- U nas były muchy. To normalne, bo to jest wieś. Tylko nie było ich aż tak dużo - powiedziała w rozmowie z Polsat News pani Teresa, mieszkanka Czechów. W tym roku owadów jest wyjątkowo dużo. Nie pomagają packi, lepy, opryski, moskitiery ani zamknięte drzwi. Muchy dostają się do domu i siadają na wszystkim, również na jedzeniu. Mieszkańcy skarżą się, że nie są w stanie "utrzymać czystego jedzenia".
Ze względu na natrętne owady mieszkańcy Czechów nie mogą korzystać z ogrodów. - Mąż smaży grilla, a pojemnik przynosi do domu - podkreśliła Dominika Durmaj. Jak dodała, z podwórka - choć jest duże - nie korzysta "praktycznie w ogóle". Powodem są właśnie muchy. - Mamy klapki kupione i jak chcemy wypić kawę czy coś, to cały czas bijemy te muchy. Skąd one przylatują, to nie wiem - zaznaczył inny mieszkaniec miejscowości.
W Czechach podejrzewają, że wylęgarnią much jest pobliska ferma trzody chlewnej. Krzysztof Pisarek z Urzędu Gminy Grzmiąca przekazał w rozmowie z Polsat News, że w chlewni odbyła się "lustracja terenowa". - Nie stwierdziliśmy, żeby te muchy tam występowały - dodał. Kolejną kontrolę zapowiedziała już inspekcja sanitarna. Sama ferma chce powołać specjalnego eksperta, którego zadaniem będzie określenie, skąd we wsi biorą się muchy. Poinformował o tym stację Łukasz Dominiak, rzecznik prasowy Agri Plus.
Tymczasem much w Czechach przybywa. - Zmiotłam wszystkie, wzięłam w jednorazówkę, przyszłam je zważyć. W torbie było dwa kilo much - powiedziała pani Teresa.
***