10-latka przyjechała w Bieszczady z ojcem i młodszymi braćmi. We wtorek (25 lipca) rodzina wybrała się na Połoninę Wetlińską. Dziewczynka nie miała siły, by dalej kontynuować wycieczkę. Chciała wrócić do schroniska w Wetlinie, gdzie mieszkali.
Ojciec miał jednak inne plany. Powiedział córce, by sama zeszła ze szczytu, a następnie znalazła sobie jakiś transport do Wetliny. Mężczyzna kontynuował podróż, a dziewczynka udała się do schroniska. Na szlaku zauważył ją przewodnik, który sprowadzał harcerzy z Połoniny Wetlińskiej na Przełęcz Wyżną. Więcej na ten temat w artykule:
- Przewodnik zadzwonił do stacji ratunkowej w Ustrzykach Górnych z prośbą o pomoc. Ratownicy przyjechali na miejsce i przejęli dziewczynkę - przekazał "Gazecie Wyborczej" Jakub Dąbrowski, zastępca naczelnika Grupy Bieszczadzkiej GOPR. - Dostała wodę, przekąski. Natomiast nie miała ze sobą telefonu. Szła bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu - dodała rzeczniczka prasowa komendanta powiatowego policji w Lesku, Katarzyna Fechner.
Służby skontaktowały się z rodzicami dziewczynki. Mężczyzna był zmuszony zakończyć swoją wędrówkę. Miał pretensje do przewodnika, że ten zainterweniował. Nie widział problemu w tym, że zostawił dziecko na szlaku. - Tłumaczył, że córka jest bardzo samodzielna. W Warszawie, gdzie mieszkają, wraca ze szkoły sama - dodała Katarzyna Fechner. Mama wypowiadała się w podobnym tonie. Sprawą zajmie się sąd rodzinny.
Policjanci podkreślili, że postawa przewodnika była wzorowa. - Kiedy widzimy samotne dziecko albo starszą osobę, która siedzi sama, podejdźmy do niej. Zapytajmy, czy wszystko jest w porządku, czy nie potrzebuje pomocy. Życzliwa reakcja może ocalić czyjeś zdrowie, a nawet życie. Bądźmy czujni, zwłaszcza w górskim terenie - zaapelowała Katarzyna Fechner.