateusza śledztwa. Służbom zarzuca się wadliwe zabezpieczenie dowodów i przesłuchiwanie świadków jedynie pod kątem utonięcia. Według płetwonurków dziecko nie utonęło, czego dowodem ma być wielokrotnie bezskuteczne przeszukanie rzeki. Nie wykluczają, że mogło dojść do wypadku i świadomego zacierania śladów (np. poprzez pozostawienie ubrań nad wodą). Nad sprawą pracuje Archiwum X, a Mateusz nadal jest uznawany za osobę zaginioną. 

Więcej o: