33-letnia Dorota zmarła w nocy z 23 na 24 maja w Podhalańskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II w Nowym Targu. Kobieta była w piątym miesiącu ciąży. Jak poinformowała rodzina i adwokatka prowadząca sprawę, lekarze mimo zagrożenia życia kobiety nie zdecydowali się na przeprowadzenie zabiegu aborcji. Śmierć Doroty, a wcześniej Izabeli z Pszczyny, czy Agnieszki z Częstochowy jest bezpośrednio łączona z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku. Uznano wówczas, że aborcja w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu lub jego nieuleczalnej choroby zagrażającej życiu jest niezgodna z konstytucją. Po śmierci 33-latki w Nowym Targu, po raz kolejny ruszają w Polsce protesty pod hasłem "Ani Jednej Więcej".
Dorota do szpitala trafiła 21 maja po tym, jak w piątym miesiącu ciąży odeszły jej wody. - Lekarze zapewniali nas, że są szanse na dotrzymanie ciąży i nie ma żadnego zagrożenia - mówiła kuzynka zmarłej w rozmowie z "Faktem". - Dorota usłyszała od lekarzy, że do rozwiązania ma ostry reżim łóżkowy, co oznaczało, że ma tylko leżeć. Zaufaliśmy lekarzom, bo przecież Dorota była szpitalu, pod fachową opieką - przekazała kobieta. Krewna przyznała, że jedynym zaleceniem medyków, po przyjęciu na oddział 33-latki, było leżenie z uniesionymi nogami do góry. Miało to sprawić, że wody napłyną ponownie.
Po trzech dniach stan kobiety zrobił się na tyle poważny, że zadecydowano o przerwaniu ciąży. Decyzja zapadła jednak zbyt późno. 24 maja o godzinie 9:39 kobieta zmarła. Według wyników sekcji zwłok przyczyną śmierci był wstrząs septyczny i niewydolność wielonarządowa. - Dla nas to był szok, z którego nie możemy się pozbierać. Rodzina jest w rozpaczy - mówiła krewna kobiety. Rodzina zaznacza, że chce wiedzieć, kto zbagatelizował sygnały zagrożenia życia Doroty, a w rezultacie odpowiada za jej śmierć. - To są konkretne osoby, z imienia i nazwiska, które pełniły wówczas dyżur. Tak po ludzku, chcemy usłyszeć prawdę - stwierdziła kuzynka 33-latki. - (Dorota - przyp. red.) chciała dziecko, ale nie za wszelką cenę. Chciała żyć i gdyby ktoś ją o to zapytał, to ona mogłaby dzisiaj żyć. Nie możemy pogodzić się z tą śmiercią - podkreśliła kobieta w rozmowie z dziennikiem.
Po śmierci 33-latki w szpitalu Nowym Targu po raz kolejny ruszą w Polsce protesty pod hasłem "Ani Jednej Więcej". "Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo nie rozważano przerwania ciąży, żeby zapobiec sepsie, której objawy zlekceważono. Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo przy bezwodziu leżała trzy doby z nogami w górze, bo powiedziano jej, że tak może wody powrócą. Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo ją okłamano. Ją i jej rodzinę. Bo nikt im nie powiedział, że w 20. tygodniu ciąży bezwodzie to praktycznie żadne szanse na żywe urodzenie i duże ryzyko dla jej życia i zdrowia. Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo polskie prawo antyaborcyjne zabija, a z lekarzy czyni politycznych sługusów zamiast ekspertów od ochrony zdrowia. Dorota nie żyje, bo lekarze się nie buntują" - napisali organizatorzy marszów w mediach społecznościowych. Szczegółową listę miejsc, w których odbędą się protesty, można znaleźć na Facebooku.