Matka Kamila Magdalena B. od 5 kwietnia przebywa w areszcie. Prokuratura postawiła jej zarzut pomocnictwa w zabójstwie. Zdaniem śledczych kobieta nie chroniła swojego syna przed ojczymem Dawidem B. oraz nie udzieliła pomocy skatowanemu chłopcu, który był w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Kobieta ma jeszcze pięcioro dzieci. Niektóre przebywają w placówce opiekuńczo-wychowawczej, inne - w domu zastępczym.
Sąd Rodzinny w Częstochowie zdecydował w piątek 7 lipca o odebraniu kobiecie praw rodzicielskich. Magdalena B. została pozbawiona praw wobec wszystkich swoich dzieci, a Dawid B. wobec dwójki, których jest ojcem. Kobieta była obecna na sali sądowej, mężczyzna brał udział online.
- W ramach postanowienia częściowego sąd pozbawił władzy rodzicielskiej Dawida B. nad dwójką dzieci, dla których jest ojcem. Pozbawił władzy rodzicielskiej Magdalenę B. nad piątką dzieci i umorzył postępowanie w sprawie Kamila, ponieważ on zmarł. Orzekł w trybie zabezpieczenia o kontaktach Artura T. [ojca Kamila - red.] z jego synem Fabianem [bratem Kamila - red.], może się z nim spotykać w określony sposób w pierwszy i trzeci weekend miesiąca, oraz drugi i czwarty, przez 2 godziny - poinformował rzecznik sądu w Częstochowie Dominik Bogacz, cytowany przez RMF FM. Jak dodał, jednocześnie toczy się także postępowanie o przywrócenie władzy rodzicielskiej Arturowi T.
8-letni Kamil zmarł 8 maja w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach. "Bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi" - przekazał szpital. Zdaniem wielu przyczynili się do niej nie tylko oprawcy, ale także system i poszczególne instytucje.
Według informacji przekazanych przez TVN24 istniała "ogromna szansa na uratowanie dziecka". - 30 marca, dzień po skatowaniu ośmioletniego Kamila, do drzwi mieszkania zapukało dwóch pracowników socjalnych. Jeżeli służby by ze sobą współpracowały, to ten chłopiec 30 marca powinien być z tego mieszkania wyciągnięty - powiedziała na antenie TVN24 dziennikarka Małgorzata Goślińska. Jak dodała, pracownicy socjalni nie wiedzieli, że chłopiec został skatowany. Z kolei szkoła wiedziała, że Kamil nie przyjdzie na zajęcia, ponieważ - jak przekazała matka - zdarzył się nieszczęśliwy wypadek i dziecko oblało się gorącą herbatą. Goślińska podkreśliła, że gdyby pracownicy socjalni współpracowali ze szkołą, to dowiedzieliby się o sytuacji.
Kamil także już we wcześniejszych latach kilka razy próbował uciec z domu. W listopadzie ubiegłego roku znaleziono go na przystanku autobusowym w Olkuszu w samej piżamie. Chłopiec trafił do szpitala, był wychłodzony. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Olkuszu trzy razy powiadamiał sąd rodzinny o zaniedbaniach wobec dzieci, które zaobserwował w rodzinie. W mieście wdrożono procedurę Niebieskiej Karty, tamtejszy Sąd Rejonowy prowadził też postępowanie o umieszczenie dzieci w domu dziecka lub rodzinie zastępczej - opisywała "Gazeta Krakowska". Na podstawie wywiadu środowiskowego stwierdzono, że "rodzina Magdaleny B. był niewydolna wychowawczo". O przemocy i katowaniu dzieci nie wspomniano. "Gazeta Krakowska" doniosła, że sąd w Olkuszu wydał w marcu tego roku postanowienie o ograniczeniu władzy rodzicielskiej Magdalenie B. i Dawidowi B. Kobieta jednak już nie mieszkała w mieście - przeniosła się do Częstochowy. Dokumenty przekazano zaś do MOPS-u w Częstochowie.