Do zdarzenia doszło w piątek przed godz. 10:00. Wtedy stacja nabrzeża dostała sygnał "mayday" od załogi jachtu Tjorven. Jedyną informacją było to, że jacht z czworgiem pasażerów jest w rejonie ujścia Wisły. Rzecznik Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa Rafał Goeck, cytowany przez TVN24, przekazał, że następnie kontakt z załogą urwał się. Załoga zdołała wystrzelić race i to właśnie dzięki nim służby ratunkowe zlokalizowały i uratowały wszystkie cztery osoby.
Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa przekazała w krótkim komunikacie, że jacht Tjorven zatonął w okolicy Świbna. "W akcji ratowniczej brały udział BSR Świbno i BSR Sztutowo oraz statek ratowniczy Wiatr z Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. 4 osoby odnalezione, 2 z 4 w znaczącej hipotermii, na lądzie pomocy poszkodowanym udzielił LPR i ZRM" - czytamy na Twitterze.
Na brzegu czekały również zastępy straży pożarnej. Rzecznik przekazał, że w trakcie poszukiwań zgłosił się świadek, który widział wystrzelone czerwone race. Dzięki tej informacji ratownikom udało się ustalić kierunek, w którym powinno prowadzić się poszukiwania załogi. Ratownicy odnaleźli jedną osobę w wodzie. - Przekazała nam informację, że wraz z nią na jachcie były jeszcze trzy inne osoby i one o własnych siłach dotarły na wypłycenie, na tak zwaną Mewią Łachę - przekazał Goeck. Ratownicy dotarli w to miejsce i odnaleźli pozostałych trzech członków załogi. Nikt z poszkodowanych nie wymagał hospitalizacji.