PODCAST "OSKARŻAM" - SŁUCHAJ ODCINKÓW CYKLU KRYMINALNEGO GAZETA.PL
Oficerowie Centralnego Biura Śledczego Policji o procederze wyłudzania pieniędzy od starszych osób mogą opowiadać bez końca. Spędzili tysiące godzin śledząc tzw. wnuczkową mafię, rozpracowując metody działania, poznając styl życia osób, które za tym stoją. Na rozmowę z Gazeta.pl przyjechali w kominiarkach, nie chcą by ich wizerunek był znany. Funkcjonariusze pracują głównie operacyjnie, czyli w terenie, ścigając sprawców, którzy żyją w luksusie i poczuciu bezkarności.
Z danych Komendy Głównej Policji, które Gazeta.pl publikuje jako pierwsza, wynika, że w 2022 roku oszuści wyłudzili od ponad 3,5 tysiąca polskich seniorów aż 141 609 806 zł.
A tylko w pierwszym kwartale tego roku straty wyniosły 27 199 128 zł. Jak to możliwe?
- Sprawcy wyszukują swoje ofiary w sposób dość przypadkowy. Korzystają z wciąż dostępnych książek telefonicznych, szukając imion wskazujących na urodzenie w latach 40. ubiegłego wieku - wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl oficer CBŚP, który chce pozostać anonimowy.
Telefoniczne oszustwa "na legendę" zaczęły się od bardzo prostej metody. Sprawcy podawali się za członka rodziny, który z jakiegoś powodu potrzebował gotówki, np. na zakup samochodu albo w związku z jakimś zdarzeniem losowym. Podawał się za wnuczka i gdy trafił na osobę, która akurat miała kogoś takiego w rodzinie i podchwyciła rozmowę, kontynuował ją, aż doszło do przekazania pieniędzy.
Policjanci, z którymi rozmawiamy, podkreślają: dzwoniąc do seniora przestępcy nie posiadają o nim żadnych informacji. Imię prawdziwego wnuczka "wyciągają" w pierwszych sekundach rozmowy. "Babciu, to ja! Nie poznajesz?" - pytają. A osoba w podeszłym wieku i nie słysząca najlepiej, odpowiada zwykle imieniem krewnego. "Wnuczek" po pieniądze, o które prosi, nigdy nie przychodzi sam. Wysyłany jest "przyjaciel", "notariusz", "adwokat" czy inna osoba o profesji zmyślonej na potrzeby oszustwa.
W związku z plagą tego typu przekrętów, pojawiły się kampanie społeczne, które informowały seniorów o zagrożeniu, a emeryci odbierający telefon od "wnuczka" coraz częściej straszyli ich policją. To właśnie wtedy miała powstać metoda "na policjanta", który miał wraz z emerytem szykować zasadzkę na oszusta.
Ale metoda "na policjanta" też ewoluuje.
- Przestępcy sugerują, że senior ma zostać za chwilę okradziony, informują o prowadzonej policyjnej akcji, która zmierza do zatrzymania włamywaczy. Aby zabezpieczyć pieniądze, które starsza osoba ma w domu, musi je przekazać wskazanej osobie, która je przechowa - opowiada funkcjonariusz biura śledczego i dodaje, że zupełnie inna legenda przygotowana jest dla ofiary, która oszczędności trzyma w banku, a nie w domu. - Wtedy opowiadają, że pieniądze posiadane przez emeryta w banku są zagrożone, w związku z tym, że pracują tam nieuczciwi ludzie, którzy przekazali informacje przestępcom. Według tej legendy, aby zabezpieczyć posiadaną gotówkę przed kradzieżą, należy ją wypłacić i przekazać rzekomemu policjantowi - dodaje oficer CBŚP.
Takie zdjęcie publikował na Facebooku po opuszczeniu zakładu karnego Tadeusz M. Został skazany na Śląsku za kierowanie grupą przestępczą wyłudzającą pieniądze od emerytów, w gangu działały m.in. jego dzieci Fot. facebook
Z doświadczenia śledczych wynika, że najbardziej popularna w ostatnich latach, i zarazem najbardziej lukratywna jest metoda "na wypadek". - Najpierw dzwoni ktoś, kto w niezrozumiały sposób podaje się za członka rodziny. Słychać głównie płacz i lament, nie da się rozpoznać głosu. Następnie telefon przejmuje druga osoba, która przedstawia się za policjanta czy prokuratora. Senior jest informowany, że ktoś z najbliższej rodziny spowodował wypadek. Tak się przyjęło, że na ogół jest to wypadek śmiertelny, a jego ofiarą jest kobieta w ciąży. Aby ten tzw. wnuczek nie wylądował od razu za kratkami, należy szybko wpłacić "kaucję" lub "poręczenie", podawana jest konkretna kwota - opisuje kryminalny.
