Prokuratura Okręgowa w Olsztynie prowadzi wciąż postępowanie dotyczące funkcjonariuszy Służby Więziennej Zakładu Karnego w Barczewie. Śledczy badają, czy w zakładzie dochodziło do znęcania psychicznego i fizycznego nad więźniami, w tym do wulgarnego wyzywania, bicia, podduszania i podtapiania.
Jak przekazał portalowi Gazeta.pl na początku czerwca rzecznik prokuratury Daniel Brodowski, zgłosiło się do tej pory ponad 45 osób z całego kraju, które czują się pokrzywdzone działaniem funkcjonariuszy. "W sprawie systematycznie realizowane są przesłuchania osób pokrzywdzonych oraz świadków. Czynności realizowane są zarówno na terenie Olsztyna, jak też w drodze pomocy prawnych w jednostkach Prokuratury i Policji z terenu całego kraju. Gromadzona jest również dokumentacja, w tym medyczna, dotycząca osób pokrzywdzonych" - informował nas prokurator. Jeszcze w lutym Daniel Brodowski informował o ponad 25 osobach.
W poniedziałek mjr Magdalena Socha, rzeczniczka prasowa Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Olsztynie, przekazała portalowi Gazeta.pl, że własną kontrolę przeprowadzili funkcjonariusze Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Odbyli m.in. rozmowy z funkcjonariuszami Zakładu Karnego w Barczewie oraz z osadzonymi. "Dokonali również wizytacji cel mieszkalnych, a także pomieszczeń Ambulatorium z Izbą Chorych. Zapoznali się z przepisami regulującymi bieżącą działalność jednostki, dokonali analizy wybranej dokumentacji, a także przeprowadzili analizę nagrań z monitoringu z jednostki" - czytamy w oświadczeniu.
"Zespół kontrolny nie stwierdził nieprawidłowości w zakresie atmosfery w jednostce, a osadzeni nie zgłosili (z jednym wyjątkiem) skarg dotyczących najistotniejszych kwestii związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa osobistego" - dodała rzeczniczka. Jednocześnie mjr Magdalena Socha przekazała, że "na obecnym etapie badania sprawy jest zbyt wcześnie na stwierdzenie, że funkcjonariusze Zakładu Karnego w Barczewie dopuścili się w analizowanej sprawie nieprawidłowości lub naruszenia dyscypliny służbowej".
"Dopiero po zakończeniu działań realizowanych przez właściwe organy prokuratury podjęte zostaną adekwatne decyzje i zalecenia. W ocenie kierownictwa formacji bezsprzeczne jest, że wszyscy funkcjonariusze Służby Więziennej powinni prezentować odpowiednie postawy, a sposób wykonywania kary pozbawienia wolności powinien pozostawać w pełnej zgodzie z zakazem stosowania tortur i poniżającego traktowania sformalizowanym w art. 40 Konstytucji RP" - zaznaczyła rzeczniczka.
Przypomnijmy: przedstawiciele Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur (KMPT) przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich przeprowadzili w październiku i styczniu dwie wizytacje w Barczewie. Ustalono, że w zakładzie dochodziło do "aktów przemocy ze strony niektórych funkcjonariuszy względem osadzonych, w tym do tortur, nieludzkiego i poniżającego traktowania". "Osadzeni są wyciągani z celi, doprowadzani do pomieszczeń niemonitorowanych, gdzie następnie są bici, obrażani, zastraszani, podduszani, a nawet podtapiani (tzw. waterboarding)" - napisano w raporcie KMPT.
Rzecznik Praw Obywatelskich złożył do prokuratury zawiadomienia (w listopadzie i grudniu) o możliwości popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy. Jedną z osób, która także złożyła zawiadomienie, był pan Jerzy (imię zostało zmienione). Były osadzony przed kilkoma miesiącami zgodził się porozmawiać z naszą redakcją, pod warunkiem zachowania anonimowości.
Pewnego dnia w trakcie odbywania kary mężczyzna miał zostać doprowadzony przez strażników do niemonitorowanego pomieszczenia. - To było dziwne, nie wiem, dlaczego w ogóle się tam znalazłem. Było tam dwóch dosyć postawnych pracowników zakładu. Jeden z nich wypytywał mnie o jakąś sytuację, do której miało dojść dzień wcześniej z udziałem innego osadzonego. Nic o tym zdarzeniu nie wiedziałem - mówił nam były więzień zakładu karnego w Barczewie.
- Wyższy z mężczyzn uderzył mnie ręką w twarz. Drugi kazał mi się położyć na macie. Założył mi worek foliowy na głowę, pytał, co wiem. Powiedziałem, że o niczym nie mam pojęcia. Zdjął mi ten worek. Pierwszy z mężczyzn założył mi wtedy nelsona na szyję, zaczął mnie dusić. Raz, drugi, trzeci. I znowu natarczywe pytania. Powtórzyłem, że nie wiem, że niczego nie zauważyłem - relacjonował mężczyzna.
- Ponownie wylądowałem na macie, leżąc twarzą do ziemi. Jeden z mężczyzn zaczął mi przypalać dłonie, chyba palnikiem gazowym. Wciąż zadawano pytania. Potem kazał mi zdjąć buty i bił mnie pałką po stopach. Później obrócono mnie twarzą do góry, nałożono ręcznik na twarz i oblewano wodą. Podtapianie. A potem znów twarz do dołu i podduszanie za pomocą ręcznika zaciśniętego na szyi - usłyszeliśmy.