Jak informowaliśmy w Gazeta.pl, w czwartek 15 czerwca po godzinie 18 Komenda Miejska Policji w Szczecinie otrzymała zgłoszenie o strzelaninie w jednym z mieszkań przy ul. Kasjopei. Na miejscu antyterroryści podjęli decyzję o siłowym wtargnięciu do lokalu. Po wyważeniu drzwi znalezione zostały zwłoki trzech dorosłych osób - w tym napastnika.
W piątek te informacje potwierdziła prokuratura. Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie przekazała w rozmowie z TVN24, że w sprawie trwają czynności, została zaplanowana sekcja zwłok, a postępowanie jest prowadzone w kierunku zbrodni zabójstwa. W sprawie badane są różne hipotezy. Nieoficjalnie TVN24 dowiedział się, że jedną z nich jest zazdrość.
Jeden ze świadków, z którym rozmawiała reporterka TVN24, poinformował, że usłyszał huk, po czym nastąpiło kilka kolejnych. Gdy się odwrócił, zobaczył rozbłysk, przypominający wystrzał z broni.
- Tankowałem płyn do spryskiwaczy do samochodu i nagle usłyszałem huk. Odwracam się w kierunku tego miejsca i widzę mężczyznę w czarnym ubraniu, trzyma coś w ręce. Huk się powtarza i w pewnym momencie błysk, ewidentnie z broni. Później była cisza, dużo świadków dookoła. Po paru minutach przyjechała policja- relacjonował mężczyzna.
Przy ul. Kasjopei znajdują się niewysokie domy wielorodzinne, a mieszkańcy osiedla zapewniają, że okolica jest bardzo spokojna. W mieszkaniu, w którym doszło do tragedii, miało mieszkać dobrze sytuowane małżeństwo. Para pojawiała się w nim "od czasu do czasu", ponieważ miało to być ich dodatkowe lokum.
- Oboje koło 50. Zadbani. Sąsiadka zawsze chodziła na wysokich obcasach. Dzięki temu nawet było wiadomo, kiedy są, bo zawsze było ją słychać - powiedział w rozmowie z Onetem jeden z mieszkańców bloku. Kolejny dodał, że sąsiedzi niezbyt dobrze znali małżeństwo. - Tylko klasyczne "dzień dobry", nic więcej - przekazał.
Z kolei mężczyzna miał być prawdopodobnie po udarze. Sąsiedzi wywnioskowali to po charakterystycznym sposobie utykania. Jak zaznaczają, para nigdy nie była hałaśliwa - z mieszkania nie było słychać kłótni ani awantur. - Czasem przyjeżdżali z rodzicami. To ciche osiedle, oni też tacy byli - podkreślają rozmówcy.