Policjanci zauważają, że do niedawna pieniądze odbierane były tylko osobiście. Przychodził po nie ktoś podający się za policjanta czy kuriera, czasem senior był nakłaniany by gotówkę wrzucić np. do kosza na śmieci, wyrzucić przez okno, schować pod zaparkowanym samochodem. - W miarę rozwoju bankowości internetowej seniorzy są przekonywani do udostępniania danych do logowania albo robienia przelewów na wskazane rachunki bankowe. Czasem przekazują karty do bankomatu wraz z pinem i przestępcy sami opróżniają im konta - dodaje.
Ofiarami są najczęściej osoby starsze, ale funkcjonariusze CBŚP zwracają uwagę, że wiek ma drugorzędne znaczenie. W ostatnich latach oszukiwani byli księża, znani dziennikarze, sędziowie, przedsiębiorstwa czy właściciele kantorów. - Jeśli trafią na kogoś młodszego i wyczują podatny grunt, to kontynuują. Były przypadki, gdy pewna grupa, która nie została zidentyfikowana, zaatakowała naszych polskich celebrytów. To były osoby młode, bardzo znane, niektóre opowiadały o tym później w mediach społecznościowych. Kilka osób dało się oszukać na sześciocyfrowe kwoty - mówią funkcjonariusze.
O niepokojących telefonach od oszustów poinformowały w lutym 2021 roku za pośrednictwem Instagrama m.in. Lara Gessler i Anna Lewandowska. O sprawie opowiadała też w mediach Agnieszka Hyży. One nie dały się oszukać.
Ale nie wszystkie gwiazdy show-biznesu były tak czujne. Są takie, które oddały oszustom pieniądze i dziś mają status pokrzywdzonych w śledztwie prowadzonym przez warszawską prokuraturę okręgową. Dlatego nie podajemy ich nazwisk.
Znamy kulisy tej sprawy. Jedna z czołowych polskich aktorek, 50-latka pojawiająca się popularnych filmach obyczajowych, przekazała przestępcom blisko pół miliona złotych! Inna z ofiar - 24-letnia piosenkarka i influencerka, która zagrała w popularnym serialu TVP - została oszukana na 100 tysięcy euro.
Na liście pokrzywdzonych są też córki wybitnego polskiego aktora i czołowego polskiego reżysera. Celebrytki zostały oszukane metodą "na policjanta", który ostrzegał przed atakiem hakerskim na ich kontach. Przestępcy dzwonili z Wielkiej Brytanii, tam też wypłacono pieniądze. Nie udało się ich odzyskać.
Przekazanych lub przesłanych pieniędzy próżno później szukać. Trafiają one od kuriera do pośrednika, a następnie do kilku innych członków dobrze zorganizowanej siatki, by następnie znaleźć się w rękach osób zarządzających procederem. Szefowie grupy przestępczej ukrywają się zazwyczaj za granicą, co minimalizuje ryzyko wpadki. Śledztwa w takich sprawach trwają latami.
Praca "wnuczkowej mafii" wygląda jak call-center. - W wynajętym mieszkaniu, w osobnych pomieszczeniach siedzą osoby, posiadające zestawy telefonów komórkowych i jakąś formę książki telefonicznej. Dzwonią do seniorów od godziny 8 do 17, tak jak pracują instytucje finansowe. Działają tak pięć, sześć dni w tygodniu. Kiedyś w weekendy nie było tych przestępstw, ale dziś - dzięki bankowości elektronicznej - można przelew zrobić o każdej porze dnia i nocy - tłumaczy funkcjonariusz, który na co dzień rozpracowuje tzw. wnuczkową mafię.
Funkcjonariusze nie ukrywają, że kwoty, które jednorazowo potrafią wyłudzić oszuści działający tą metodą, są zatrważające.
Gdy przestępcy wyczują, że ofiara jest w posiadaniu znacznej ilości gotówki, są w stanie bombardować ją telefonami nawet przez kilkanaście dni.
Zobowiązują ją do zachowania tajemnicy, jest straszona konsekwencjami w przypadku braku odpowiedniej współpracy lub kuszona nagrodami, gdy dzięki jej pomocy uda się zatrzymać rzekomych oszustów w banku albo włamywaczy. Najczęściej ofiarami są osoby samotne, ale niejednokrotnie przestępstwa zgłaszają małżeństwa.
Co się dzieje z milionami, wyłudzonymi od emerytów? Funkcjonariusze CBŚP, którzy uczestniczyli w dziesiątkach zatrzymań członków tzw. wnuczkowej mafii, wspominają mieszkania wyłożone marmurem, pełne wysokiej klasy sprzętu gospodarstwa domowego, dzieł sztuki, biżuterii i pieniędzy. W garażach zabezpieczane były samochody warte kilkaset tysięcy złotych.
Porsche pod SARP przy ul. Foksal w Warszawie - luksusowe pojazdy, którymi wnuczowa mafia dojeżdżała na spotkania w SARP. Chwalił się nimi syn 'Hossa' Fot Facebook
Mafia prowadzi wystawne życie. Bywa w najlepszych restauracjach i kasynach. Organizuje przyjęcia, na które sprowadzany jest szampan prosto z Francji.
- Dużo inwestują w grunty i mieszkania, wszystko oczywiście na podstawione osoby. Gdy ich zatrzymujemy, twierdzą, że są bezrobotni i żyją z zasiłków, albo pomocy rodziny. Wszystko co posiadają, nie jest ich, tylko dalekich albo nieżyjących już krewnych - mówi jeden z policjantów.
Zdaniem naszych rozmówców Arkadiusz Ł., pseudonim "Hoss", uznawany za pomysłodawcę "wnuczkowego" biznesu i nazywany przed media "królem wnuczkowej mafii", tak naprawdę był jednym z wielu. Nie jest wykluczone, że to właśnie jego najbliższa rodzina zapoczątkowała telefoniczne oszustwa na szkodę emerytów.
- Nasza wiedza od czasów, gdy "Hoss" był zatrzymywany, jest znacznie szersza. W mojej ocenie był on tylko jednym z wielu, miał równoległych, pracujących z nim ludzi, którzy do dziś działają w tym biznesie, prowadzą swoje grupy przestępcze. Dlatego te przestępstwa nie mają końca. Ucinamy hydrze jedną głowę, a na jej miejsce wyrasta następna - zauważa policjant.
Przestępstwa "na wnuczka" i "na policjanta" pojawiły się w Polsce ponad 20 lat temu i nic nie wskazuje na to, by proceder udało się ukrócić. Nadzieję widziano w pandemii, gdy zastraszeni wszechobecnym koronawirusem seniorzy niechętnie opuszczali domy, ale oszuści wymyślali wtedy legendy związane z epidemią, dzięki którym udawało im się nakłaniać starsze osoby do opróżniania kont i domowych skrytek.
Walka z "wnuczkami" jest możliwa wyłącznie dzięki międzynarodowej współpracy policji. Na bazie działań wspieranych przez Europol zatrzymany został między innymi "Hoss" oraz jego rodzina.
Telewizor w złotej ramie - zdjęcie z mieszkania 'Hossa' w bloku przy ul. Żelaznej w Warszawie. Został zabezpieczony podczas zatrzymania w 2014 roku fot. policja
- W ubiegłym roku przy współpracy z policją niemiecką udało nam się zatrzymać kilka osób w Warszawie, które dzwoniły do seniorów, a Niemcy zatrzymali kilkanaście osób odbierających pieniądze. Dzięki działaniom "na gorąco" udało nam się zapobiec przestępstwom na łączną kwotę ponad 3,5 mln euro. A to były tylko dwa tygodnie pracy tej grupy - mówi jeden z operacyjnych. Według policjantów skala przestępstw jest mocno niedoszacowana. - Starsze osoby orientując się jak łatwo dały się oszukać, nie zgłaszają przestępstw. Jest im wstyd, że przekazali całe oszczędności życia osobie podającej się za policjanta albo wnuczka. Zdarza się, że nie wierzą, że zostali oszukani – dodaje.
Nasi rozmówcy podkreślają, że profilaktyczne działania i odrobina czujności potencjalnej ofiary, są najlepszym sposobem na ocalenie oszczędności życia.
Policja nigdy nie prosi o pieniądze i nigdy się to nie zmieni. Nie ma też możliwości, by jakikolwiek funkcjonariusz informował o prowadzonych działaniach operacyjnych przez telefon i angażował w nie cywila. Takie rzeczy się nie dzieją.
Nie ma też w Polsce możliwości wpłacenia za kogokolwiek poręczenia, o którym się informuje się przez telefon i przysyła kuriera do domu. To są środki zapobiegawcze stosowane przez prokuraturę albo sąd i wpłaca się je na rachunek podany w postanowieniu. Warto też pamiętać, że gdy dzwoni ktoś, podający się za krewnego w potrzebie, zawsze należy się upewnić dzwoniąc pod znany nam numer telefonu, czy taka sytuacja miała miejsce. Zwykle taka czujność i świadomość, że w sprawie może pojawić się ktoś trzeci, spłoszy przestępcę, który nie chce być złapany - mówią policjanci.
Proszą również, by zgłaszać na policję także przypadki usiłowania oszustwa, a nie tylko wtedy, gdy pieniądze zostały utracone. - Każdy taki sygnał pomaga nam w dotarciu do sprawcy - dodają.
OSKARŻAM - cykl kryminalny Gazeta.pl Grafika: Marta Kondrusik