"Przypadkowy przechodzień" z TVP zmienił zdanie. "Nie jestem żadnym wynajętym aktorem"

Katarzyna Rochowicz
Krzysztof Rydzelewski, "przypadkowy" przechodzień z "Wiadomości" zmienił zdanie w sprawie swojego udziału w programie TVP. Wcześniej twierdził, że było to zlecenie agencyjne, teraz - że "nie jest żadnym wynajętym aktorem".

Przypomnijmy: w ubiegłym tygodniu w "Wiadomościach" TVP pojawił się materiał zatytułowany "Uliczny jazgot na zamówienie?". Dotyczył on trwających od czterech lat protestów przed siedzibą Telewizyjnej Agencji Informacyjnej w centrum Warszawy. 

Zobacz wideo Grodzenie - fenomen polskiej kultury? Socjolog: Przestrzeń publiczna należy do tego, kto ją zawłaszczy

Przypadkowy przechodzień z "Wiadomości" zmienia zdanie. "Nie jestem aktorem"

W pewnym momencie w materiale pokazano mężczyznę, który został podpisany jako Krzysztof Rydzelewski. - Krzyczą o coś, co w ogóle nie ma sensu i racji bytu. (...) Mamy tu i policję, która musi być opłacona - powiedział. Jak się okazało, mężczyzna jest amatorskim aktorem, który ma na koncie epizodyczne udziały w serialach: między innymi "Barwach szczęścia", "Na Wspólnej", "Plebanii", "Kryminalnych", w filmie takim jak "Smoleńsk", a także w programie "Magia nagości".

Jak informowaliśmy, w rozmowie z serwisem Plotek Rydzelewski przyznał, że sytuacja z "Wiadomości" została zainscenizowana. - Jestem aktorem, który ma zlecenia od różnych agencji. To było zlecenie agencyjne. Miałem przejść i tyle - powiedział. O te słowa został zapytany autor materiał u o protestach. W rozmowie z "Presserwisem" Adrian Borecki zarzekał się, że nigdy w swojej karierze dziennikarskiej nie opłacał i nie wynajmował rozmówców do materiałów. - Proszę nie rozpowszechniać kłamstw. W przeciwnym razie spotkamy się w sądzie - stwierdził pracownik Telewizji Polskiej oraz stanowczo zaprzeczył sugestii, że aktora mógł wynająć ktoś inny. 

Rydzelewski jednak ponownie zabrał głos w tej sprawie, zmieniając zdanie. "Nigdy nie pracowałem dla Telewizji Polskiej" - napisał w poniedziałek aktor-amator w swoich mediach społecznościowych. Jak stwierdził, cała sytuacja była "przypadkiem". Aktor miał przejść obok, zobaczyć tłum ludzi zapytać się "o co chodzi". "Wtedy podszedł dziennikarz TVP i zapytał, czy chce się wypowiedzieć. Nie jestem żadnym wynajętym aktorem, wszystkie brednie, jakie są na mój temat powielane to bzdura" - czytamy w oświadczeniu.

"Wiadomości" TVP o protestach pod siedzibą TAI. "Napastliwy jazgot"

Wyemitowany w "Wiadomościach" materiał dotyczył protestujących od kilku lat osób, które nie zgadzają się z polityką prowadzoną przez TVP i jej sposobem działania w mediach. Zbierają się codziennie w okolicach godziny 19:30, czyli w czasie trwania "Wiadomości", aby wyrazić swój sprzeciw wobec działań stacji. 

Wydarzenie trwa zazwyczaj około godziny. Adrian Borecki nazwał ten protest "napastliwym jazgotem". W materiale stwierdzono, że osobom, które mieszkają obok, "puszczają nerwy".

Już ponad 1250 dni kilka osób w samym centrum Warszawy terroryzuje mieszkańców, klientów restauracji czy właścicieli firm. Tu nie chodzi o prawo do protestu, lecz o przepełniony złymi emocjami, inspirowany przez polityków prymitywny atak

- skwitował autor materiału. 

Więcej o: