W środę w około 60 polskich miastach odbyły się protesty przeciwko śmierci kobiet w ciąży w Polsce. Wydarzenie to związane było przede wszystkim ze śmiercią 33-letniej Doroty, która trafiła do szpitala w Nowym Targu (województwo małopolskie) po odpłynięciu wód płodowych. Lekarze mieli kazać kobiecie, by leżała z nogami w górze, nie mówiąc, że w jej sytuacji mogło dojść do obumarcia płodu lub jego nieodwracalnych uszkodzeń. Po trzech dniach pani Dorota zmarła na skutek wstrząsu septycznego. Śledztwo w sprawie śmierci 33-latki prowadzi prokuratura w Katowicach.
Pani Krystyna, mama zmarłej Doroty, wzięła udział w demonstracji pod hasłem "Ani jednej więcej" w Nowym Targu. Kobieta w rozmowie z dziennikarzami wspomniała, że gdy dowiedziała się o śmierci córki, od razu pobiegła do szpitala. Opisała też reakcję ordynatora, który miał nic nie wiedzieć o śmierci 33-latki.
- Pytam się tego ordynatora, dlaczego moja córka zmarła. Zdziwił się. A on mi powiedział tak: "ja nie wiem". Nie złożył kondolencji. On powiedział, że nie wie, dlaczego zmarła. Do dziś nikt nie złożył kondolencji, nikt się nie odezwał. Wszyscy chodzili bokami, tylko patrzyli - powiedziała dziennikarzom "Tygodnika Podhalańskiego" pani Krystyna.
Kobieta w szpitalu znalazła swojego zięcia Marcina, którego zapytała, czy to nie pomyłka, że Dorota nie żyje. - "Nie, ja byłem", odpowiedział. "No to gdzie ona jest?", zapytałam. "Szykują ją do kostnicy", odpowiedział. Żadnego wsparcia nie było, o nic się nie zapytali. Zięć też powiedział, że nie wie dlaczego córka zmarła. Nikt, ani jedna osoba. Ani pielęgniarka, ani żaden lekarz, ani ordynator. Żadnego wsparcia, zero, żeby się zapytali cokolwiek - przekazała dalej.
Kondolencje pojawiły się na stronie szpitala w Nowym Targu w środę po demonstracji. W oświadczeniu przekazano wyrazy współczucia i zapewniono, że zmarła była "otoczona opieką i troską" przez pracowników placówki.
Kobieta po raz ostatni rozmawiała z mężem 23 maja około godziny 21. Pani Dorota powiedziała, że czuje się bardzo źle, wymiotuje i ma dreszcze. Następnego dnia lekarze mieli stwierdzić u 33-latki wstrząs septyczny. Mimo tego nadal nie przeprowadzono operacji. Jak podaje tvn24.pl, o godzinie 5:20 stan pacjentki był już ciężki, a USG wykazało obumarcie płodu. O godzinie 7:16 nastąpiło zatrzymanie krążenia. Pani Dorota zmarła o 9:38.
Pełnomocniczka rodziny zmarłej, mecenas Jolanta Budzowska przekazała, że 33-latka nie była poinformowana o tym, że w jej sytuacji szanse na utrzymanie ciąży są minimalne, a "każda godzina niesie ogromne ryzyko utraty życia i zdrowia".