Lech Wałęsa miał możliwość przemówić do osób, które zabrały się na placu Na Rozdrożu w Warszawie, by o godzinie 12:00 wziąć udział w Marszu 4 czerwca. Co powiedział były prezydent Polski?
- Podejrzewam, że tylu słuchaczy, co dzisiaj, już w życiu mi się nie zdarzy - powiedział na początku Lech Wałęsa, kierując swoje słowa do tłumu uczestników marszu opozycji. Dalej polityk zaczął wspominać, jak doszło do przeprowadzenia częściowo wolnych wyborów 4 czerwca 1989 roku.
- Jestem człowiekiem sukcesu tysiąclecia, tak mówią niektórzy. Chciałbym, abyście zrozumieli, na czym polegały nasze sukcesy. (...) Na wszystkie rzeczy, problemy i kłopoty patrzyłem z perspektywy praktyka. Sukcesy od samego początku układały się w sposób prosty. Nie powstałaby "Solidarność", nie udałby się strajk w sierpniu 1980 r., jeślibym chciał teoretycznie zrealizować plan Bogdana Borysewicza - kontynuował dalej Lech Wałęsa, opowiadając kolejno o tym, jak był otoczony przez Służbę Bezpieczeństwa. Opisał też swoje wrażenia i przeżycia ze strajku w Stoczni Gdańskiej.
- Wierzyłem, że przyjdzie dzień, kiedy powiemy Kaczyńskiemu: "taczki stoją". Do przodu! - mówił do zgromadzonych Wałęsa, a potem zwrócił się do funkcjonariuszy. - A teraz apel do policji. Kochani policjanci: w waszych szeregach jest dużo patriotów. Czy wy widzicie kto łamie konstytucje? I wy ich chronicie? Stoicie za nim? A nie za narodem? - zapytał Wałęsa.
W międzyczasie tłum coraz głośniej zaczął skandować hasło: "Idziemy! Idziemy!", poniekąd przerywając wypowiedź Lecha Wałęsy. - Jak nie chcecie słuchać, to dziękuję bardzo i wszystkiego dobrego - zwrócił się Wałęsa do tłumu. Na koniec tłum zaczął skandować już: "Zwyciężymy!".
Następnie głos zabrali Sylwia Gregorczyk-Abram z inicjatywy Wolne Sądy oraz prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.